Radomianka Natalia* skończyła filologię polską. Od zawsze marzyła o dziennikarstwie, więc szlifowała swoje umiejętności, pisząc m.in. do gazetek szkolnych. Jeszcze jako studentka zdobywała doświadczenie, praktykując w lokalnych gazetach. Jak opowiada, wtedy nie przejmowała się, że pracowała za darmo. – Chciałam po prostu pisać – twierdzi. Kiedy jednak odebrała dyplom, na poważnie zaczęła szukać pracy. I trafiła do jednej z radomskich redakcji. Jej wyobrażenia o zawodzie boleśnie zderzyły się jednak z rzeczywistością. Dostała osiemset złotych `na rękę`. Na umowę o dzieło. Żadnych składek, dodatków, lat pracy. – Pracuję codziennie po osiem godzin, w weekendy też. Taki zawód. A pracodawca wciąż mnie zbywa, mówiąc, że do rozmów o etacie jeszcze wrócimy – przyznaje Natalia.
Nasza rozmówczyni na razie trzyma się tej posady, bo – przede wszystkim – pracuje w swoim wymarzonym zawodzie. A po drugie, cieszy się, że w ogóle ma zajęcie. W Radomiu, gdzie ok. 30 proc. mieszkańców jest na bezrobociu, młodzi z pocałowaniem ręki przyjmują każdą pracę. Nawet jeśli zdają sobie sprawę, że są wykorzystywani. Czy Natalia szuka innego zajęcia? – Oczywiście, ale chciałabym zostać w dziennikarstwie, więc zmiana redakcji i za lepsze pieniądze będzie bardzo trudna – przyznaje radomianka. Natalia jest tylko jedną z wielu osób, które pracują za grosze na tzw. umowy śmieciowe. Z przeprowadzonego w 2009 roku Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności wynika, że bezrobotni w wieku 15-24 lata stanowili wtedy aż 54,1 proc. ogółu bezrobotnych w Polsce. Jak jest teraz?
W przypadku umów śmieciowych, czyli np. o dzieło czy zleceń nie ma takich przywilejów. To umowy cywilnoprawne, regulowane przez kodeks cywilny. Nie masz prawa do płatnego urlopu wypoczynkowego czy macierzyńskiego (oczywiście, do umowy zlecenia pracodawca może wpisać przysługujący płatny urlop, ale jeśli tego nie zrobi – przepadło). Nie obowiązuje cię przepis o wynagrodzeniu minimalnym, a w przypadku umowy o dzieło lata pracy nie liczą ci się do emerytury, nie otrzymasz również wynagrodzenia w czasie choroby. Takie umowy są nie dla pracowników, a dla pracodawców, którzy w ten sposób szukają oszczędności i dzięki nim ograniczają uprawnienia socjalne. Korzyść jest zatem wyłącznie jednostronna. Poza tym umowę śmieciową można rozwiązać dosłownie w każdej chwili. Kodeks cywilny nie przewiduje żadnego okresu wypowiedzenia dla umów cywilnoprawnych, co oznacza, że można rozwiązać je z dnia na dzień. I będzie to zgodne z prawem. Nie obowiązuje zatem okres wypowiedzenia czy odprawa.
Wcale nie lepiej. W kryzysie pogrążyła się cała Europa, co odbiło się przede wszystkim na zatrudnieniu młodych. Ze statystyk wynika, że stopa bezrobocia wśród osób poniżej 25. roku życia jest obecnie najwyższa, od kiedy Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) zaczęła monitorować ten wskaźnik. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że ok. 40 proc. młodych Polaków przy rozpoczynaniu pierwszej pracy nie podjęło zajęcia w wyuczonym zawodzie. Co ciekawe, w tej grupie aż 67,1 proc. takiej pracy po prostu nie znalazło, a tylko 8 proc. nie chciało pracować w wyuczonym zawodzie. Większość z nich o etacie może jedynie pomarzyć. Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że co trzeci Polak pracuje na tzw. umowie śmieciowej. Pod tym względem pobiliśmy niechlubny rekord na Starym Kontynencie.
Umowa o pracę, o którą teraz coraz ciężej, daje znacznie więcej korzyści. To umowa na stałe, ze stałym wynagrodzeniem za wykonane czynności. Pracodawca za takiego pracownika odprowadza składki ZUS oraz świadczenia socjalne. Na umowie o pracę mamy prawo do płatnego urlopu wypoczynkowego oraz innych dni wolnych wynikających z prawa pracy, a także do urlopu macierzyńskiego czy wychowawczego. Przy etacie możesz być pewna, że z dnia na dzień nie zostaniesz na lodzie. Pracodawca, który cię zwolni, musi podać konkretną przyczynę swojej decyzji, a ciebie obowiązuje termin wypowiedzenia. Dlatego za jedną z głównych zalet umów o pracę podaje się ochronę przed zwolnieniem. A gdy zachorujesz, idziesz na zwolnienie. I dostajesz 80 proc. wynagrodzenia.
Jagoda ukończyła germanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Na studiach dorabiała sobie jako korepetytorka, wzięła się również za tłumaczenia. Miała nadzieję, że dyplom dobrej uczelni oraz doświadczenie wystarczą, aby dostała przyzwoitą pracę. Nie liczyła od razu na kokosy. Ale proponowano jej wyłącznie umowy o dzieło, za grosze. – Nie mogłam znaleźć pracy w zawodzie. W szkołach nie było wolnych etatów i straszyli zwolnieniami. Jeśli jakaś prywatna firma szukała osoby biegle znającej niemiecki, wymagane były również inne umiejętności, których nie miałam. Szukałam pracy w największych polskich miastach, byłam na paru rozmowach – opowiada Jagoda. W końcu otrzymała propozycję: będzie pracować w prywatnej firmie i zajmować się tłumaczeniami. Zgodziła się. Pracuje jak na etacie. Na umowę zlecenie dostaje ok. tysiąc dwieście złotych.
`Mi szef obiecał, że będzie dokładał kasę pod stołem` – wyznaje natomiast 28-letnia Martyna. `Nie mogłam znaleźć pracy, więc byłam zdesperowana. Zgodziłam się na umowę o dzieło, ale tylko dlatego, żeby zacząć zarabiać cokolwiek. Na umowie mam wpisaną śmiesznie niską kwotę. Szef przyznał, że to po to, aby nie musiał płacić dużych podatków. Powiedział, że dzięki temu więcej zostanie dla mnie. I tak od pół roku na koniec miesiąca dostaję kopertkę` – dodaje Martyna. Czym się zajmuje? Jest pracownikiem administracyjnym w prywatnym przedsiębiorstwie. Kiedyś pracodawca wpisał jej w umowie o dzieło: `stworzenie infografik na potrzeby relacji z klientami`, choć o infografikach i o kontakcie z klientem nie ma pojęcia.
Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan ma pomysł, jak chociażby częściowo rozwiązać problem umów cywilnoprawnych. Jeremi Mordasewicz, doradza zarządu PKPP Lewiatan twierdzi, że od umów o dzieło mogą być odprowadzane składki emerytalne, pod warunkiem jednak, że także wszystkie inne dochody z pracy zostaną objęte składkami na ubezpieczenie społeczne. `Obciążenie wynagrodzenia za wykonanie umowy o dzieło składkami na ubezpieczenie społeczne (emerytalne, rentowe, chorobowe, wypadkowe) spowoduje wzrost kosztu tych prac albo obniżenie wynagrodzenia netto o wartość składki na ZUS, czyli o 30 proc. Warto zapłacić taką cenę, jeżeli będzie to jeden z elementów pakietu działań prowadzących do upowszechnienia systemu ubezpieczeń społecznych` – przekonuje Jeremi Mordasewicz.
Ewa Podsiadły-Natorska
* Imiona bohaterek zostały zmienione.
Zobacz także:
Najgorzej opłacane zawody w Polsce
Kim nie opłaca się być w naszym kraju?
Najgłupsze ogłoszenia o pracę = absurdalne wymagania + nędzna płaca + podejrzane intencje...
Uważaj, jakiej pracy szukasz.