Nie jest tajemnicą, że od poziomu wykształcenia oraz kierunku studiów, jaki wybierzemy, zależy nasza przyszłość oraz kariera zawodowa. Nic więc dziwnego, że walczymy o miejsca na najlepszych uczelniach i studiujemy kilka fakultetów – dyplom magistra jest przecież przepustką do dobrej pracy i wysokich zarobków.
Niestety, nie każdy kierunek zagwarantuje nam znalezienie satysfakcjonującej posady. Szczególnie zagrożeni bezrobociem są, jak przyznała w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Monika Mielcarz z Powiatowego Urzędu Pracy w Katowicach, absolwenci biotechnologii, fizyki, chemii oraz ochrony środowiska. Specjaliści tłumaczą, że trudności ze znalezieniem pracy po tych kierunkach wynikają z faktu, że w Polsce nie rozwinął się jeszcze dostatecznie przemysł farmaceutyczny i medyczny. Magistrzy biotechnologii mogą więc co najwyżej otrzymać stanowisko przedstawiciela handlowego w firmie zajmującej się produkcją leków. Jednak dyplomowani biotechnolodzy nie kryją, że wybierając ten przedmiot studiów, liczyli na ambitniejsze zajęcie. Joanna z Pomorza powiedziała „Rzeczpospolitej”, że posada przedstawiciela handlowego „nie ma nic wspólnego z wyuczonym zawodem. Praca ta polega na wciskaniu ludziom kitu reklamującego jakieś leki czy suplementy diety. Według mnie jest to wykorzystywanie przez firmy farmaceutyczne bezrobocia w mojej grupie zawodowej, bo biotechnolog to nie sprzedawca!”
W obliczu takiej sytuacji szczególnie dziwi fakt, że Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przeznaczyło w tym roku aż 380 mln zł na promowanie studiów technicznych, określanych jako „kluczowe dla gospodarki”. Wśród nich znalazła się właśnie wyżej wspomniana biotechnologia czy ochrona środowiska. Zachętą dla potencjalnych kandydatów na te kierunki mają być stypendia dla najlepszych studentów – nawet w wysokości 1000 zł miesięcznie. W wyprodukowanym przez Ministerstwo spocie reklamowym (wartym ok. 158 tys. zł) aktorzy przekonują, że „najważniejsze, byś po skończeniu miał pracę i czerpał z życia. Zgłoś się na kierunki zamawiane. Potem znajdziesz dobrze opłacaną pracę w swoim zawodzie”.
Zdaniem Joanny promocja kierunków takich jak biotechnologia to nieporozumienie. „Firm biotechnologicznych w Polsce jest jak na lekarstwo i nie zapowiada się, aby rynek ten miał się w naszym kraju zacząć rozwijać w zastraszającym tempie. Dlaczego trwoni się publiczne pieniądze na kształcenie ludzi, których zawody są kompletnie nieprzydatne?” – żali się „Rzeczpospolitej”.
Wiceminister Prawelska-Skrzypek broni pomysłu swojego resortu, tłumacząc, że kiedyś nie było zapotrzebowania na informatyków, a dziś mogą oni przebierać w ofertach. Z biotechnologią ma być podobnie – „To bez wątpienia zawód przyszłości. (…) Ważne, byśmy kształcili biotechnologów, bo jeśli będziemy mieli dobrych specjalistów, możemy też liczyć na przyciągnięcie inwestycji z dziedziny biotechnologii do Polski” - przekonuje.
Natasza Lasky