REPORTAŻ: Jestem kasjerką i nienawidzę swoich klientów

Paulina i Marta mają sporo do zarzucenia Polakom. Dlaczego chcą zmienić pracę?
REPORTAŻ: Jestem kasjerką i nienawidzę swoich klientów
fot. iStock
25.11.2016

Pracę w handlu najłatwiej znaleźć. Nie wymaga specjalnego wykształcenia, ani doświadczenia. Kasjerką czy ekspedientką może zostać każda z nas. Nie z powołania, ale konieczności, żeby robić cokolwiek i zacząć zarabiać. Doskonale widać to po niektórych pracownicach sklepów, które swoje obowiązki wykonują niechętnie i jakby za karę. Są złe na siebie, że trafiły w takie miejsce, a jeszcze bardziej na klientów, którzy ciągle czegoś od nich oczekują.

Frustrację potęguje fakt, że praca w sklepie wymaga ciągłej dyspozycyjności, a niskie zarobki wcale nie idą w parze z zaangażowaniem i poświęceniem. Roszczeniowi i zwyczajnie niegrzeczni kupujący także nie poprawiają sytuacji. Potwierdzają to wyznania dwóch ekspedientek, z którymi udało nam się szczerze porozmawiać. Obie twierdzą, że wolałyby robić coś zupełnie innego, a praca w handlu zrujnowała im psychikę.

Może, zamiast obrażać się na to, że sprzedawczyni nie tryska radością, spróbować ją zrozumieć?

Zobacz również: LIST: „Wstydzę się pracować jako kasjerka, a niczego innego nie mogę znaleźć!”://www.papilot.pl/historie-czytelniczek/list-wstydze-sie-pracowac-jako-kasjerka-a-niczego-innego-nie-moge-znalezc,30893,1

 

praca w sklepie

fot. Thinkstock

Marta pracuje w sklepie od 4 lat. Do handlu trafiła przypadkiem, bo była to jedyna możliwość zarobku. Jak twierdzi, o 4 lata za długo. Swoją przygodę z tą branżą rozpoczynała z pozytywnym nastawieniem. Wierzyła, że klient zawsze odpowie uśmiechem na uśmiech. Bardzo się przeliczyła.

- Nie widzę w tym zajęciu już niczego pozytywnego. Zarobki są bardzo niskie, trudno o pełny etat, pracy coraz więcej, klienci coraz bardziej chamscy i nie ma perspektyw na poprawę. Kiedyś lubiłam to robić, bo przynajmniej nie siedziałam w domu i cokolwiek mogłam zarobić. Lubiłam kontakt z ludźmi. Człowiek jednak szybko się wypala. Tego nie można robić dłużej, niż przez rok, maksymalnie 2 lata. Później dostaje się dreszczy na samą myśl, że trzeba tam wrócić. Ja jestem na etapie, że przestałam robić sama zakupy i zlecam to innym. Mam alergię na sklepy, bo kojarzą mi się ze znienawidzoną pracą. Przyznaję uczciwie - kiedy zbliżam się do mojego sklepu, to dosłownie chce mi się wymiotować - wyznaje.

Jak twierdzi, zawód ten nie wiąże się z niczym pozytywnym. Śmieszne pieniądze, nadmiar obowiązków, ogromny stres i bezczelni Polacy robią swoje.

 

praca w sklepie

fot. Thinkstock

- Co mam do zarzucenia swoim klientom? Po 4 latach użerania się z nimi przeszkadza mi już wszystko. Nawet to, że mieli czelność wejść do sklepu i oddychać. Każda taka wizyta to zapowiedź problemów. 95 procent z nich traktuje mnie z góry. Myślą, że mogą wszystko. I mają sporo racji, bo ja jako potulna ekspedientka nie mam prawa się zdenerwować. Oni plują mi w twarz, a ja udaję, że pada deszcz. Polacy to w większości brudasy. Codziennie oglądam ich brudne paznokcie i ropę w oczach. Czuję ich przykry zapach. Kiedy się do mnie zbliżają, to aż mnie cofa - zwierza się.

Awersja Marty do ludzi nie wzięła się znikąd. Jak wyznaje, przez całą karierę jest poniżana i traktowana jak gorszy gatunek człowieka.

- Bez przerwy mają pretensje, krzyczą, pouczają, straszą skargami. Ciągle słyszę, że jestem tylko sprzedawczynią, że się nie znam, nic nie robię, a burdel w sklepie zrobiłam sama. Sympatycznych klientów mogę policzyć w ciągu dnia na palcach jednej ręki. Na nich przypada 200 innych chamów. Trudno nie zwariować - twierdzi.

Zobacz również: 13-latka przymierzyła tę sukienkę w sklepie. Sprzedawczyni: `Lepiej włóż bieliznę wyszczuplającą!`

praca w sklepie

fot. Thinkstock

Niewiele różni się nastawienie Pauliny, która w handlu pracuje od niedawna. Zawsze chciała to robić, a dziś szuka jakiegokolwiek sposobu, by uciec i już nie wrócić do sklepu. Przekonała się na własnej skórze, co to znaczy gniew klienta.

- Jestem pracownicą sieciówki odzieżowej. Wiele studentek się tym zajmuje, bo tak najłatwiej zacząć. Dostajesz umowę zlecenie, grosze wypłaty i cieszysz się, że masz co robić. Bo co innego możesz? Pozostaje fast food albo dalsze żerowanie na rodzicach. Od smażenia frytek wolałam wieszanie ciuchów, więc wybrałam to. Po 3 miesiącach nie ma już we mnie dawnego zapału. Często płaczę. Głównie z bezsilności, że jestem tak źle traktowana przez klientów. Nastroju nie poprawia fakt, że prędko niczego innego nie znajdę. Trudno o inne zajęcie, gdzie można sobie ustalać godziny i jakoś to pogodzić z nauką. Ale czy wytrzymam jeszcze psychicznie? Szczerze wątpię - żali się.

Jak twierdzi, nadmiar obowiązków i niska pensja to najmniejsze problemy. Gdyby klienci potrafili się zachować, to łatwiej byłoby to znieść.

praca w sklepie

fot. Thinkstock

- Ludziom się wydaje, że mam jakikolwiek wpływ na to, co dzieje się w sklepie. Może nawet na politykę całego koncernu. To ja wysłuchuję od nich, że sprzedajemy szmaty i powinni nas zamknąć. Ja zbieram ubrania z podłogi w przymierzalni, bo komuś nie chciało się ich odwiesić. Rozpatruję zwroty, chociaż wiem, że to przekręt, bo ktoś w danej rzeczy chodził kilka dni i teraz chce oddać. Robi to regularnie. Wysłuchuję, że jestem za głupia nawet do takiej pracy, za mało się uśmiecham, wyglądam jakbym była w sklepie za karę. Jestem traktowana jak śmieć, bo ludzie wykorzystują swoją przewagę. Czy kogoś naprawdę dziwi, że mam tego dość? - pyta retorycznie.

Paulina marzy o tym, by w przyszłości nie mieć do czynienia z klientami. Zadowoli się każdą pracą, która nie wymaga kontaktu z przypadkowymi osobami. Robi jej się słabo, kiedy ich widzi.

- Przestałam lubić ludzi. Zawsze byłam bardzo pozytywnie nastawiona, kontaktowa, uśmiechałam się bez powodu. Teraz muszę się do tego zmuszać. Przekraczając próg sklepu zupełnie siada mi nastrój. Nie dlatego, że jestem humorzasta. Po prostu wiem, co mnie tutaj czeka. Czasami miałabym ochotę spoliczkować bezczelną klientkę, rzucić jej w twarz tymi szmatami na które narzeka albo odburknąć, żeby sama sobie czegoś poszukała. Może kiedy złożę wypowiedzenie będzie to możliwe - planuje.

praca w sklepie

fot. Thinkstock

Obie nasze bohaterki nie mają wątpliwości, co jest najgorsze w pracy w handlu. Nie presja pracodawcy, niezadowalające zarobki, handel wieczorami i w weekendy. Chodzi o klientów, którzy z dnia na dzień stają się coraz gorsi.

- Kiedyś ludzie traktowali nas po partnersku. 4 lata temu zawsze słyszałam dzień dobry na powitanie, grzecznie się do mnie zwracano, klienci nie chcieli robić problemów. Dziś przychodzą z nastawieniem, że w sklepie mogą się na kimś wyżyć. Praktycznie bez ponoszenia konsekwencji, bo ekspedientka musi znieść wszystko. Wbrew pozorom, najmniejsze problemy są z osobami młodymi. Powyżej 30 lat chamstwo przybiera na sile - twierdzi Marta.

- Mogłabym dalej pracować w handlu, gdyby nie wymagało to kontaktu z ludźmi. A skoro to niemożliwe, to nie mam wyjścia i muszę odejść. Umowę mam do stycznia i nie chcę jej przedłużać. Wolę głodować, niż użerać się z Polakami - wyznaje Paulina.

Zobacz również: Sprzedawca/kasjer z Zary odpowiada na pytania

Polecane wideo

Komentarze (28)
Ocena: 4.89 / 5
Ak (Ocena: 5) 17.01.2022 13:58
Też nie nawidzę być kasjerką , denerwuję mnie wszystko. Przez swoją pracę płacze i odreagowuję na mojej rodzinie.
odpowiedz
ja (Ocena: 5) 23.06.2021 05:52
Ja też ich nienawidzę, ale mam z nich kasę, wiec toleruje.A juz najlepiej, jak mam jakiś target do wykonania, a sroki rzucaja sie na wszystko o czym się im ładnie powie.Wtedy mi lepiej, jak sobie pomyśle, że taki wkurzajacy pacan przyblizył mnie do premii zupełnie nieświadomie😃
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 15.12.2017 14:12
W handlu pracuję 2 lata.Podpisuję się rękami i nogami pod zamieszczonym reportażem.Kiedyś cieszyłam się z życia, pomagałam ludziom, a teraz ich nienawidzę...notoryczne poniżanie jest na początku dziennym.Każdego dnia obiecuję sobie , że więcej tam nie wrócę...niestety w miejscowości, w której mieszkam oferty pracy dotyczą handlu i zmywaka...najsmutniejsze są sytuacje gdy rodzic lub dziadek wskazuje na Ciebie palcem mówiąc do dziecka "Adaś jak nie będziesz się uczył to będziesz pracował jak ta Pani na kasie za marne grosze"...i nic nie daje to, że ma się mgr bo to człowieka jeszcze bardziej dobija gdy widzi gdzie wylądował po 5 latach ciężkich studiów, a klienci traktują go jak śmiecia, któremu nie chciało się chodzić do szkoły...
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 05.12.2016 17:56
Znam to, ale szczerze mówiąc mam gdzieś. Śmiać mi się czasem chce z niektórych sytuacji... Pracuję dorywczo w hipermarkecie na dziale chemii, wykładam towar. U nas każdy ma swój dział i swoje obowiązki, nie wiem co się dzieje na innych działach i co gdzie tam leży. Ludzie niestety tego nie rozumieją i potrafią podejść i zapytać, gdzie np. leży konkretna nazwa kawy albo konserwa tej i tej marki. Można cały dzień tłumaczyć, że to nie twój dział i nie masz pojęcia, i tak nie zrozumieją :) Kiedyś zostałam opieprzona, bo powiedziałam, że nie wiem czy są na sklepie dmuchane materace, a pan poszedł i znalazł.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 29.11.2016 08:35
Ja pracuje w Niemczech w Rossmannie (sklep bardzo maly, moze gora 120 m2) i wcale nie jest lepiej. Niemcy to tak NIESAMODZIELNY I JECZACY narod, ze to az nie mozliwe. Jest mnostwo stalych klientow, ktorzy przychodza co 2-3 dni i wiecznie nie moga nic znalezc. Nawet im nie przyjdzie do glowy zeby szamponu szukac w dziale do wlosow a nie w plynach do mycia podlog. Wszedzie wisza duze szyldy a codziennie zbieram zazalenia, ze sklep powinien miec szyldy, ale przeciez nie mogla lezec na podlodze! Tutejsi klienci tez sa straszni, nie rozumieja, ze czegos nie ma w sortymencie tylko stoja i jecza, ze moze to znajde...chyba z d ** y tego nie wyjme. O higienie tez nic ciekawego nie dodam, najgorsze sa te baby co maja koty! Od nich idzie fetor niesamowity + najtansze papierosy obowiazkowo! A o kasie to nie wspomne...
odpowiedz

Polecane dla Ciebie