Niektórym wydaje się, że praca w gastronomii to żadna większa filozofia. Zwłaszcza, jeśli chodzi o bezpośrednią obsługę klienta, bo kelnerką może być przecież każda z nas. To jeden z tych zawodów, bez których trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie tej branży, a równocześnie bardzo niedocenione zajęcie. Prawdziwym artystą jest kucharz. Kelner przyjmuje jedynie zamówienie i podaje do stołu. Czy takie lekceważenie może się dla nas źle skończyć?
Agata od kilku lat pracuje w tym fachu. Zaczynała w przydrożnym barze, by po jakimś czasie rozpocząć karierę kelnerki w restauracji z prawdziwego zdarzenia. Doskonale zna ten świat i sama wie najlepiej, czy plotki o mszczeniu się na klientach za ich naganne zachowanie są prawdą. W rozmowie z nami opowiada o własnych doświadczeniach, a także o sytuacjach opisanych jej przez znajomych kelnerów.
Z jej opowieści wynika jednoznacznie, że z kimś takim nie warto zadzierać. Odpowiedź może przyjść szybciej, niż się tego spodziewamy...
Papilot.pl: Kiedy rozpoczęłaś pracę w gastronomii?
Agata: Zaraz po maturze, kiedy nie miałam za bardzo co ze sobą zrobić, a chciałam dorobić. Wtedy trafiłam do małego baru, gdzie poznałam ten świat od najgorszej strony. To był jeden z tych lokali, w których podaje się marnej jakości żywność i smaży się wszystko na fryturze, która pamięta czasy mojej wczesnej młodości. Stałam za ladą, przyjmowałam zamówienie i krzyczałam, kiedy danie było gotowe. Od wielkiego święta podawałam coś do stolika, jeśli klient wydawał się sympatyczny.
Praca profesjonalnej kelnerki wygląda już nieco inaczej, prawda?
Nie ma porównania. Jeszcze w czasie licencjatu trafiłam do normalnej restauracji w centrum miasta, gdzie biegałam między stolikami i dbałam o obsługę klientów. Tam nauczyłam się najwięcej, bo zrozumiałam, że praca kelnerki może dawać satysfakcję, zwłaszcza finansową, a także, że niektórzy ludzie nie powinni mieć wstępu do takich miejsc.
Kelnerka i satysfakcja? O tym zawodzie rzadko mówi się coś dobrego.
Bo ludziom wydaje się, że podawaniem kotletów zajmują się głupki, którym w życiu nie wyszło. To nie jest prawda.
To kim jest przeciętna kelnerka?
Nie będę udawała, że dla wszystkich z nas to spełnienie marzeń. Najczęściej trafiamy do tej branży w bardzo młodym wieku, bo to jedyne miejsce, gdzie chcą nas przyjąć. Ale tutaj trzeba się dużo uczyć i namęczyć, żeby się utrzymać. Profesjonalna kelnerka musi mieć savoir vivre w małym palcu, znać się na kuchni, potrafić logicznie myśleć, liczyć. To wizytówka lokalu. Kimś takim na pewno nie będzie pierwsza lepsza dziewczyna, która robi to na odwal się.
Można z tego zrozumieć, że lubisz swoją pracę, a może nawet jesteś z siebie dumna?
Tak, bo utrzymuję się w tej branży od kilku dobrych lat i uważam się za profesjonalistkę. Pracuję w fajnym lokalu, gdzie mam zazwyczaj do czynienia z kulturalnymi ludźmi, a w takich warunkach naprawdę nie ma na co narzekać. Chyba, że trafi się ewidentny cham.
Czas na zdradzenie kilku sekretów. Możesz powiedzieć, ile zarabia kelnerka?
W małych lokalach to zazwyczaj umowa zlecenie na ok. 1200 zł i może 200-300 zł miesięcznie z napiwków. W prawdziwych restauracjach coraz częściej jest to etat za minimalną stawkę, ale przynajmniej drugie tyle z napiwków. Można z tego godnie żyć.
Wspomniałaś o tym, że zdarzają się niegrzeczni klienci. Jakie są ich największe przewinienia?
Czasami ludzie zapominają o tym, że kelnerka to też człowiek. Traktują ją jak niewolnika. Skoro płacą, to wydaje im się, że mogą oczekiwać pełnej uległości. Można na nią krzyknąć, klepnąć w tyłek albo ciągle narzekać. Wydaje im się, że w cenę dań wliczona jest możliwość odreagowania na niewinnej dziewczynie. Większość z nas nie daje sobą tak pomiatać, ale oczywiście nasza obrona jest ograniczona. Nawet w takich sytuacjach muszę być uśmiechnięta i udawać sympatyczną.
Co jeszcze mają na sumieniu?
To na kelnerkę zrzucają odpowiedzialność za nieudane danie. Zupełnie tak, jakbym ja odpowiadała za jego smak. A wystarczyłoby poprosić na rozmowę szefa kuchni. Wielu gości nie potrafi się zachować przy stole – po ich wizycie obrus jest do wymiany, a nie do prania. Często rozmawiają przez telefon i równocześnie próbują mówić coś do kelnerki.
Niskich napiwków też powinni się wstydzić?
Jeśli czuję, że obsługa przebiegła dobrze, to każdy kulturalny człowiek powinien się odwdzięczyć. Przynajmniej 10-15 procent rachunku. To nie jest reguła. Czasami nie dostajemy nic albo np. 2 zł przy zamówieniu za ponad 100.
Zdarzyło ci się zemścić na kliencie, który nie potrafi się zachować?
Na pewno nigdy nikomu nie naplułam do talerza, bo wiem, że takie legendy chodzą po mieście. Kiedy widzę, że wszystko mu się nie podoba i na dodatek jest opryskliwy, to spowalniam obsługę. Specjalnie przedłużam wydawanie posiłku, podaję wygazowane napoje, składam zamówienia na kuchni w taki sposób, aby goście nie otrzymali ich równocześnie, przez cały wieczór nie dopytuję, czy czegoś jeszcze sobie życzą. To rzutuje na opinii o całym lokalu, ale mamy z szefostwem taką niepisaną umowę, że jeśli trzeba kogoś nauczyć kultury, to trzeba. Bez względu na koszty.
Jak reagujesz, kiedy ktoś traktuje cię w obcesowy sposób?
Kiedy widzę chama, to obsługuję go jak chama. Bez żadnych zasad, których powinnam przestrzegać. Czasami pozwalam sobie na komentarz w stylu „spokojnie”, a oni tego wyjątkowo nie lubią. Nie będzie ich byle kelnerka pouczała. W dawnych czasach jeden jedyny raz z pełną świadomością podałam komuś takiemu sztukę mięsa, która chwile wcześniej wylądowała na podłodze.
Znasz dobrze ludzi pracujących w tej branży. Słyszałaś o czymś gorszym?
Znajoma kelnerka specjalnie wylała na gościa kieliszek wina. Odreagowała, ale musiała ponieść konsekwencje finansowe.
Co jeszcze mają na sumieniu kelnerki?
Jeśli klient od początku jest naburmuszony, to serwuje mu się odpadki z zamrażalki. Słyszałam o sytuacji, kiedy kelner, żeby nie było, że same kobiety pracują w tej branży, po zamieceniu podłogi opróżnił szufelkę wprost do wazy z zupą. Goście się nie zorientowali. Zdarza się podawać im wino najgorszego gatunku, a kasować jak za najdroższe trunki. Koleżanka z innego lokalu wyprosiła pewną parę, która kręciła nosem od samego wejścia do restauracji. Narobiła im wstydu przy innych.
Nie jesteście rozliczani z tego typu zachowań?
Zawsze można się wybronić, bo właściciele lokali gastronomicznych zazwyczaj zaczynali w obsłudze klienta. Sami najlepiej wiedzą, jak to wygląda. Najgorzej, jeśli świadomie zepsuliśmy danie. Za coś takiego można wylecieć, ale o tym zazwyczaj nikt postronny się nie dowiaduje. Sama widziałam kelnerkę, która ściągnęła z parapetu kilka martwych much i dodała je do gulaszu. Klientowi smakowało.
Jak uniknąć takiej zemsty?
To proste – zachowywać się kulturalnie i wiedzieć, za co odpowiada kelnerka. Jeśli coś się nie podoba, należy interweniować bezpośrednio u menadżera lub kucharza, a nie wyżywać się na biednej dziewczynie.