Przed takim dylematem stoi właśnie 25-letnia Wiktoria, która skończyła studia pedagogiczne i pełna entuzjazmu ruszyła na poszukiwania pracy. Niestety, entuzjazm szybko opadł, bo okazało się, że w szkołach swojej rodzinnej miejscowości nie ma szans na etat, gdyż ostatnio nauczycie raczej tracą posady. „Wszyscy dyrektorzy, do których dotarłam ze swoim cv tłumaczyli, że reforma edukacji wiąże im ręce i nic nie mogą mi zaproponować. W jednej placówce obiecano, że może za parę miesięcy będę mogła liczyć na kilka godzin lekcyjnych, ale to też nic pewnego” – relacjonuje.
W efekcie musiała szukać rozwiązań alternatywnych. Wysłała mnóstwo aplikacji do różnych firm i urzędów. Większość pozostała bez odzewu. „Potwierdziły się słowa moich znajomych, że bez układów trudno znaleźć dobrą pracę” – mówi Wiktoria, która jednak nie ustawała w poszukiwaniach i w końcu dostała propozycję z… chińskiego baru. „Siekanie warzyw do kurczaka słodko-kwaśnego to nie jest szczyt moich marzeń i ambicji, ale nie mogę wybrzydzać, bo po prostu nie mam już z czego żyć. Pomagają mi rodzice, jednak nie chcę się od nich uzależniać, bo przecież jestem dorosła” – dodaje.
Problem w tym, że właściciel lokalu zaproponował jej, podobno tylko na pierwsze 2-3 miesiące, pensję równą najniższej krajowej, czyli 1459 zł. „Wystarczy mi na opłacenie wynajmowanego mieszkania i rachunki, a na życie już nie bardzo. Ale chyba nie mam na razie innego wyjścia” – twierdzi Wiktoria.
Na zawarte w tytule pytanie musiało sobie odpowiedzieć blisko 400 tysięcy Polaków, bo – według statystyk – tyle osób, zatrudnionych przede wszystkim w handlu i przetwórstwie przemysłowym, otrzymuje najniższe krajowe wynagrodzenie. Najwięcej jest ich w województwie warmińsko-mazurskim i łódzkim (6,5 proc.), małopolskim i podkarpackim (5,5 proc.). Najmniejszy odsetek osób żyjących za pensję minimalną zanotowano w mazowieckim (2,5 proc.).
„Najniższa krajowa oznacza bardzo oszczędne życie, życie na granicy ubóstwa” – pisze Wojciech Staszewski w „Newsweeku” i wylicza: „Za najniższą krajową można kupić: rower Cruiser Fera w świątecznej promocji na Allegro.pl, bilet do Delhi z międzylądowaniem w Kijowie na Skytrip.pl, dwuletni pakiet ochronny na lakier dla audi A6 lub mercedesa klasy E, liczarkę pieniędzy Safescan. Albo: 496 półkilogramowych bochenków chleba razowego krojonego, 564 litry mleka Mleczna Dolina, 526 kg margaryny Wybornej, 546 kg ziemniaków, 295 kilogramowych opakowań najtańszych parówek drobiowych, a nawet 780 kotletów schabowych zafoliowanych. Pod warunkiem, że kupuje się w Biedronce”.
Sprawdź także: Ile można zarobić na blogu?
Fot. iStock
Czy zatem warto pracować za najniższą krajową? Często nie ma po prostu innego wyjścia, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie trudno znaleźć dobrą posadę. Oczywiście życie staje się wówczas dużo łatwiejsze, gdy na przykład pozostajemy na utrzymaniu rodziców, co w Polsce nie należy do rzadkości. Jak wykazała ankieta przeprowadzona przez Millward Brown na zlecenie Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej, prawie 35 proc. osób powyżej 50. roku życia wciąż mieszka ze swoimi potomkami, a 60 proc. przyznaje, że co miesiąc daje pieniądze dzieciom lub wnukom.
Comiesięczna wypłata najniższej krajowej pensji staje się też mniej bolesna, gdy kobieta jest związana z lepiej zarabiającym partnerem, który pomaga załatać ewentualne dziury w budżecie. Z badania „Jak zależność finansowa obydwojga partnerów wpływa na ocenę ich satysfakcji z życia przez innych?”, przeprowadzonego pod kierunkiem dr Joanny Roszak ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, wynika, że większość Polek utrzymywanych przez mężczyznę nie czuje się z tego powodu mniej szczęśliwymi.
Jednak wiele kobiet ceni sobie niezależność finansową. Wtedy jednak niska pensja może stać się źródłem frustracji i stresów. Szczególnie, jeśli nad głową „wiszą” zobowiązania, na przykład spłata rat kredytu hipotecznego. Ze statystyk wynika, że już co drugi dorosły mieszkaniec naszego kraju ma choć jedną pożyczkę do spłacenia, a wśród dłużników przeważają kobiety.
Fot. iStock
Zarabianie najniższej krajowej nie pozwala również z optymizmem patrzeć w przyszłość osobom planującym założenie lub powiększenie rodziny. Bo z czego utrzymać dziecko, skoro pensja ledwo starcza na bieżące wydatki? W takiej sytuacji należy się zastanowić nad zmianą pracy, ale przede wszystkim zwiększeniem naszej atrakcyjności zawodowej.
Dobrym rozwiązaniem jest ukończenie kursów zawodowych lub studiów podyplomowych, pozwalających poszerzyć wiedzę i umiejętności. „W firmie, gdzie początkowo zarabiałam najniższą krajową doceniano to, co robię i otrzymałam szansę awansu, jednak wypominano mi trochę, że mam tylko magisterkę z polonistyki, a przydałoby mi się trochę innych umiejętności. Zrobiłam podyplomówkę z zarządzania i od razu wskoczyłam na wyższe stanowisko” – opowiada Karolina.
Bardzo ważny jest jednak wybór odpowiedniego kierunku i oczywiście uczelni, na której będziemy się edukować. Z badania przeprowadzonego przez Millward Brown na zlecenie Work Service wynika bowiem, że aż 51 proc. Polaków jest niezadowolonych ze swoich studiów i deklaruje, że gdyby jeszcze raz mogli podjąć decyzję, to wybraliby inny kierunek. Jaki potencjalnie zapewnia absolwentom dobrą pracę? Od lat na czele listy znajdują się: finanse, informatyka, prawo, wydziały inżynieryjne, logistyka i transport.
RAF