Choć wciąż daleko nam do krajów Europy Zachodniej, mamy bardzo wysokie aspiracje. Polacy chętnie otaczają się luksusem, mają po dwa telefony komórkowe, często zmieniają samochody i przeprowadzają się z bloków do domków jednorodzinnych albo apartamentów. Czy powinniśmy być z tego dumni? Nie do końca. Bo mimo że z roku na rok powodzi nam się coraz lepiej, nie jesteśmy skorzy do dzielenia się zarobkami i tym co mamy. Dowód? Coroczna akcja przekazywania 1 proc. podatku. Choć na długo przed jej rozpoczęciem i w czasie jej trwania politycy, celebryci i artyści apelują o przekazywanie 1 proc., wciąż z możliwości podarowania pieniędzy korzysta niewielu podatników.
W Polsce nie ma urzędu skarbowego, w którym każdy podatnik podzielił się podatkiem. Nieważne, że przekazanie 1 proc. podatku nic nie kosztuje. Co kieruje Polakami, którzy w dalszym ciągu nie chcą darować części swojego podatku na rzecz dowolnej organizacji pożytku publicznego? Lenistwo? Brak wiedzy? Czy właśnie skąpstwo? Akcję „1 proc.” ocenia dr Anna Chotecka, psycholog i socjolog. Jak zauważa specjalistka, Polacy nie dzielą się podatkiem, bo często te kwoty są bardzo niskie. – Po pierwsze wstydzą się przekazać komuś 50 groszy czy złotówkę. Poza tym myślą, że tak drobne sumy i tak się nikomu nie przydadzą – uważa specjalistka. Jednocześnie zaznacza ważną rzecz: – W naszym kraju wciąż mnóstwo osób uważa, że nie ma nic za darmo i że trzeba za wszystko zapłacić. Ludziom trudno jest uwierzyć, że przekazując 1 proc., nie muszą nic zapłacić, że tutaj nie ma żadnych „haczyków”. Wolą machnąć ręką i nie zawracać sobie głowy niż mieć potem problemy – mówi dr Chotecka.
Czy ma rację? Z pewnością tak, bo przykładów potwierdzających, że Polacy faktycznie nie chcą „zawracać sobie głowy” jest znacznie więcej. Zwłaszcza gdy chodzi o ofiarność. 24-letnia Karolina przez kilka miesięcy dorabiała sobie w jednym z warszawskich klubów jako kelnerka. Przez lokal, w którym pracowała, przewijało się wielu obcokrajowców, choć najwięcej w nim było mężczyzn znad Wisły. Kiedy pytamy ją, od kogo dostawała największe napiwki, uśmiecha się: – Nie wiem, ale na pewno nie byli to Polacy, bo nie mówili po polsku. Kiedyś od jednego mężczyzny dostałam 100 euro, ale to zdarzyło się tylko raz. Byli też Niemcy, pamiętam parę z Finlandii, która nie skąpiła pieniędzy. Ale jeśli chodzi o Polaków... Cóż, być może miałam pecha, ale rzadko który zostawiał napiwek. A gdy już go to zrobił, były to zwykle drobne kwoty. Najczęściej bilon. – Polacy są skąpi? – dociekamy dalej. (Po chwili zastanowienia): – Nie chcę generalizować, ale spotykam tylko bardzo skąpych Polaków.
Z opinią Karoliny można się nie zgadzać, ale wystarczy przypomnieć sobie, co dzieje się w sklepach, gdy nadchodzą wyprzedaże. Aż trudno sobie wyobrazić, jak będziemy żyli po wielkich podwyżkach, które nas czekają. Obecnie podczas wyprzedaży centra handlowe szturmowane są od wczesnych godzin porannych, a w kolejce po wymarzoną rzecz, która dostępna jest za niższą cenę, często nie zachowujemy się jak ludzie. W Opolu co roku podczas wielkich obniżek w Media Markt, klienci ustawiają się pod sklepem już o godz. 3 w nocy, mimo że market otwierany jest cztery godziny później.
Polacy zaczęli się także masowo targować i wykłócać o ceny. Od kiedy można to robić nie tylko na bazarze, ale także w sklepie, mieszkańcy krainy nad Wisłą chętnie z tego korzystają. Jak donosi „Dziennik”, targujący się zwykle dostają 2-3 proc. upustu. Choć bywają także większe rabaty – rzędu nawet 5 proc. W licytowaniu się i targowaniu bez wątpienia pomogły nam zakupy przez Internet, a dokładniej aukcje z licytacją. A ponieważ kupowanie za pośrednictwem sieci pozwala zaoszczędzić nawet 30 proc. wydatków, nic dziwnego, że liczba Polaków robiących e-zakupy idzie w miliony.
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że przeciętnie zarabiamy ponad 3 tys. zł miesięcznie brutto. A według badań przeprowadzonych przez TNS OBOP, średnie wydatki gospodarstwa domowego w Polsce to niecałe 1700 zł na miesiąc. I uwaga – prawie co piąta rodzina w naszym kraju regularnie oszczędza pieniądze. W domach, gdzie sytuacja materialna jest dobra, ponad 500 zł odkładamy na tzw. czarną godzinę. Dla porównania – te same rodziny na komunikację i transport wydają miesięcznie niecałe 300 zł, na ubrania oraz obuwie – 265 zł, na służbę zdrowia i usługi medyczne – 214 zł, na kulturę i edukację jeszcze mniej – 141 zł. Podobnie jest w rodzinach, gdzie dochody szacuje się jako przeciętne.
Ciekawie przedstawiają się także wyniki sondażu przeprowadzonego przez tygodnik „Newsweek”. Okazuje się, że aż 70 proc. pytanych gasi niepotrzebnie włączone lampy, co drugi ankietowany nie odkręca wody podczas mycia zębów, a 43 proc. osób po naładowaniu komórki wyjmuje z gniazdka ładowarkę. Ekologicznie? Na swój sposób z pewnością. Jednak po opublikowaniu badań dziennikarze zaczęli się zastanawiać, czy przypadkiem ta ekologia nie jest wynikiem skąpstwa Polaków. I czy powyższe czynności robią dla dobra portfela, a nie planety. Dr Anna Chotecka uważa, że przyzwyczajenia Polaków się zmieniają. – Stwierdzenie, że wyłączamy lampy, tylko dlatego, że jesteśmy skąpi, jest skrajnie niesprawiedliwe. Polacy mają bardzo dużą świadomość i w porównaniu do ubiegłych lat, zmieniają swoje zachowania na plus – zaznacza. Jednak po chwili dodaje: – Fakt pozostaje jednak faktem, że przede wszystkim przemawia przez nas oszczędność, bo mimo że powodzi nam się coraz lepiej, wciąż daleko nam do dobrobytu. A to zmusza nas do drobiazgowego przeliczania pieniędzy.
Julia Wysocka
Zobacz także:
Ukrywamy zakupy przed mężczyznami!
Większość kobiet ma wyrzuty sumienia po szalonych zakupach i nie przyznaje się do nich przed partnerami.
Praca: w kraju czy za granicą? (SONDA)
Lepiej pracować na miejscu za mniejsze pieniądze czy na obczyźnie za kokosy? Sprawdź, co sądzą o tym Papilotki.