Przyglądałyście się kiedyś uważnie metce dołączonej do odzieży kupionej w znanej sieciówce? Na wielu z nich dużą czcionką zaznaczono cenę w polskiej walucie, a powyżej znaleźć można przelicznik w euro czy dolarach. W innych przypadkach cena w obcych walutach kryje się na metce ukrytej pod naklejką wskazującą na złotówki. Czasami warto tam zajrzeć, by zdać sobie sprawę, że coraz częściej przepłacamy – donosi natemat.pl.
Aktualny kurs euro to ok. 4,20 zł, a dolara – 3,20 zł. Jeśli jednak odnajdziemy na metce ceny podane w tych walutach i dokonamy prostego obliczenia, czeka na nas niespodzianka. Oczywiście niezbyt przyjemna. Okazuje się, że gdybyśmy wybrali się na zakupy do Stanów Zjednoczonych czy nawet do pobliskich Niemiec, za taki sam towar zapłacilibyśmy znacznie mniej. Polskie oddziały znanych sieci narzucają niewiarygodne wręcz przeliczniki. Według nich 1 euro to równowartość nawet 6, 7 czy 10 zł. Widać różnicę, prawda? Dziennikarz portalu sprawdził, jak wygląda to w praktyce.
Przynajmniej w przypadku, kiedy cena w euro czy dolarach jest zasłonięta naklejką wskazującą na złotówki. Nie mamy prawa jej zdrapać, by pod nią zajrzeć. Chyba, że już po zakupach, kiedy dana rzecz jest już naszą własnością. Wtedy jednak lepiej sobie tego oszczędzić, by nie mieć poczucia, że ktoś zrobił na nas naprawdę dobry interes. Co na to sieci handlowe? Dziennikarz zapytał o te drastyczne różnice przedstawiciela firmy Inditex, właściciela marek Zara, Pull&Bear, Bershka czy Stradivarius.
- Ceny dla wszystkich produktów ustalane są indywidualnie, obowiązują na terenie całej Polski, ale nie ma żadnego przelicznika z euro. Wszystkie ceny ustalane są adekwatnie do warunków na rynku – cytuje portal natemat.pl.
Czym są wspomniane warunki na rynku? Zarobki w Polsce i siła nabywcza obywateli są chyba jednak nieco niższe, niż np. w krajach Europy Zachodniej...
Manipulowanie cenami jest w naszym kraju na porządku dziennym. Dotyczy to niemal wszystkich znanych sieci handlowych, które szukają różnych usprawiedliwień. Wpływ na ceny mają mieć różnice w wysokości podatku VAT w poszczególnych krajach oraz koszty utrzymania sklepów w galeriach handlowych. Rzeczywiście, coś może być na rzeczy, ale czy naprawdę musimy płacić znacznie więcej za te same towary, co nasi europejscy sąsiedzi? Może powodem nie są wyłącznie warunki prowadzenia biznesu w Polsce, ale także wykorzystywanie okazji do jeszcze większego zarobku?
Dziennikarz portalu natemat.pl wybrał się na zakupy i sprawdzał, ile za daną sztukę odzieży musimy zapłacić w naszym kraju, a ile wydadzą na nią mieszkańcy np. strefy euro. Marynarka za 599 zł, a po przeliczeniu ceny w euro zgodnie z aktualnym kursem walut – mniej o 150 zł. Buty za 359 zł, po przeliczeniu euro – 252 zł. Płaszcz za 899 zł, a w euro jego równowartość to 675 zł. Okazuje się więc, że kupując tylko jedną rzecz przepłacamy nawet 150-200 zł. Czy warto więc sprawdzać, ile dana rzecz kosztuje w innej walucie? Jak najbardziej, ale jest to... nielegalne.