Kobiety, które wzięły udział w szkoleniu prowadzonym przez specjalistów z Bank of England, poczuły się urażone. Zarzuciły specom od kreowania wizerunku seksizm i przedmiotowe traktowanie. Według nich, zmarnowano państwowe pieniądze na bzdurny kurs.
Podczas szkolenia zalecano kobietom, aby w pracy nosiły obcasy (maksymalnie 6 cm) i zawsze miały makijaż, nawet jeśli jest to tylko szminka. Buty i spódnica powinny być w jednym kolorze. Niewskazane są bransoletki na kostce, ponieważ kojarzą się z prostytutkami, nie można przesadzać z liczbą pierścionków, a w uszach powinien się znajdować nie więcej niż jeden kolczyk.
Rzecznik prasowy Bank of England twierdzi, że szkolenie było bezpłatne i miało tylko pokazać, jak się ubierać. Takie samo zdanie na temat szkolenia ma specjalistka od kreowania wizerunku, Lucinda Slater:
„Jeśli ignorujesz to, jak jesteś postrzegana przez innych, sprawiasz sobie trudności. Twój wizerunek jest częścią twojej reputacji, jeśli umiesz pogodzić te obie rzeczy, wtedy stajesz się wiarygodna… Jeśli ubierasz się odpowiednio, okazujesz innym szacunek".
Zupełnie innego zdania są przedstawiciele organizacji kobiecych. Uważają, że tego typu szkolenia to wyraz seksizmu, który każe paniom wykorzystywać ich ciało w pracy i czynić z niego atrybut. Całą sytuację oddają jednak najlepiej słowa jeden z pracownic londyńskiego City:
„Pracodawcy powinni się wstydzić. To nie jest najważniejsze, na czym powinni się w tej chwili koncentrować".
Trudno nie przyznać jej racji w chwili, gdy kryzys ogarnął niemal cały nowoczesny świat. Problem seksizmu i dyskryminacji kobiet wciąż przewija się w mediach. W zeszłą niedzielę opublikowaliśmy list jednej z Papilotek, którą terroryzuje szef.
Karol Chmielewski