SOS

Tajemniczy punkt G: Istnieje czy nie? Rozwiewamy mit raz na zawsze!

Krążą na jego temat niezliczone legendy. Punkt G jest niczym ziemia obiecana, wyspa skarbów. Tylko czy właściwie jest czego szukać?
Tajemniczy punkt G: Istnieje czy nie? Rozwiewamy mit raz na zawsze!
13.09.2014

Badania nad owianym tajemnicą punktem G trwają od kilkudziesięciu lat. Jako pierwszy w 1950 roku zagadnienie to poruszył niemiecki lekarz Ernst Gräfenberg, który zainteresował się tematem pod wpływem sugestii swoich pacjentek. Nie przeprowadził jednak poważnych badań naukowych. Zrobili to natomiast Alice Khan Ladas, Beverly Whipple i John D. Perry, którzy na początku lat 80. opublikowali artykuły dotyczące domniemanego punktu G – wyjątkowej przestrzeni w ciele kobiety, której stymulacja miała gwarantować odczuwanie rozkoszy. Autorzy artykułów miejsce to nazwali punktem G (od pierwszej litery nazwiska Ernsta Gräfenberga).

W 1982 roku na rynku pojawiła się kontrowersyjna książka Ladas, Whipple i Perry’ego (tytuł oryginału: „The G Spot: And Other Discoveries about Human Sexuality”), która utrwaliła przekonanie, że punkt G istnieje. Książka okazała się bestsellerem; przetłumaczono ją na kilkanaście języków. Autorzy postawili w swojej publikację tezę, że kobieca i męska seksualność są do siebie bardzo zbliżone. Oczywiście nie zabrakło osób krytykujących ten tytuł – niektórzy wytknęli autorom, że swoje tezy oparli na domniemaniach czy wręcz plotkach. Jednak pomimo krytyki dzięki książce zaczęto mówić głośno o punkcie G ukrytym w ciele każdej kobiety.

Sprzeczne wnioski

Mówi się, że punkt G ma wielkość ok. 50-80 mm; znajduje się w pochwie, na jednej z bocznych ścianek. Zdaniem niektórych badaczy stymulacja tego miejsca może doprowadzić kobietę do orgazmu wielokrotnego. Gdy się przejrzy fora dyskusyjne, można natrafić na wpisy kobiet przekonanych nie tylko o jego istnieniu, ale przede wszystkim o przyjemności, jaką daje jego stymulacja.

Od czasów ukazania się książki o punkcie G naukowcy spierają się na jego temat. Badacze przeczą sobie wzajemnie, raz ogłaszając światu, że ów punkt istnieje naprawdę, a raz, że… wręcz przeciwnie.

O istnieniu punktu G przekonana jest Deborah Sundahl, autorka książki „Kobieca ejakulacja i punkt G” (wyd. Czarna Owca 2009), która pisze: „Punkt G to wrota do ściślejszego zbliżenia i niebiańskiej wymiany energii seksualnej”. Sundahl zwraca uwagę, że ze względu na złożoność narządów płciowych oraz ich liczne powiązania z mięśniami, nerwami i mózgiem człowieka pobudzenie seksualne oraz orgazmy obejmują całe ciało, sprawiając intensywną przyjemność erotyczną i wywołując najrozmaitsze emocje.

facet

To żaden punkt

Odkrycie polskiego lekarza nie przekonało jednak sceptyków, którzy w dalszym ciągu próbowali udowodnić, że nie ma czegoś takiego jak punkt gwarantujący nieziemskie doznania. Zdaniem niektórych naukowców domniemany punkt G to po prostu skupisko wielu nerwów czuciowych, co czyni to miejsce tak wrażliwym na stymulację. W 2004 roku, a zatem przed odkryciem dra Ostrzeńskiego, na podstawie badań postawiono tezę, że punkt G może mieć jeszcze inną strukturę – w fachowej literaturze użyto stwierdzenia, że być może wspomniany obszar „generuje potencjał czynnościowy powodujący w konsekwencji skurcz pochwy”.

facet

Najnowsze badania rzucają cień na odkrycie polskiego ginekologa. Zdaniem seksuologów punkt G jednak… nie istnieje. Przekonani są o tym włoscy naukowcy. Zespół badaczy pod kierownictwem Emmanuele A. Jannini, profesora endokrynologii i seksuologii na Uniwersytecie Tor Vergata w Rzymie, dowiódł, że punktu G po prostu nie ma, a za odczuwanie rozkoszy nie odpowiada żaden konkretny obszar wewnątrz ciała kobiety. Raport na ten temat ukazał się w magazynie „Nature Reviews Urology”.

Zdaniem włoskich naukowców kobiecy orgazm to złożony proces, na który wpływają zlokalizowane w różnych miejscach gruczoły i mięśnie. „Warunki prowadzące do orgazmu zmieniają się z cyklem hormonalnym. U każdej z pań zresztą wygląda to inaczej” – skomentował prof. Emmanuele A. Jannini.

facet

Rejony do odkrycia

Badania dotyczące punktu G trwają od lat i wciąż nie mamy jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy takie miejsce w ogóle istnieje. Nie da się jednak ukryć, że dzięki temu zbliżenie z partnerem nabiera rumieńców – wspólne poszukiwanie punktu G i odkrywanie nieznanych wcześniej rejonów odpowiedzialnych za rozkosz to ciekawe doświadczenie.

Deborah Sundahl zauważa w swojej książce, że udział w orgazmach punktu G przypisuje się również nerwowi błędnemu, dziesiątemu nerwowi czaszkowemu, który kontroluje funkcje sensoryczne i motoryczne. „Najwyraźniej pozostało nam jeszcze wiele do odkrycia, jeśli chodzi o związek seksualności z tym obszarem mózgu. Jeśli połączone są z nim nerwy miedniczne, a pewnego dnia naukowcy stwierdzą, że właśnie tam powstaje nasza świadomość, potencjał naszej energii i rozkoszy seksualnej jako źródła siły może się okazać niewyobrażalny”.

Ewa Podsiadły-Natorska

facet

Jednak istnieje?

W 2012 roku ciekawego odkrycia dokonał dr Adam Ostrzeński, pochodzący z Polski ginekolog światowej sławy, pracujący w Stanach Zjednoczonych. Na łamach specjalistycznego magazynu „Journal of Sexual Medicine” polski lekarz próbował dowieść, że punkt G to nie wymysł, a fakt medyczny. Zdaniem dra Adama Ostrzeńskiego punkt G ma powierzchnię mniejszą od paznokcia i znajduje się na przedniej ściance pochwy. Ciekawostką może być fakt, że polski lekarz punkt G zlokalizował w ciele… zmarłej 83-latki. Tajemniczy punkt G (mający kształt woreczka) znajdował się ponoć pod kilkoma warstwami tkanek wyściełających wewnętrzną ścianę pochwy.

Kasia Ostrzeńska, córka doktora – również lekarka – przyznała w jednym z wywiadów, że jej ojciec nieraz wspominał o tkance, którą często widywał w organizmach kobiet. To doprowadziło do rzekomego odkrycia punktu G.

Polecane wideo

Komentarze (4)
Ocena: 5 / 5
pytka (Ocena: 5) 14.09.2014 10:39
a po co sie chwalisz..moze masz w dup..ie ten g
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 13.09.2014 17:12
Nawet jeśli to skupisko nerwów, to punkt ten istnieje. Podobno mało kobiet go ma i stąd te zacięte dyskusje. Ja jestem szczęśliwą posiadaczką punktu G i możecie mi wierzyć, że żaden inny orgazm nie jest tak intensywny. W czasie zbliżenia mam kilka orgazmów pochwowych, a znajome mówiły mi, że nie mają w ogóle, w filmach porno kobiety też bardzo rzadko szczytują, co może także świadczyć o tym, że nie wszystkie ów punkt posiadają, bo gdyby go miały... miałaby orgazm za orgazmem ;)
zobacz odpowiedzi (2)

Polecane dla Ciebie