Historia G. to nie jest kolejny mail przysłany do nas przez Czytelniczkę. Dziewczynę poznałam przypadkiem w miniony weekend, kiedy poszłam na imprezę do znajomych. Tak się jakoś złożyło, że usiadłyśmy obok siebie. Nigdy wcześniej się nie spotkałyśmy, więc początkowo było dość niezręcznie. Po pewnym czasie trajkotałyśmy jednak jak dobre znajome. Mówiła głównie ona, a jej otwartość zaskakiwała mnie z każdym kolejnym wypowiadanym przez nią zdaniem. W końcu nie wytrzymałam i spytałam, czy kilka z jej randek mogłabym opisać na portalu, oczywiście nie podając jej imienia, wieku, czy miasta, z którego pochodzi. Zgodziła się bez żadnych oporów.
Dlaczego jej historia jest taka fascynująca? Za chwilę się przekonacie.
Polecamy także: Wyznanie J.: „Tak, mam małego!”
Przede wszystkim G. nie jest klasyczną pięknością. Sama mówi o sobie ze śmiechem, że „urodą nie grzeszy”. Jest świadoma tego, że ma kilkanaście kilogramów nadwagi i jest za wysoka. Nie przepada także za swoją twarzą, a zwłaszcza problematyczną cerą i garbkiem na nosie. Czy mimo to ma kompleksy? Twierdzi, że nie, bo… faceci walą do niej drzwiami i oknami. Każdy z nich marzy o tym, by z nią być, bo wyrobiła sobie opinię nieziemskiej kochanki. „Naprawdę znam się na rzeczy. Po nocy ze mną mężczyźni błagają o powtórkę. W seksie nie mam sobie równych” – twierdzi.
Jak to wszystko się zaczęło?
Fot. iStock
„W gimnazjum i liceum chłopaki raczej się ze mnie naśmiewali. Żaden nie chciał ze mną chodzić, właśnie dlatego, że nie byłam ładna. Klasowe ślicznotki miały tłumy wielbicieli, a ja byłam traktowana wyłącznie jako kumpelka. Jasne, że było mi z tego powodu przykro. Już wtedy wiedziałam, że mogę dać facetowi 100% siebie, jeśli tylko da mi szansę. Byłam dziewicą, ale miałam jakieś wewnętrzne przekonanie o tym, że mogę być dobra „w te klocki”. Może wynikało to z tego, że nie byłam pewna siebie i w ten sposób chciałam zrekompensować facetom jakieś moje braki?
Mimo to w czasach szkolnych nie znalazł się żaden chętny, żeby ze mną być. Wszystko zmieniło się na studiach, kiedy zaczęłam pracować dorywczo. W pracy było wielu fajnych chłopaków, ale oczywiście żadnemu z nich się nie podobałam. Kiedyś po godzinach upiłam się z jednym z nich. Po alkoholu na każdego patrzy się przychylniejszym okiem, więc nawet ja wydałam mu się wtedy „nie taka straszna”. Odprowadził mnie do domu, choć był już trochę wstawiony i zaprosiłam go do środka.
Nadal byłam wtedy dziewicą i ta moja cnota zaczynała mi już trochę doskwierać. Pomyślałam sobie, że pewnie nie zdarzy mi się już nigdy potem szansa, żeby pójść do łóżka z kimś tak seksownym, jak on, więc zaczęłam go całować i rozbierać. Nie opierał się i zaczęliśmy to robić.
Fot. iStock
Najpierw zaspokajałam go oralnie. Podobało mu się tak bardzo, że po pierwszym orgazmie odczekał kilka minut i błagał o powtórkę. Oczywiście spełniłam jego zachciankę, a potem przeszliśmy do kolejnego etapu. Byłam na niego tak napalona, że w ogóle mnie ten pierwszy seks nie bolał. Chłopak chyba nawet się nie zorientował, że jest moim pierwszym, a ja mu tego nie tłumaczyłam. Bo i po co?
Tamtego wieczoru został u mnie na noc. Sądziłam, że rano obudzi się z krzykiem i będzie zaklinał się na wszystkie świętości, że na trzeźwo nigdy by mnie nie dotknął. Nic takiego się nie stało. Zamiast tego po prostu leżał i patrzył na mnie z niedowierzaniem. Powiedział, że jeszcze nigdy wcześniej żadna dziewczyna nie zaspokoiła go tak dobrze, jak ja. Zapytał też, czy umówię się z nim znowu!
W sumie byliśmy ze sobą przez kilka miesięcy i to właśnie na nim szkoliłam swoje umiejętności. Choć chyba to jest jakiś dar w moim przypadku. Intuicyjnie potrafię przewidzieć, czego pragnie kochanek i po prostu bez skrępowania to robię.
Od razu zaznaczam, że nie uprawiam jakiegoś sprośnego seksu z dziwacznymi fetyszami. To są normalne zbliżenia. Potrafię doprowadzić kochanka do największej ekstazy, jeśli zupełnie mi się podda.
Fot. iStock
Już w trakcie związku z kolegą z pracy, pozostali pracownicy zaczęli ze mną flirtować. Wnioskuję więc, że musiał im opowiadać, jaka jestem dobra w te klocki. Niejeden chciał się przekonać na własnej skórze, co potrafię, ale przecież nie z każdym chętnym od razu muszę wskakiwać do łóżka.
Po rozstaniu z Z. (znalazł inną pracę i przeprowadził się do innego miasta), zaczęłam się umawiać na seks-randki jeszcze z dwoma kolegami z pracy. Wybrałam oczywiście największe ciacha, bo też chciałam mieć z tego przyjemność. Od każdego z nich słyszałam zawsze to samo: „Błagam, spotkajmy się znowu” i „Jesteś w tym niesamowicie dobra”.
Ostatnio jeden z nich przechwalał się moimi zdolnościami przed kumplem i oczywiście zyskałam kolejnego wielbiciela. Ale bez przesady, nie będę sypiać z kim popadnie.
Jestem świadoma tego, że ich nie pociągam fizycznie i że żaden z nich nie chciałby być ze mną tak po prostu. Odzywają się do mnie, bo potrafię ich zaspokoić jak żadna inna, ale nie marzą o stałej relacji ze mną.
Czy mnie to boli? Nie, bo jestem świadoma swojej nieatrakcyjności. Jestem też świadoma tego, co potrafię zdziałać w sypialni. I naprawdę wierzę w to, że kiedyś ktoś się we mnie zakocha. Póki co korzystam z życia. Kto mi zabroni?”.
Co sądzicie o podejściu G. do seksu i związków? Potępiacie takie dziewczyny, jak ona, czy szanujecie ich otwartość?
Polecamy także: „Znudziła mi się żona. Pragnę każdej, tylko nie jej...”