Chyba się zakochałam, bo zaczęłam poważnie myśleć o pewnym chłopaku... Mogę się dla niego nawet zmienić, byle tylko zwrócił na mnie uwagę. Na razie znamy się tylko z widzenia, cześć, pa, co u ciebie i takie tam. Ja chcę czegoś więcej, bo on jest niezwykły. Tylko, że jesteśmy zupełnie różni. Podobno przeciwieństwa się przyciągają, ale w tym przypadku raczej wątpię. Takiej, jaka teraz jestem, raczej nie pokocha.
On jest bardzo ułożony, grzeczny. Nie jest nieśmiały, bo ma dobry kontakt ze wszystkimi, ale ma dużo oleju w głowie. Nie interesują go głupoty. A głupotą są dla niego np. imprezy, które ja po prostu uwielbiam. Przynajmniej raz w tygodniu muszę się wyluzować. Ubieram się ładne i idę w tango. Boję się, że on mnie przez to będzie źle odbierał...
Nie oszukujmy się – nie przesiaduję w bibliotekach, jak on, do kina chodzę na komedie, a nie poważne dramaty, nie unikam alkoholu, lubię pokazać kawałek ciałka. Nie jestem głupia i znam swoją wartość, ale takie klimaty mnie po prostu nie kręcą. A może powinny? Inaczej chyba nie mam u niego żadnych szans, bo pewnie teraz kojarzę mu się z jakąś byle dziewuchą.
Pomyślałam, że spróbuję inaczej. Przestanę tak często melanżować, zacznę się bardziej dyskretnie ubierać, spróbuję być spokojniejsza. Tylko nie wiem, co on tak naprawdę o mnie wie i co słyszał. Nie chcę, żeby to wyglądało na przemianę na siłę. Zależy mi na nim!
Może to mi wyjdzie na dobre, bo czasami naprawdę wstydziłam się sama za siebie. Wiem, że potrafię przesadzić i niektórzy nie traktują mnie poważnie. Dla niego mogłabym się zmienić na zawsze. Jeśli zaprosi mnie na randkę do biblioteki albo do kina na jakiś strasznie poważny i smutny film – nie odmówię. Byle tylko zaprosił. Mam nadzieję, że w ogóle potrafi na mnie spojrzeć, jak na kogoś interesującego...
Monika