Ciekawy eksperyment przeprowadził niedawno Damon Gameau, australijski aktor i reżyser, który przez dwa miesiące konsumował tylko produkty z supermarketów i to opatrzone napisami „zdrowa żywność”. Pił teoretycznie korzystne dla organizmu soki, jadł niskotłuszczowy jogurt, batoniki zbożowe i płatki śniadaniowe, a efekty zaprezentował w dokumencie „The Sugar Film” (w polskiej wersji „Cały ten cukier”).
Już po kilku dniach zauważył efekty. Stał się ospały, powolny i nerwowy. „Po kilku tygodniach jego wyrzeźbiony na siłowni brzuch, zaczął przypominać ciążowy brzuszek jego żony” – opisuje „Fakt”. Pod koniec eksperymentu Gameau odwiedził lekarza. Okazało się, że dzięki „diecie niskotłuszczowej” dorobił się również… problemów z wątrobą.
Anna Lewandowska pokazuje swój umięśniony brzuch (ZDJĘCIA)
„To przysmaki, które rodzice często dają swoim dzieciom – myśląc, że robią to, co trzeba. Nic bardziej mylnego, tego typu jedzenie, to prosta droga do otyłości” – przekonuje Gameau.
Jeśli żywność, sprzedawana jako „zdrowa”, skrywa tak mroczne sekrety, to nietrudno wyobrazić sobie, co siedzi w zwyczajnych produktach oferowanych przez supermarkety. Dlatego przed ich zakupem warto się zastanowić, a przede wszystkim uważnie przeczytać skład. Na co zwracać szczególną uwagę?
Zacznijmy od pieczywa, bez którego zdecydowana większość Polaków nie wyobraża sobie posiłku. W marketach jest ono zazwyczaj pieczone z gotowej mrożonej masy z dodatkiem drożdży. Niejednokrotnie przyjemny zapach pieczonego chleba jest po prostu… rozpylany jest w sprayu. Taki „przysmak” już na drugi dzień jest niesmaczny, kruszy się, psuje, a po kilku czy kilkunastu dniach może nawet zacząć pleśnieć.
Dobry chleb powinien zawierać tylko mąkę, wodę, zakwas lub drożdże, sól oraz ewentualnie ziarna zbóż. Jednak w wielu sklepach (zwłaszcza dużych sieciach handlowych) znajdziemy tam różne sztuczne dodatki, np. karmel, który pięknie zabarwia bochenek, nawet ten z mąki pszennej. Wprowadza to konsumentów w błąd, ponieważ myślą, że wybierają ciemne, żytnie pieczywo.
Producenci standardowo dodają do pieczywa sztuczne „polepszacze”, np. propionian wapnia czy sorbinian potasu, który może wywołać reakcje alergiczne – problemy skórne i astmatyczne, zwłaszcza powinny się go wystrzegać kobiety w ciąży oraz dzieci.
Fot. Thinkstock
Do świeżego pieczywa świetnie pasuje plasterek wędliny. Lista składników szynki czy kiełbasy kupowanej w marketach jest zwykle bardzo długa, a mięso stanowi tam zaledwie 30-40 proc. Nie brakuje za to innych dodatków. Najpowszechniejszym konserwantem jest azotyn sodu (E250), który uchodzi za związek potencjalnie rakotwórczy, ponieważ w połączeniu z innymi substancjami w żołądku może tworzyć niebezpieczne nitrozaminy. Termin przydatności do spożycia przedłuża się także stosując wspomniany już sorbinian potasu.
Za charakterystyczny smak wielu wędlin i przetworów mięsnych odpowiada zazwyczaj aromat dymu wędzarniczego – ekstrakt otrzymywany przez frakcjonowanie i oczyszczanie skoncentrowanego dymu uzyskiwanego przy spalaniu określonego gatunku drewna.
Teoretycznie to produkt zdrowy, ponieważ nie zawiera niebezpiecznych substancji smolistych, które są konsekwencją tradycyjnego sposobu wędzenia potraw. Jednak aromat budzi kontrowersje z powodu dość wysokiego stężania potencjalnie rakotwórczych benzo(a)pirenów i od lat trwają dyskusje na temat jego szkodliwości.
Fot. Thinkstock
Półki w marketach uginają się także pod ciężarem gotowych potraw. Producenci dań instant i rozmaitych „gorących kubków” potrafią wspaniale reklamować swoje wyroby.
Co tak naprawdę znajdziemy w kolorowych opakowaniach? Dużą ilość soli, która spożywana w takich ilościach może być przyczyną powstawania nadciśnienia; glutaminian sodu (spożywanie go w dużych ilościach może powodować otyłość i nadwagę, substancja bywa też przyczyną tzw. syndromu chińskiej restauracji, objawiającego się zawrotami głowy, palpitacją serca, nadmierną potliwością, niepokojem i podrażnieniem śluzówki żołądka) oraz tłuszcze trans (wywołują otyłość i zwiększają ryzyko chorób serca, nowotworów czy cukrzycy).
Fot. Thinkstock
W gotowych produktach nie brakuje chemicznych spulchniaczy, polepszaczy smaku i zapachu, konserwantów (np. benzoesanu sodu, który działa drażniąco na śluzówkę żołądka, dlatego spożycie zawierających go produktów może u nadwrażliwych osób powodować dolegliwości bólowe) czy barwniki (np. karmel amoniakalny) – nadmierne ich spożycie może być powodem nadpobudliwości, niekorzystnie wpływa na wątrobę, żołądek, a nawet płodność.
Podczas zakupów w marketach należy uważać nawet na teoretycznie zdrowe produkty, jak soki. Pamiętajmy bowiem, że na takie miano zasługuje tylko napój wyprodukowany z zagęszczonych soków tłoczonych lub przecierów owocowych. Dozwolone jest wzbogacenie go witaminami, minerałami i kwasami spożywczymi (na przykład cytrynowym). Soki mogą zawierać dodatek cukru, jednak nie większy niż 15g na litr (czyli nie więcej jak 2 łyżeczki).
Fot. Thinkstock
Większość sklepowych produktów stanowią nektary. Tego typu napój to rozcieńczony sok, często wzbogacany zarówno naturalnymi, jak i sztucznymi substancjami słodzącymi. Różni się zawartością procentową faktycznego soku i tu warto przed zakupem dokładnie przeczytać skład.
W sprzedaży dostępne są również napoje owocowe, charakteryzujące się zwykle niższą ceną i… mniejszą wartością spożywczą. Naturalnego soku jest w nich niewiele, natomiast producenci chętnie stosują sztuczne aromaty, barwniki, słodziki i konserwanty. Często nektar lub napój może w litrze zawierać nawet 20 łyżeczek cukru! Jak wyliczyli naukowcy, codzienna szklanka takiego „smakołyku” aż o 160 proc. zwiększa ryzyko nadwagi.
Jak widać na klienta marketu czyha wiele pułapek. Dlatego w czasie zakupów warto zachować ostrożność i rozwagę…
Jakie powinnaś wykonywać ćwiczenia, biorąc pod uwagę swój... znak zodiaku?
RAF