Nasza dieta w za dużym stopniu składa się z tłuszczów. Codziennie przekraczamy dopuszczalną dzienną dawkę spożycia tłuszczów nasyconych, która wynosi 22 gramy (w 30 gramach masła znajduje się około 18 gramów tłuszczów nasyconych). Z badań wynika, że średnio każdy Polak zjada każdego dnia około 30 gramów smarowaczy (masła, margaryny itp.).
„Rzeczpospolita” opublikowała wywiad z doc. dr hab. Małgorzatą Kozłowską-Wojciechowską, która kieruje Radą Promocji Zdrowego Żywienia Człowieka. Specjalistka nie pozostawia na nas i naszych zwyczajach żywieniowych suchej nitki. Zwraca uwagę, że zjadamy dużo tłuszczów nasyconych oraz szczególnie niebezpiecznych tłuszczów trans (obecne w syntetycznie utwardzanych tłuszczach roślinnych).
„Naturalnie występują w różnych produktach, ale w bardzo małych ilościach. Natomiast ich ilość lawinowo wzrasta w związku z tym, że producenci utwardzają tłuszcze roślinne starymi, lecz tanimi metodami. W ten sposób wyrabia się m.in. niektóre margaryny. Tłuszcze trans występują też w oleju palmowym, którego używa się do pieczenia większości ciastek i ciast. Zjadając je, uszkadzamy naczynia tętnicze, co prowadzi do miażdżycy i prawdopodobnie rozwoju nowotworów” („Rzeczpospolita”).
W naszej diecie nie chodzi o wyeliminowanie tłuszczu, ponieważ w pewnej ilości potrzebny jest do normalnego funkcjonowania organizmu, idzie raczej o odpowiednie zbilansowanie i czerpanie go z „dobrych” źródeł. Nasycone tłuszcze powinniśmy zastąpić nienasyconymi (występują w roślinach i rybach). To one regulują pracę układu odpornościowego, chronią przed alergiami i są składnikami hormonów.
Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska radzi, aby podczas komponowania posiłków kierować się piramidą żywieniową i przede wszystkim dołączyć do naszego menu ryby, ponieważ ich spożycie wśród Polaków jest najniższe w Europie. Szczególnie ważne jest to dla dzieci. Omijajmy pangę (jest hodowana w zanieczyszczonej delcie Mekongu) i tuńczyka (żyje długo i wchłania dużo toksyn). Zjadamy zaledwie połowę zalecanej dziennej dawki ryb.
Jak tłumaczy pani docent, często idąc na skróty, próbujemy naszą dietę wypełnić produktami typu light.
„Wszystkie potrawy light są dla nas niekorzystne. Dlaczego? Bo przez nie tracimy samokontrolę. Tymczasem jeśli odejmujemy z danego produktu 20 proc. tłuszczu, to musimy go czymś zastąpić, np. 20 proc. węglowodanów. Nie zmniejszamy więc kaloryczności posiłku, ale zamieniamy jedne kalorie na drugie. Zamienił stryjek siekierkę na kijek”.
Zobacz także:
Najwięksi wrogowie odchudzania
Joanna Martel