Jakość wędlin pogarsza się z roku na rok. Szczęśliwi ci, którzy zaopatrują się w pewnych i w pełni bezpiecznych miejscach. Reszta, polująca na przeceny w wielkich marketach, może tylko pomarzyć o pachnącej dymem wędzonce lub aromatycznej, swojskiej kiełbasie. Szokującą prawdę o jakości sprzedawanych w naszym kraju wędlin postanowili ujawnić inspektorzy z olsztyńskiego oddziału inspekcji handlowej.
Jak donosi "Fakt", kontrolerzy wcielili się w rolę konsumentów i wzięli ze sklepowych półek najpopularniejsze, niezbyt drogie wędliny oraz kiełbasy. Następnie zlecili laboratoryjne badania, które miały wykazać, na ile faktyczny skład produktu jest zgodny z tym podanym na opakowaniu. Jakże wielkie było ich zdziwienie, gdy okazało się, że skład nie zgadzał się z informacją od producenta nawet w 42%!
Tabloid podaje, że to, co inspektorzy znaleźli w wędlinach, napawa grozą - ścięgna, chrząstki, a nawet duże kawałki kości. Producenci, mimo deklaracji na opakowaniach, że w składzie jest mięso pierwszego gatunku, zastępują go mechanicznie odkostnionym, czyli skrawanymi kośćmi.
Reporterzy dotarli do jednego z pracowników dużego zakładu na Mazurach. Ten przyznał, że regularnie używa się maszyny do mielenia kości, skór i odpadów poubojowych, takich jak oczy, chrząstki czy ścięgna. To, co z niej wyjdzie, ma konsystencję śmietany i po dodaniu skrobi ze stabilizatorem oraz barwnika wędruje do kiełbas, metek czy parówek.
Natasza Lasky
Zobacz także:
Niestety, w pasztetach czy parówkach znajdziemy śladowe ilości mięsa.
Dlaczego tanie produkty są tanie?
Sądzisz, że najtańsze produktu w niczym nie ustępują tym z wyższej półki? Bardzo się mylisz!