Czasami można odnieść wrażenie, że jedynym celem każdej młodej kobiety jest kontrolowanie swojej wagi. Im jesteśmy szczuplejsze, tym wydajemy się szczęśliwsze. Nikogo nie powinno to dziwić, bo media od lat promują wizerunek wychudzonych piękności. Okazuje się jednak, że nie wszystkie z nas uległy terrorowi rozmiaru 0. Ona mówi wprost - im jestem większa, tym lepiej czuję się we własnym ciele.
Izabella Zaydenberg na łamach portalu Elite Daily wyznała, że kiedy traci na wadze, wtedy wcale nie jest z siebie zadowolona. Wręcz przeciwnie - pulchna sylwetka wydaje jej się najzdrowsza i najbardziej apetyczna. - Kilka tygodni temu lekarz ostrzegł mnie, że grozi mi cukrzyca. Musiałam odstawić gazowane napoje i słodkości. Zaczęłam też ćwiczyć. Udało mi się sporo schudnąć i powinnam być szczęśliwa. Nie jestem - twierdzi.
Dlaczego?
Zobacz również: 5 sekretów skrajnie otyłych ludzi (według kobiety, która waży ponad 225 kg)
fot. zrzut ekranu instagram.com/belkastrelka
„Kiedy zaczęłam chudnąć, wcale nie zmniejszył się mój brzuch. Zareagowały za to moje pośladki, piersi i uda. Nienawidzę tego. Prawda jest taka, że kocham swoje grube uda. Być może nie mają wielkiej roli do spełnienia, ale miło jest mieć coś, za co można chwycić. Lubię, kiedy trzęsą się w czasie chodzenia. Podobają mi się też moje biodra, które czasami wylewają się ponad jeansy. Jestem także zachwycona dużymi piersiami, które poruszają się w różne strony, kiedy wychodzę na miasto. Utrata tych atrybutów sprawiła, że pozbyłam się ważnej części siebie” - pisze Izabella w bardzo szczerym wywodzie.
fot. zrzut ekranu instagram.com/belkastrelka
„Może i zaczęłam ćwiczyć, nie jem tak dużo czekolady jak wcześniej, ale i tak czułam się zdrowsza w rozmiarze 42. Czy to nie brzmi dziwnie? Przez ostatnie lata moja relacja z jedzeniem była trudna. Przechodziłam przez okresy objadania się, racjonalnego odżywiania i głodówki. W najszczuplejszym momencie nosiłam ubrania z rozmiarze 32. Maksymalnie był to rozmiar 42. Teraz uważam, że to ta druga wartość była dla mnie emocjonalnie zdrowsza. Może jadłam za dużo, ale lubiłam siebie i nie musiałam się aż tak katować” - wyznaje.
Zobacz również: 14-latka tłumaczy, dlaczego nie powinnaś obliczać BMI. Posłuchasz jej?
fot. zrzut ekranu instagram.com/belkastrelka
„Rozmiar 42 oznacza większą miseczkę stanika i bardziej zaokrąglone biodra. Miałam też grubsze uda i nieco większy brzuch. I wiecie co? Cieszyłam się wtedy większym powodzeniem, niż w momencie, kiedy bardzo schudłam. Oczywiście żaden facet nigdy nie skomplementował moich wałeczków na brzuchu, ale to nie oznacza, że nie lubią większego ciała. Mężczyźni, z którymi randkowałam, kochali, kiedy moja pupa falowała po niewinnym klapsie. A także to, że moje piersi wypełniały całe ich dłonie. Uważam, że wyglądałam wtedy lepiej w sukienkach, bardziej wyciętych topach, a nawet w jeansach. Rozmiar 42 sprawiał, że byłam piękna i bardzo mi tego brakuje” - twierdzi publicystka.
Przekonuje Cię to?
fot. zrzut ekranu instagram.com/belkastrelka
Izabella w szczupłym wydaniu
fot. zrzut ekranu instagram.com/belkastrelka
Dziennikarka o nieco pełniejszych kształtach
Zobacz również: 4 dietetyczne pułapki, na które musisz uważać!