Walka z niedoskonałościami nie zawsze kończy się sukcesem. Przekonała się o tym każda kobieta, która była zdeterminowana, by pozbyć się nadprogramowych kilogramów, ale w pewnym momencie musiała uznać swoją porażkę. Czasami nasz styl życia nie pozwala na wzmożoną aktywność fizyczną, czasami cudowna dieta okazuje się zupełnie nieskuteczna, czasami ulegamy słabościom... To wymagająca walka, która nie zawsze kończy się sukcesem. Nie brakuje kobiet, które od lat dążą do upragnionej sylwetki, ale nic z tego nie wychodzi. Dlaczego?
W gruncie rzeczy jesteśmy silne i potrafimy wiele znieść. Na wątłych kobiecych barkach często opiera się cała rodzina. To my dbamy o dom, rodzimy i wychowujemy dzieci, równocześnie pracując zawodowo. A jednak z własnymi słabościami i ciałem bardzo często przegrywamy. Tłumaczymy to sobie na wiele różnych sposobów, ale nigdy nie uświadamiamy sobie jednego – być może wcale nie chcemy schudnąć!
Choć teoria sformułowana przez irlandzką doktor socjologii, Bernadette Rock, brzmi rewolucyjnie, warto się nad nią zastanowić. Jej zdaniem najczęstszą przyczyną porażki w czasie kuracji odchudzającej nie jest sprzeciw organizmu, ale nasze myślenie. Niektóre z nas zwyczajnie lubią być pulchniejsze, ale boją się do tego przyznać. Nie tylko przed otoczeniem, ale także przed samą sobą.
Jej zdaniem nie brakuje osób, które rzeczywiście podejmują wyzwanie utraty wagi, ale nieustannie je sabotują. Czasami nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale podświadomie czujemy, że dodatkowe kilogramy i tłuszczyk są dla nas korzystne. Co takiego możemy zawdzięczać znienawidzonej sylwetce? Doktor Bernadette Rock przytacza trzy podstawowe wnioski:
1. Nadwaga jest dla nas wygodnym usprawiedliwieniem i doskonałą wymówką. Jeśli jakimś cudem się jej pozbędę, wtedy nie będzie już taryfy ulgowej. Nie będę miała wymówki, dlaczego nie poznałam idealnego faceta, nie mam odwagi, by zmienić pracę itd.
2. Dodatkowe kilogramy działają niczym czapka niewidka. Kto normalny zainteresuje się ociekającą tłuszczem kobietą? W głębi duszy lubimy ten stan, kiedy jesteśmy niewidzialne dla otoczenia i nie koncentrujemy na sobie uwagi. Możemy żyć spokojnie w tle i nie narażać się na ludzkie spojrzenia.
3. Otyłość i ciało, któremu daleko do ideału, są naszą najlepszą ochroną przed innymi ludźmi. Dzięki temu czujemy, że nie musimy ulegać ich wpływom.
Do czego to wszystkiego prowadzi? Nasza podświadomość jest największym wrogiem na drodze do rzekomo upragnionej sylwetki. Jeśli podejmujemy walkę bez zrozumienia, co tak naprawdę siedzi w naszej głowie, nigdy nie osiągniemy sukcesu i satysfakcji. Rozum podpowiada, by się odchudzać, ale serce zdecydowanie się temu sprzeciwia. Skoro gdzieś głęboko dostrzegam zalety nadwagi, to nigdy nie znajdę w sobie tyle siły, by ostatecznie się z nią rozprawić.
Jedyną metodą jest zrozumienie, co nadwaga mi daje. Być może rzeczywiście lubię się za nią ukrywać, daje mi poczucie bezpieczeństwa, odsuwa ode mnie ludzi, którzy mogliby mnie zranić. Dopiero taka szczera diagnoza pozwoli uwolnić się od tego balastu. Najpierw trzeba uzmysłowić sobie często nieracjonalne zalety takiego stanu rzeczy, by móc ruszyć z miejsca i rzeczywiście schudnąć.
Przekonuje Was to?