Anatomia klasyki

Marzy Ci się, aby wyglądać jak elegantka z Park Avenue? Postaw na minimalizm, elegancję i prostotę, inwestując w sprawdzone klasyki, które nigdy nie wychodzą z mody. Nosiła je Marilyn Monroe i Audrey Hepburn. I właśnie dlatego doceniono je za styl.
Anatomia klasyki
10.06.2009

Marzy Ci się, aby wyglądać jak elegantka z Park Avenue? Postaw na minimalizm, elegancję i prostotę, inwestując w sprawdzone klasyki, które nigdy nie wychodzą z mody. Nosiły je wszystkie najszykowniejsze gwiazdy starego Hollywood – od Marilyn Monroe, przez Audrey Hepburn, po Ritę Hayworth – i właśnie dlatego doceniono je za styl.

Pierwszym punktem na liście najwytworniejszych projektów w historii mody jest apaszka. „To najbardziej uniwersalny dodatek”, zwykła mawiać amerykańska projektantka Donna Karan, znana ze swojej słabości do delikatnych, zwiewnych tkanin w odcieniach pastelowego złota i beżu. Wbrew pozorom, ten element garderoby nie od razu przypadł do gustu zagorzałym modnisiom, które w latach 50. XIX wieku pozostawiły jego noszenie paryskim robotnikom i dopiero w okresie dwudziestolecia międzywojennego przeszczepiły go do swojej szafy, komponując ze sportowymi strojami do jazdy konnej i tenisa. Dzisiaj najmodniejsze apaszki szyje się z najszlachetniejszych, jedwabnych materiałów, a kultowe wręcz stały się te od Hermesa (które nosiła tytułowa diablica z bestselleru „Diabeł ubiera się u Prady”) oraz Coco Chanel.

Drugim przystankiem w podróży przez największe modowe legendy są okulary Ray Ban Wayfarer. Model ten w 1936 roku został zaprojektowany na potrzeby amerykańskich sił powietrznych, ale szybko zaskarbił sobie sympatię wziętych stylistów i trafił na ekrany kin. Wszystko zaczęło się od filmu wszechczasów „Śniadanie u Tiffaniego”, gdzie zjawiskowa Audrey Hepburn pojawiła się w Raybanach w jednej ze scen. Od tego czasu plastikowe oprawki ze spiczastymi narożnikami uznawane są za symbol przełomu lat 50. i 60., a z epoką rockandrolla kojarzą się tak bardzo jak Elvis Presley i minispódniczka w groszki. Oficjalnie, Wayfarery trafiły na rynek w 1952 roku, a ich nazwa oznaczała po prostu - „włóczykije”. Po kultowej Holly Golightly, sięgnęli po nie m.in. bracia Blues z „Blues Brothers” oraz Sonny Crocket, czyli Don Johnson z „Policjantów z Miami”, który bez Wayfarerów nie udawał się na żaden pościg po słonecznej Florydzie. W latach 70. włóczykije odeszły w modowy niebyt (na rzecz lenonków), ale tylko na dwie dekady, znowu zyskując na popularności w czasach świetności zbuntowanych i bardzo grunge kolekcji Calvin Klein Jeans. Dzisiaj Wayfarery stały się ulubionym dodatkiem gwiazd – ich kształt pokochało całe Hollywood, z Lindsay Lohan, Nicole Richie i Mary-Kate Olsen na czele. Zasada jest prosta – jeśli chcesz być sławna, musisz mieć Raybany!

Obok zabójczo czarnych okularów, fetyszem wszystkich szanujących się elegantek stała się wiecznie modne, skórzana chanelka na łańcuszku. Stałe bywalczynie czerwonych dywanów dumnie pozują z nią do zdjęć, Francuzki przekazują z pokolenia na pokolenie, jak rodzinną pamiątkę, a Angielki przekopują w jej poszukiwaniu londyńskie second-handy. To dość przewrotne, biorąc pod uwagę, że jej historia rozpoczęła się ponad pół wieku temu, w lutym 1955 roku, kiedy to słynna Coco Chanel zleciła jej wykonanie warsztatowi Alberta Monnota, odpowiedzialnego za dział pasków i toreb w domu mody Chanel. Na pomysł zrobienia długiego paska z łańcuszka przeplatanego skórą, wpadła sama Mademoiselle. „Mam dosyć ciągłego trzymania w dłoni torebki. Dlatego dodam pasek, żeby nosić ją na ramieniu” - narzekała. Model nazwano 2.55 (od daty narodzin) i do dzisiaj jest najlepiej sprzedającą się torebką tej marki oraz flagowym symbolem jednego z najsłynniejszych domów mody wszechczasów. Mówi się, że model 2.55 zawsze będzie na topie, skoro przetrwał już tak długą próbę czasu. Jego urok nie słabnie, a wręcz przeciwnie – wielbicielek chanelki ciągle przybywa. W zamkniętym kręgu pięknych, sławnych i bogatych posiadanie pikowanej torebki z dużym, firmowym C, stało się nawet swego rodzaju koniecznością. Sarah Jessica Parker kupuje kolejno wszystkie najnowsze modele, Paris Hilton ma ją we wszystkich rozmiarach i kolorach, a Kate Moss nie pojawia się bez niej na żadnej imprezie.

Do grona kultowych należy także inne dzieło zawsze szykownej Mademoiselle – mała czarna. Kiedy w 1926 roku Coco zaprojektowała klasyczną, ciemną sukienkę o prostym kroju, „Vogue” napisał, że jest to „rodzaj uniformu dla wszystkich kobiet z dobrym gustem”. Od tej chwili prawdziwe damy wprost uwielbiają ten fason sukienki – elegancki i dyskretny, a zarazem spektakularny. W 1954 roku w małej czarnej zakochał się sam Christian Dior, który w jednym z wywiadów przyznał, że „czerń można nosić w każdej godzinie dnia i nocy, w każdym wieku i przy każdej okazji”. Jednak istnieje człowiek, który o tej legendarnej sukience wie najwięcej – Huberto de Givenchy. To on zaprojektował najczęściej kopiowany dziś model kultowej małej czarnej, którą z upodobaniem nosiła Holly Golightly, główna bohaterka wcześniej wspominanego „Śniadania u Tiffaniego”. Z kolei Margarita Carmen Cansino, światu znana jako Rita Hayworth, wylansowała najseksowniejszą małą czarną w historii kina. Wystąpiła w niej w dramacie "Gilda", a dzisiaj ta mocno wydekoltowana, wytworna suknia w najciemniejszym z odcieni czerni to najjaśniejsza gwiazda wśród oscarowych kreacji, w której pokazują się najpiękniejsze kobiety – ikony, od Julii Roberts, przez Catherine Zeta-Jones, aż po Sofię Coppolę.

Również autorką szmizjerki jest nie kto inny jak Coco Chanel. Legenda mówi, że słynna projektantka wpadła na pomysł jej stworzenia podczas letnich wyścigów konnych, kiedy uznała, że klasyczny kostium jest zbyt elegancki na tego typu spotkania. Aby poprawić sobie nastrój, postanowiła się jak najszybciej przebrać. W tym celu poprosiła siedzącego obok mężczyznę o pożyczenie koszuli, którą ubrała na gołe ciało. Po powrocie do domu zaprojektowała całą kolekcję koszulowych sukienek, które nazwała chemisière, czyli koszularki. Nie trzeba chyba dodawać, że stały się one prawdziwym hitem wśród francuskich, a później brytyjskich elit. Dzisiaj szmizjerki są jednym z ulubionych elementów wiosennej garderoby kobiecej, co jakiś czas w wielkim stylu powracającym na wybiegi największych domów mody i rozkochującym w sobie wszystkie najsłynniejsze strojnisie Hollywood.

Jednak nawet najszykowniejsza szmizjerka w wersji solo nie wygląda tak pięknie jak w duecie z zabójczymi szpilkami. Katarzyna Medycejska była pierwszą kobietą, która publicznie wystąpiła w butach na wysokim obcasie, w 1533 roku, przy okazji ślubu z Henrykiem Orleańskim. Kilka stuleci później, w 1928 roku świat oszalał na punkcie zdjęcia Lousie Brooks, seksownie pozującej w czarnych, atłasowych szpilkach. Z kolei Marylin Monroe przyznała kiedyś, że wysokie obcasy miały ogromny wpływ na jej karierę, a po tym jak Catherine Deneuve nosiła w filmie „Belle de Jour” platformy od Rogera Viviera, sprzedały się one w 200 tys. egzemplarzy. Od tego momentu obsesja na punkcie wysokich obcasów trwa do dziś, ogarniając nie tylko kobiety, ale również wielkich szewców-projektantów, od których szpilek wprost nie wypada nie mieć - Christiana Louboutina, Jimmiego Choo i Manolo Blahnika.

Nie jest jednak tajemnicą, że prawdziwa elegantka zrobi naprawdę wiele nie tylko dla pary nieprzyzwoicie drogich pantofelków z czerwoną podeszwą, ale również dla sznura pereł. Od wieków są one uważane za symbol elegancji i harmonijnego piękna - w starożytnym Rzymie dodawano je do napojów miłosnych, wierząc, że działają jak afrodyzjak, a w XIII wieku w Chinach traktowano jako łzy aniołów. W rzeczywistości, są one naturalnym wytworem małży morskich i słodkowodnych. Doskonałą metodę hodowli pereł opracowano pod koniec XIX wieku w Japonii. Jednak prawdziwą popularność zyskały one dopiero w latach 50. XX wieku, kiedy to słynna Coco Chanel stwierdziła, że „kobieta potrzebuje sznurów i jeszcze raz sznurów pereł”. Od tej chwili perły zyskały miano niezwykle szykownej, luksusowej, a jednocześnie bezpretensjonalnej ozdoby, stosownej zawsze - i w dzień, i w nocy. Wyróżniają się szlachetnym kształtem oraz czystym, prostym kolorem, co daje im niekwestionowaną, pierwszą pozycję w bogatym świecie kobiecej biżuterii.

Tak jak perły dodają każdej kreacji spektakularnego rozmachu, tak zapach staje się wytwornym uzupełnieniem każdej kobiety. Perfumy to gustowny i zmysłowy dodatek, bez którego nie może się obyć żadne wielkie wyjście, bo jak oznajmiła kiedyś Mademoiselle, „ zapowiedzią przybycia kobiety i pobrzmiewają jeszcze, gdy ona już odeszła". Na liście pięciu najlepiej sprzedających się zapachów widnieją zresztą jej kultowe Perfumy – Chanel nr 5, po raz pierwszy zaprezentowane w 1921 roku. Wbrew ogólnemu przekonaniu zapach stworzył Ernest Beaux, nie słynna projektantka. Coco wybrała jedną z dwudziestu fiolek z różnymi mieszankami zapachowymi i, jak nie trudno się domyślić, zdecydowała się na piątą z kolei. Niezwykła kompozycja róży i jaśminu rozpoczęła nową erę w dziejach perfum - sama Marilyn Monroe wyznała, że do łóżka chodzi ubrana tylko w Chanel No. 5. Później nadszedł czas Estee Lauder, która twierdziła, że „Perfumy są jak miłość”. Z całą pewnością wiedziała, co mówi. W 1953 roku stworzyła olejek do kąpieli Youth-Dew, który unosząc się na skórze przez cały dzień, cieszył się niezwykłym powodzeniem wśród ówczesnych elegantek. Z kolei inna zapachowa legenda - Opium Yves Saint Laurent to Perfumy ciężkie i magnetyczne. Powstały w 1977 roku, a ich nazwa wzbudzała wtedy wiele kontrowersji. Mimo to, genialna mieszanka odniosła sukces, bo komponowanie zapachów to przecież nie tylko chemia, ale również prawdziwa sztuka!

Wydaje się, że elegancka kobieta to kobieta według Coco Chanel. I mimo że wielu zarzucało jej zbytnią skromność i prostotę, to w tym właśnie tkwiła siła wielkiej projektantki. Wraz z posągowymi postaciami świata mody – Diorem, Givenchym i Versace – ubierała największe osobowości kina, a dzisiaj dzięki niej Marylin Monroe, Audrey Hepburn czy Catherine Deneuve uchodzą za uosobienie wyrafinowanego szyku i klasyki na najwyższym poziomie. Coco zaś chyba na zawsze zostanie największym geniuszem mody - mimo (a może właśnie dlatego) że w chwili śmierci w jej szafie wisiały tylko trzy kostiumy.

Weronika Woronowska

Zobacz także:

Kultowe kosmetyki – ikony

Nasze mamy i babcie kupowały je za ostatnie zao szczędzone dolary, a później z dumą pokazywały koleżankom. I choć dziś nie robią już takiej furory jak kiedyś, przetrwały próbę czasu i nadal mają szeregi wielbicielek. Nic dziwnego – przecież pachną luksusem...

Ekskluzywny dodatek: Kamelia od Chanel

Kwiat, który ma setki odmian nie w naturze, ale w modzie. Ukochany ozdobnik Coco Chanel. To już prawdziwa legenda mody.

Polecane wideo

Komentarze (103)
Ocena: 5 / 5
Anonim (Ocena: 5) 23.08.2012 19:29
Jeśli za drogo, róbcie jak ja :) Uwielbiam styl opisany powyżej. Wyglądam tak na co dzień. Niestety mam dopiero 18 lat i za mało pieniędzy, żeby kupować wspaniałe Chanel albo apaszki Hermesa. Jeśli się bardzo chce, można znaleźć ich odpowiedniki w markowych, ale zdecydowanie tańszych sklepach, oczywiście podróbki nie wchodzą w grę! :)
zobacz odpowiedzi (1)
Anonim (Ocena: 5) 21.11.2010 00:28
torebka za ponad 900 euro, apaszka za o. 200-300 euro, buty zq 500...no wole oplacic akademik na studiach. Mam tylko perfumy 5, ale jak chce sie nimi spryskac, to tak 2 godz przed wyjsciem, inaczej sa za mocne
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 30.08.2009 15:31
mam te okulary ^^
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 05.07.2009 22:00
ta kopertówka z chanel jest mega;)) ktos wie ile kosztuje???
zobacz odpowiedzi (1)
Anonim (Ocena: 5) 30.06.2009 00:30
ale chanel No5 tak strasznie śmierdzą babcią ;(
odpowiedz

Polecane dla Ciebie