Mogę tylko pozazdrościć tym z Was, które jeszcze nie mają takich problemów. Jakby bycie matką nie było wystarczająco ciężkie, to jeszcze inni próbują to utrudnić. Nigdy nie przejmowałam się za bardzo cudzymi oczekiwaniami, ale teraz jest trochę inaczej. Chodzi o komunię mojego syna, która odbędzie się już w maju. Ważna okazja, ale czy to powód, żeby się zadłużać? Tak sugeruje mi rodzina. Ich zdaniem to takie małe wesele, więc trzeba zrobić imprezę z pompą.
Oczekuje się ode mnie, że zorganizuję przyjęcie w restauracji. Przewidziana liczba gości: około 50. Mój plan jest nieco inny - odświętny obiad w domu, zabawy dla dzieci w ogrodzie i maksymalnie 20 najbliższych osób. To też trochę będzie kosztowało, ale nie tyle co wynajęcie całego obiektu. Nie wspominając o jedzeniu, bo własnoręcznie zrobię to o wiele taniej. No, ale tak nie wypada, trzeba się pokazać, na dziecku nie ma co oszczędzać…
Już mniejsza z tym, kto mi takie głupoty wmawia, ale powiem tyle - nie jest to jedna osoba i chodzi o najbliższą rodzinę. Argument mają taki, że przecież wszyscy mieliśmy przyjęcia w lokalach, więc mój syn nie może być poszkodowany. Ok, ale widocznie wtedy naszych rodziców było na to stać. Mnie na pewno nie, bo nie mam kilku tysięcy gotówki. O ile tyle by w ogóle wystarczyło. Jak się zdecyduję, to oznacza kredyt pewnie na 2-3 lata. Czy warto dla jednego dnia? Przecież to ma być święto religijne, a nie kolejna okazja do imprezowania na mój koszt…
Zasiali mi ziarno niepewności i teraz sama już nie wiem. Uważam się za dobrą matkę, a tu się okazuje, że chyba nie do końca. Bo skąpię na dziecko. Nie na dziecko! Synowi niczego nie brakuje. Po prostu nie chcę się zarzynać finansowo, żeby kilkadziesiąt osób mogło się najeść i napić. Gdybym miała kasę, to bym to zrobiła… Co Wy o tym myślicie?
Agnieszka