Są ludzie, którzy zakochują się bardzo łatwo. Wystarczy im jedno spojrzenie, uśmiech, czasami jakiś uprzejmy gest i już wpadli po uszy. Są też osoby mające problem z pokochaniem drugiego człowieka. Niby co jakiś czas pojawia się jakieś zauroczenie z ich strony, ale po kilku dniach czy tygodniach okazuje się, że to był błąd. I tak w kółko. Te osoby często zadają sobie pytanie, czy nie trafiły jeszcze na tę drugą połówkę, czy coś jest z nimi nie tak. Wszystko zależy od konkretnego przypadku. Nieumiejętność kochania ma swoje podłoże w problemach natury psychologicznej, ale przedwcześnie nie należy wysnuwać takiej teorii.
Jeżeli człowiek przez trzy dekady swojego życia nie potrafił szczerze pokochać innej osoby, jest to dość niepokojące. Sylwia, jedna z naszych czytelniczek, ma 25 lat, ale jej historia jest odrobinę niepokojąca. Dziewczyna zamartwia się, bo uważa, że nie potrafi kochać. Czy faktycznie powinna się niepokoić?
Zobacz także: Oświadczyny: Kilka słów do... rozczarowanych narzeczonych
Fot. Thinkstock
Nie zrobiłam tego od razu tylko dlatego, że widziałam, jak bardzo mu na mnie zależy. Najgorszym momentem w tym wszystkim była wizyta u jego rodziców. Tak jakoś oficjalnie wyszło. Potem żałowałam, że poszłam. Oczywiście Arek szybko zauważył, że coś jest nie tak, ale skłamałam. Powiedziałam, że mam problemy zdrowotne. To był jednak błąd, bo jego zainteresowanie jeszcze bardziej skupiło się na mnie i wprost zasypał mnie gradem pytań. Długo tak nie wytrzymałam. Po pół roku bycia razem po raz kolejny zerwałam z facetem i po raz kolejny złamałam komuś serce.
Miałam w sumie 17. chłopaków i nigdy nie zostałam przez nikogo porzucona. Zawsze to ja zostawiałam mężczyznę. Jedyne, co wtedy czułam, to wyrzuty sumienia. Potem szybko wikłałam się w kolejną relację, w nadziei, ze coś poczuję. Niestety tak się nie stało. Obecnie unikam mężczyzn, bo nie chcę już nikogo ranić.
Podobny dylemat przeżywa Marlena, chociaż jej sytuacja wydaje się być zupełnie inna. Kobieta ma 28 lat i nigdy nikogo nie miała…
Fot. Thinkstock
Teraz Marlena naprawdę ma już powód do niepokoju. Rozważa nawet wizytę u psychologa.
Kiedyś myślałam, że problem tkwi w tym, iż nie spotkałam odpowiedniego faceta. Jednak naprawdę umawiałam się z całymi tabunami mężczyzn. Dobrze czuję się w ich towarzystwie, więc naprawdę nie potrafię stwierdzić, o co chodzi. Teraz dodatkowo boję się, że gdy spotkam już tego jedynego, będę musiała mu powiedzieć: Słuchaj właściwie to jesteś moim pierwszym facetem. Brzmi dość żałośnie, zdaję sobie z tego sprawę… Zapisałam się do psychologa, może to w czymś pomoże. A Wy, co myślicie o moim przypadku?
Zobacz także: Co jeść, aby nabrać większej ochoty na seks?
Fot. Thinkstock
Najlepiej zapamiętałam związek z Arkiem. Aż przez trzy miesiące wydawało mi się, że go kocham. Poznaliśmy się na studiach. To ja pierwsza go poderwałam. Arek podobał się wielu dziewczynom. Mnie natomiast w ogóle nie kręcił. Kiedy jednak znajome tak się nim zachwycały, stopniowo zaczęłam o nim myśleć i przyglądać się dyskretnie na zajęciach. Nie był przystojny, ale z pewnością męski i oczytany. W końcu wpadłam po uszy – tak wtedy myślałam i naprawdę się tym cieszyłam. Zagadałam go kilka razy po zajęciach. Najpierw umówiliśmy się na wspólną naukę w bibliotece, potem na kawę, i tak już poszło. Po dwóch miesiącach zostaliśmy parą. Dziewczyny pękały z zazdrości, a ja z dumy. Arek był wymarzonym facetem. Co prawda nie tak romantycznym, jakbym chciała, ale naprawdę troszczył się o mnie i okazywał miłość na wiele sposobów.
Arek okazał się kolejnym złudzeniem. Po trzech miesiącach sielanki Sylwia już miała ochotę się wycofać.
Fot. Thinkstock
Jestem dziwaczką, a tak przynajmniej określiłoby mnie kilka osób. Czy to bowiem możliwe, żeby mieć 28 lat i nigdy nie być w żadnym związku? Mój przypadek to niestety potwierdza. Jestem atrakcyjna i wykształcona. Znam kilka języków i mam dobrą pracę. Nigdy nie miałam żadnych zaburzeń na tle psychicznym. Nie cierpię na kompleks niższości. Nie mam żadnych lęków. No właściwie oprócz jednego.
Od kilku lat boję się, że zostanę na zawsze sama. Nigdy nie kochałam nikogo tak prawdziwie. Owszem, byłam kilkakrotnie zakochana, ale to uczucie bardzo szybko znikało. Dosłownie po dwóch tygodniach. Po kilku randkach. Faceci zawsze mnie czymś rozczarowywali. Jeżeli byli atrakcyjny, to często ich charakter stanowił przeszkodę. Niektórzy byli zbyt despotyczni i już po kilku spotkaniach czułam się osaczona. Spotykałam się również z mężczyznami o miękkich charakterach. Wydaje mi się, że wypróbowałam już tylu facetów… Niestety żaden nie wywołał u mnie silniejszych emocji.
Fot. Thinkstock
Mam 25 lat i byłam w 17. związkach. To nie żart. I wcale nie jestem łatwa, bo niektórym może się tak wydawać. Już kiedy byłam nastolatką, czułam silną potrzebę posiadania chłopaka. Na początku związałam się z pierwszym lepszym facetem, który do mnie wystartował. Był niebrzydki, inteligentny i fajnie nam się rozmawiało. Pomyślałam więc, co mi szkodzi, spróbuję. Zerwałam z nim po dwóch tygodniach. Zaczął mnie denerwować i po prostu poczułam, że to nie jest to.
Dość szybko pojawili się następni faceci. W ciągu następnych dwóch lat miałam ich chyba ośmiu. Dziewictwo straciłam w wieku 20. lat. Zrobiłam to z moim ówczesnym facetem – Damianem. Wydawało mi się, że go kocham. Kiedy uprawialiśmy seks nic nie czułam. Chodzi mi nie tylko o doznania fizyczne, ale i psychiczne. Zero radości, czy nawet rozczarowania.
Kolejne lata niczym nie różniły się od poprzednich. Dziewczyna wchodziła w związki i szybko się z nich wycofywała.