Jest taki szczególny dzień w roku, kiedy statystycznie najchętniej się zaręczamy. To oczywiście Walentynki, czyli święto miłości. 14 lutego tysiące polskich mężczyzn padnie na kolana przed swoimi wybrankami i wręczając pierścionek zaręczynowy zadadzą najważniejsze pytanie w życiu „czy wyjdziesz za mnie?”. Miejmy nadzieję, że żaden z nich się nie rozczaruje. Podobnie jak żadna świeżo zaręczona Polka na widok okolicznościowej biżuterii.
Dziś sprawdzamy, na jakie klejnoty najczęściej możemy liczyć. W rozmowie z nami 5 młodych facetów wyznaje uczciwie, gdzie kupili pierścionek, czym się kierowali i ile za niego zapłacili. A także, czy spodobał się ukochanej kobiecie.
Wbrew pozorom, to wcale nie takie oczywiste. Po opadnięciu pierwszych emocji niektóre z nas zaczynają kręcić nosem i zadawać niewygodne pytania. Brylant okazuje się za mały, wolałybyśmy złoto od srebra, kształt nie taki... Oto cała prawda o oświadczynach.
fot. Thinkstock
- Pierścionek zaręczynowy, który wręczyłem dziewczynie kosztował mnie dokładnie 0 zł, o czym ona nie wie do dzisiaj. To jest tak absurdalnie niewiarygodna historia, że nikt mi w to nie wierzy, ale zdarzyła się naprawdę. Wracałem kiedyś z pracy przez park i obok ławki zobaczyłem bukiet kwiatów. Ktoś je po prostu rzucił na ziemię. Ale obok było coś jeszcze – pudełko od jubilera, a w środku pierścionek. Wokół żadnej żywej duszy. Nawet specjalnie przeszedłem wokół, żeby oddać znalezisko, ale nic z tego. To musiały być wyjątkowo nieudane oświadczyny. Wtedy stwierdziłem, że wykorzystam sytuację. Zbierałem się kilka miesięcy, ale wreszcie padłem na kolana i wręczyłem jej klejnot. Mam tylko nadzieję, że nie przyniesie nam to pecha – tak zaoszczędził Tomek.
© Newscom/StarStock
- Na pierścionek zaręczynowy zbierałam przez ponad rok, co nie było łatwe, bo mieszkaliśmy już razem i mieliśmy wspólny budżet. Co miesiąc udawało się jednak odłożyć kilka złotych i wreszcie kupiłem. Żółte złoto z brylantem, nieco ponad 3 tysiące złotych. Średnia półka, ale myślę, że to i tak poważna kwota. W sumie błyskotka się spodobała i nosi ją do dzisiaj, ale doszło do dziwnej dla mnie sytuacji. Na pierścionku było logo producenta, ona przejrzała katalogi i znalazła identyczny za bodajże 700 zł. Nie zwróciła uwagi na to, że był cieńszy, a za oczko robił mały diamencik, a nie brylant. Dowiedziałem się o tym i nie wytrzymałem. Otworzyłem katalog na odpowiedniej stronie, zaznaczyłem flamastrem i zostawiłem na stole, kiedy wychodziłem do pracy. Chyba zrozumiała, bo już nie było tematu – wspomina Dariusz.
fot. Thinkstock
- Można powiedzieć, że byliśmy wtedy w dołku finansowym. Chciałem się oświadczyć już rok wcześniej, ale nie było możliwości. Potem w sumie też, ale stwierdziłem, że chcę tego tu i teraz. Jakimś cudem pozwoliłem sobie na pierścionek za dokładnie 399 zł. Mało, aż było mi trochę wstyd. Żółto-białe złoto, w środku maleńki brylancik. Ładny, ale bardzo skromny w porównaniu z tym, co widziałem u jubilera. Ale efekt był taki, jakbym kupił klejnot za 399 tysięcy zł. Dzisiaj jest moją żoną, a zaręczyny wspominam bardzo miło. Odbiliśmy się od dna i ten pierścionek jest symbolem, że w miłości kasa nie ma większego znaczenia. Zawsze może być lepiej, a jak jest źle, to musimy przez to przejść razem – tłumaczy Marcin.
© Newscom/StarStock
- Z zaręczynami zaszalałem i to bardzo, bo na pierścionek wydałem prawie 10 tysięcy złotych. Gruby pierścień z białego złota i z solidnym brylantem. Nie zależało mi na tym, żeby narzeczona mogła się potem chwalić i mówić, jaki cudowny jest jej przyszły mąż. Po prostu poczułem, że należy jej się coś tak spektakularnego. Bardzo jej się spodobał i nigdy się z nim nie rozstaje, ale nigdy nie poznała jego ceny. Kiedyś z ciekawości zapytała, czy więcej, a może mniej, niż 2 tysiące. Zupełnie nie trafiła, ale ja mam to gdzieś. Wystarczy, że postąpiłem zgodnie ze swoim sumieniem, a ostatecznie ona powiedziała „tak”. Pewnie do dziś myśli, że to błyskotka z sieciówki za 1599 zł. Mniejsza z tym – wyznaje skromny Kamil.
fot. Thinkstock
- Z naszymi zaręczynami wiąże się może śmieszna, ale dla mnie tragiczna historia. Pierścionek kupiłem u jubilera w galerii handlowej praktycznie w ostatniej chwili, bo w Wigilię. Błyskotka do pudełeczka, pudełeczko do siateczki, do środka wrzucili metkę z półki i paragon. Jak przyszło co do czego, to zacząłem się szarpać z tym workiem i na podłogę wyleciał kartonik z przekreśloną ceną 1300. Przecena na 1000. Niby to żaden wstyd, ale zobaczyli to jej rodzice, więc mogli sobie pomyśleć, że oszczędzam na ich córce. Pewnie do dzisiaj się z tego śmieją, a ja oświadczyn staram się nie rozpamiętywać. Mogłem to zrobić na spokojnie i nie byłoby takiej wpadki – wspomina zażenowany Łukasz.