Różne są odcienie zazdrości – może być umiarkowana i wyważona, a wtedy korzystnie wpływa na związek. Albo patologiczna, niczym nieuzasadniona, dająca o sobie znać niekontrolowanymi wybuchami złości i nieustannymi podejrzeniami. Ta druga forma zazdrości niekiedy staje się tak silna i destrukcyjna, że uniemożliwia partnerom funkcjonowanie w związku. A nawet może doprowadzić do jego rozpadu.
Historia Karoliny
Karolina ma 28 lat i z nikim się nie spotyka. Przyznaje, że głównie z własnej winy – gdyby nie chorobliwa zazdrość, od roku byłaby mężatką. Właśnie – byłaby. Dlaczego więc nie jest? Karolina mówi wprost, że to ona zrujnowała swój ostatni związek. „Marek bardzo, bardzo mi się podobał. Poznaliśmy się w pracy i od razu zwróciłam na niego uwagę. Dość długo trwało, zanim zostaliśmy parą. On mówił wprost, że nie szuka kobiety na stałe. I trudno się dziwić, dziewczyn miał na pęczki, każda do niego wzdychała. Był niesamowity”.
Na początku się ze sobą przyjaźnili. Potem zaczęli się do siebie zbliżać, aż w końcu Marek porzucił swoje postanowienie pozostania wiecznym kawalerem i zostali parą. „Od początku byłam o niego bardzo zazdrosna – mówi wprost Karolina. Wydawało mi się, że zaraz jakaś dziewczyna sprzątnie mi go sprzed nosa. Nie wiem, czemu tak szalałam, zwłaszcza że Marek nie dawał mi powodów do zazdrości. Może brakowało mi pewności siebie?” – zastanawia się nasza rozmówczyni. „Fakt jest taki, że ganiałam za nim jak kot z pęcherzem i na każdym kroku chciałam go kontrolować. Nabijałam sobie głowę podejrzeniami, byłam nieufna. A przecież nigdy wcześniej nikt mnie nie skrzywdził w związku”.
Sceny zazdrości, jakie Karolina robiła Markowi, były dość typowe u bardzo zakochanych i niepewnych siebie kobiet. „Sprawdzanie połączeń, SMS-ów, przeczesywanie komputera. Wściekałam się o każde jego samotne wyjście, a nawet o życzenia urodzinowe od koleżanek. Naprawdę byłam potwornie zazdrosna. Nie chciałam się zgodzić, by spotykał się z kolegami. Tak jakbym się martwiła, że pozna jakąś dziewczynę, która zawróci mu w głowie. To był nonsens”.
Związek Karoliny i Marka przetrwał trzy lata. Choć byli ze sobą zaręczeni, Marek w końcu nie wytrzymał i postanowił odejść. „Oczywiście, że szalałam z rozpaczy, ale chyba do mnie dotarło, że to nie było zdrowe uczucie. Ten związek nie przetrwałby na dłuższą metę, bo miał niewłaściwe fundamenty, a ja zachowywałam się niedojrzale. Jeszcze minie trochę czasu, zanim się otrząsnę po tym wszystkim, ale mam nauczkę. Ja po prostu zamęczyłam Marka sobą i swoim zachowaniem”.
Grono zazdrośników
Kasia, jedna z internautek, o swoim przypadku pisze na forum dyskusyjnym. „Dołączam do grona zazdrośników… niestety. Z racji tego, że tutaj się znalazłam, potrzebuję pomocy jak i wy. Właśnie mój związek przechodzi wielki kryzys – dlaczego? Przeze mnie – tylko i wyłącznie. Przez chorą zazdrość straciłam najważniejszą osobę, najukochańszą osobę. Zwracam się o pomoc, bo wiem, że jest szansa na naprawę wszystkiego, tylko ja muszę się zmienić”.
Również w tym przypadku głównym powodem zazdrości jest brak pewności siebie. „Pomóżcie mi! Wiem, że muszę bardziej uwierzyć w siebie, dowartościować się. Ale jak? Dbam o siebie, jestem skromną osobą, więc ciężko mi powiedzieć, czy jestem atrakcyjna, czy nie, ale raczej należę do osób, które podobają się facetom. Czepiam się mojego ukochanego dosłownie o wszystko, wiem, jak bardzo mu to przeszkadza, tysiące rozmów przeprowadziliśmy na ten temat, tyle razy mi wybaczał moje wybuchy zazdrości, a ja tylko obiecywałam, że zmienię się – niestety to były tylko puste słowa, by go zatrzymać przy sobie (bardzo go kochałam i kocham nadal). Teraz niestety przyszedł moment, że on naprawdę nie wytrzymał tego i zerwaliśmy”.
Kasia pisze, że jej eks byłby skłonny do niej wrócić, ale tylko wtedy, jeśli ona się zmieni. „Jak mu to pokazać? Boję się, że znowu wybuchnę, nawet jak sobie postanowię, że tak nie będzie. I stracę go na zawsze”.
Jak w więzieniu
Chorobliwa zazdrość niszczy związki. Odziera relację z głębokich uczuć, pozostawiając jedynie niepewność, strach i obawy o to, kiedy zazdrosny partner znowu wybuchnie. Pamiętaj, że w takim układzie nie da się normalnie funkcjonować. Mówi o tym Agnieszka, która odeszła od swojego byłego partnera z powodu jego wybuchów zazdrości. „Tego nie dało się znieść. Kiedyś mi powiedział, że mam się nie malować, bo jestem wtedy atrakcyjna dla innych mężczyzn, a on tego nie chce. Kiedyś też usłyszałam, że jak długo siedzę w łazience, to pewnie dlatego, że wypisuję SMS-y do innych facetów. Mieszkaliśmy razem przez miesiąc i to był horror, czułam, że się duszę, to było życie jak w więzieniu. Rozstanie było jedną z moich najlepszych decyzji”.
Patologiczna zazdrość nazywana jest zespołem Otella (w ten sposób nazywamy też obłęd alkoholowy). Z punktu widzenia psychologii jest to psychoza należąca do grupy uporczywych psychoz urojeniowych. Zespół Otella objawia się urojeniami niewierności małżeńskiej (partnerskiej), które mogą być podobne do osądów i podejrzeń występujących w zwykłej zazdrości, ale o większym „zasięgu”, tzn. krąg osób uznanych za teoretycznych kochanków jest przeważnie bardzo duży, zaś ewentualne dowody co najmniej niewystarczające lub wręcz absurdalne (typu awizo z poczty znalezione w kieszeni partnerki albo partnera).
Co robić w przypadku patologicznej zazdrości? Wskazana byłaby konsultacja u psychologa – chodzi o ustalenie źródła problemu. Z taką diagnozą będzie łatwiej o zaproponowanie rozwiązań. Jeśli jednak nie chcesz na razie kontaktować się ze specjalistą, spróbuj popracować nad własną pewnością siebie, bo to jej brak zazwyczaj doprowadza do wybuchów zazdrości. Znajdź w sobie mocne strony, poproś bliskich, by wymienili, co w tobie lubią, czytaj poradniki i artykuły podnoszące własną samoocenę. Systematyczną pracą nad sobą możesz uzyskać zadowalające rezultaty.
Ewa Podsiadły-Natorska