Szczupła kobieta nigdy nie zrozumie tej o bardziej krągłych kształtach. Bardzo łatwo oceniamy i wydajemy krzywdzące wyroki. Potrafimy bez skrupułów stwierdzić, że nadmiar tkanki tłuszczowej to oznaka zupełnego zaniedbania, lenistwa i obżarstwa. Zdarza nam się także oceniać wyłącznie przez pryzmat tuszy. Wychodzimy z założenia, że otyła jest sama sobie winna i nie ma prawa narzekać. Czasami warto jednak posłuchać długiej strony i przekonać się, że życie z nadwagą to ciągła walka. Ze słabościami, sobą i chamstwem innych.
Tym razem nie zajmujemy się przyczynami, ale konsekwencjami otyłości. Pomijając zdrowotne, w grę wchodzą również te natury uczuciowej. Choć niektórym trudno będzie w to uwierzyć, solidnie zbudowana kobieta także potrzebuje wsparcia, bliskości i miłości. Często natrafia jednak na zupełne zobojętnienie, odrzucenie lub współczucie, a to ostatnie reakcje, jakich potrzebuje w swoim i tak skomplikowanym życiu. Puszyste panie randkują. Czasami w ciemno, a reakcje niektórych panów pozostawiają wiele do życzenia.
Trzy dziewczyny, którym daleko do wymiarów modelek, opowiadają o swoich doświadczeniach w tej kwestii. Próbują być aktywne towarzysko i szukają szczęścia w miłości, ale bywają brutalnie sprowadzane na ziemię. Jak mężczyźni reagują na nieco bardziej obfite kształty? Oto ich historie.
Kasia ma 27 lat, choć jak sama przyznaje, czuje się jak zaniedbana czterdziestka. Problemy hormonalne doprowadziły do tego, że od kilku lat tyje. Udało jej się zapanować nad swoim ciałem, ale jedynie do tego stopnia, że nie przybiera już więcej na wadze. Ze zrzuceniem zbędnych kilogramów na razie nie potrafi sobie poradzić. Wierzy, że szczęśliwy związek pomoże jej się z tym uporać.
- Poszłam na łatwiznę i założyłam konto w portalu randkowym. Nie wierzyłam, że można tam spotkać kogoś sensownego, ale co miałam do roboty... Nie jestem osobą, która imprezuje co tydzień, więc szanse na znalezienie faceta są niewielkie. W sąsiedztwie nikogo ciekawego, w pracy tym bardziej. Po kilku tygodniach nawiązałam kontakt z moim rówieśnikiem. Na zdjęciach bardzo apetyczny. Ja pokazałam tylko swoją twarz. Wiadomo – wciągnięte policzki, dobra poza i światło. Zresztą, na buzi nie wyglądam na grubą. Zainteresował się na poważnie i zaproponował spotkanie. Dużo do siebie pisaliśmy, więc byłam pewna, że to nie jest kolejny napalony oszust. Zgodziłam się chętnie, bo już dawno nigdzie nie byłam – opowiada.
Nasza bohaterka była pełna nadziei, bo chłopak przywitał ją kwiatami, a w jego oczach widoczny był wyraźny błysk. Chyba wpadła mu w oko, a taka reakcja to dla niej rzadkość. Momentalnie nabrała pewności siebie i zupełnie zapomniała o swoich kompleksach.
- Przyznam szczerze, że nigdy z żadnym chłopakiem nie rozmawiało mi się tak dobrze. Po 5 minutach miałam wrażenie, że siedzę obok swojego ukochanego, z którym jestem od dawna. Był zabawny, błyskotliwy, zaskakiwał inteligencją. Uwierzyłam, że moja samotność właśnie dobiega końca i zapisanie się do tego portalu było najlepszą decyzją w moim życiu. Odetchnęłam z ulgą, bo okazało się, że jest jeszcze przystojniejszy i fajniejszy, niż myślałam. Czyli jednak warto szukać szczęścia w sieci. Spotkanie było tak sympatyczne, że zupełnie straciliśmy rachubę czasu. Wybraliśmy raczej kiepską miejscówkę, bo okazało się, że zamykają o 22. Trochę zaryzykowałam, ale zaprosiłam go do siebie – wspomina.
Tuż po przekroczeniu progu mieszkania okazało się, że internetowy amant ma ochotę na coś więcej. Wszystko wskazywało na to, że Kasia rano poda mu śniadanie do łóżka. Nie zdążyła.
- Do niczego nie doszło. Stwierdził, że zdawał sobie sprawę z mojej budowy ciała, ale nie wiedział, że „aż tak”. Przepraszał, prosił o wybaczenie, ale zwyczajnie nie dał rady. Myślał, że się przełamie, ale „to jednak nie jego klimaty”. Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślał. Przez tego palanta do dzisiaj mam problemy ze zbliżeniem się do kogokolwiek – twierdzi.
Justyna ma 29 lat i uczciwie przyznaje, że trochę się zaniedbała. W liceum uchodziła za najpiękniejszą i najzgrabniejszą dziewczynę w szkole. Nigdy nie narzekała na brak męskiego zainteresowania. To zmieniło się na piątym roku studiów, kiedy zaszła w ciążę. Związek nie przetrwał, ale dzisiaj jest szczęśliwą mamą. Prawie szczęśliwą, bo do spełnienia brakuje jej tylko sylwetki sprzed lat.
- Pracuję, wychowuję córkę, nie mam czasu na nic poza tym. Z roku na rok coraz bardziej zamykałam się w sobie i w czterech ścianach. Żadnego życia towarzyskiego. Wtedy odezwał się do mnie Bartek, którego nie widziałam już prawie 10 lat. Pamiętam, że wyjechał na studia do Wrocławia i od tego czasu nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Teraz nagle telefon. Numer dostał od innej koleżanki z klasy, którą znalazł na Facebooku. Ja tego nie używam. Okazało się, że organizuje spotkanie z okazji 10-lecia matury. Najpierw się ucieszyłam, a potem nagle przerażenie. Przecież nie mogą mnie zobaczyć w takim stanie. Obiecałam mu, że się odezwę. W rozmowie wspomniałam o córce, wydawał się zainteresowany i fajnie było tak pogadać - wspomina.
Nasza rozmówczyni odpowiedziała pozytywnie na zaproszenie. Wtedy kolega z dawnych lat zaproponował spotkanie we dwoje. Klasowy zlot miał się odbyć dopiero za 2 tygodnie, a on już teraz wybiera się do rodziców, więc mógłby ją odwiedzić. Umówili się.
- Bałam się tego spotkania bardzo, ale wcześniej poprosiłam koleżankę, żeby pokazała mi jego zdjęcia z Facebooka. Wyszło na to, że też trochę się zmienił. Włosy się przerzedziły, nie był tak szczupły jak wtedy. Szczerze mówiąc, dodało mi to odwagi. Poszłam do fryzjera, kosmetyczki, ubrałam się w najlepsze rzeczy, a córkę oddałam pod opiekę rodziców. Naprawdę miałam ochotę posiedzieć i powspominać, ale w głowie zaświtało mi coś jeszcze. Wiedziałam już, że on jest aktualnie sam, on wiedział, że ja też... Może powinnam to traktować jako randkę? Później się okazało, że on na to liczył – opowiada Justyna.
Spotkanie zakończyło się, zanim tak naprawdę się zaczęło. Znajomy z liceum okazał się wyjątkowo mało delikatny.
- Podałam pikantną sałatkę z fasoli, którą uwielbiam, a on wyskoczył z pytaniem, czy „w moim stanie powinnam jeść takie ostre rzeczy”. W jakim stanie?! Krótko mówiąc, on stwierdził, że mój nieco większy, niż normalnie brzuch, to nie nadwaga, ale kolejna ciąża. Nie chciałam się wdawać w dyskusję i po prostu go wyprosiłam. Wyobrażacie sobie coś bardziej upokarzającego? - pyta.
Gabrysia ma 22 lata i jak twierdzi, nigdy nie walczyła ze swoją nadwagą, bo to tak, jakby walczyła sama ze sobą. Dorastała jako pulchne dziecko i taka pozostała. Miewała chwile zwątpienia, ale w gruncie rzeczy lubi siebie i nie chce tracić czasu na zamartwianie się. Kompleksy są jej całkowicie obce. Pomimo dodatkowych kilogramów, mocno wierzy w swój urok osobisty.
- Zazwyczaj się to sprawdzało. Wiadomo, że bywałam wytykana palcami, ale miałam to gdzieś. Wbrew pozorom, wcale nie byłam zamkniętą w sobie nastolatką, która bała się wyjść z domu. Lubiłam i nadal lubię towarzystwo innych. Mam wielu przyjaciół, a na swoim koncie dwa poważne związki. To nigdy nie była miłość od pierwszego wejrzenia, bo znaliśmy się od dawna. Uczucie kiełkowało nawet przez wiele lat. Nic z tego nie wyszło, ale nie chcę się poddawać i chodzę na randki. Czasami faceci sami mnie zaczepiają, czasami to ja muszę się postarać. Jeden jedyny raz zgodziłam się na spotkanie całkowicie w ciemno i już wiem, że więcej tego nie powtórzę – twierdzi.
Nasza rozmówczyni uczestniczyła w spotkaniu zaaranżowanym przez koleżankę. Była przekonana, że chłopak został uprzedzony, z kim przyjdzie mu spędzić wieczór. Niestety, nie potrafił ukryć zaskoczenia.
- Wiedziałam tylko gdzie i o której mam się pojawić. No i że to wysoki brunet. Wypatrzyłam go w drzwiach, stał zdezorientowany, więc pomachałam. Zaczął od tego, że chyba go z kimś pomyliłam. Przedstawiłam się i usiadł z wrażenia. Stwierdził, że koleżanka nie powiedziała mu o tym, że... Ugryzł się w język, ale wiedziałam o co mu chodzi. Bezczelnie mnie lustrował z góry na dół. Nie było ani słowa, że ładnie wyglądam lub coś takiego. Mimo to podobał mi się. Na pewno mój typ, chociaż wiedziałam, że ja go do siebie nie przekonałam. Próbowałam i nawet rozmowa zaczęła się kleić. Po kilku drinkach wydawało się, że to koniec niezręczności. Może miłości nie będzie, ale spędzimy miły wieczór – opowiada Gabrysia.
Jej przypuszczenia nie miały zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Chłopak przeprosił ją na chwilę, twierdząc że udaje się do toalety. Już do niej nie wrócił.
- Naprawdę chciało mi się płakać. Mógł to załatwić jak facet, a uciekł jak najgorszy tchórz. Wolałabym, żeby wymyślił jakąś bajeczkę w stylu, że zostawił włączone żelazko. Tak się nie robi. Skończyło się na tym, że zdobyłam jego numer i napisałam mu, co o tym sądzę. Zerwałam też kontakt z koleżanką, która to zorganizowała. Podejrzewam, że taki był jej cel – twierdzi.