Czy człowiek jest stworzony do monogamii? Są osoby, które w to wątpią. Na gruncie tych wątpliwości powstała poliamoria, czyli wielomiłość. Określenie oznacza związek, w którym zakłada się możliwość miłości z wieloma osobami. Taka relacja obejmuje więzi intymne i seksualne.
Definicje poliamorii w literaturze mogą się od siebie różnić. Większość z nich wskazuje na istnienie wielu związków emocjonalnych i seksualnych przy zachowaniu szczerości i otwartości. Wspólną cechą definicji jest również stosowanie słów takich jak etyczny, odpowiedzialny, honorowy, otwarty, szczery.
Termin poliamoria został ukuty w latach 60. XX wieku jako nazwa związku niemonogamicznego opisanego w powieści Roberta Heinleina „Obcy w obcym kraju” („Stranger in a Strange Land”). Dzieło uznawane jest za kultowe; nazywa się je biblią pokolenia hipisów. Sprzedano ponad 8 mln egzemplarzy tego tytułu. Inni autorzy wskazują na sporadyczne używanie tego terminu od roku 1951.
Słowo poliamoria powstało z połączenia greckiego przedrostka poli oznaczającego „wiele” lub „kilka” i łacińskiego amor. Słowo jest czasami używane w szerszym znaczeniu w odniesieniu do dowolnej relacji miłosnej bądź seksualnej, w której nie obowiązuje wyłączność seksualna. Nacisk kładziony na etykę, szczerość i przejrzystość związku jest powszechnie uważany za kluczowy aspekt definicji poliamorii.
Monogamia jak miraż
„Słownik oksfordzki” definiuje poliamorię następująco: „1) fakt posiadania jednocześnie bliskiej relacji emocjonalnej z dwoma lub więcej osobami, postrzegany jako alternatywa wobec monogamii, zwłaszcza w kontekście seksualnej wierności; 2) zwyczaj angażowania się w wiele związków natury seksualnej za wiedzą i zgodą wszystkich zainteresowanych partnerek i partnerów”.
„Coraz więcej osób staje oko w oko z odkryciem, że jeden monogamiczny związek na całe życie to raczej miraż niż rzeczywistość” – pisze Deborah Anapol w książce „Poliamoria” (Czarna Owca 2013). I dodaje: „To nie możliwość lub niemożność posiadania jednej, dwóch czy wielu partnerek i partnerów równocześnie jest sednem, lecz raczej odpowiedź na pytanie, czy pozwolić miłości, by nas prowadziła, i czy poddać się jej wskazaniom, zamiast poddawać się warunkowaniu społecznemu, rozhukanym emocjom, presji rówieśniczej czy cenzurze społecznej”.
Na pytanie, czy ta druga siostra miała ze sobą jakiś problem, że nie znalazła własnego męża, seksuolog opowiada: „Nie, wszystko z nią było w porządku. Natomiast miała silnie rozwinięte poczucie niezależności i ten układ, w którym nie musiała pełnić roli żony na pełen etat, w zupełności jej wystarczał. Kiedy w małżeństwie jej siostry pojawiły się dzieci, ona weszła w rolę drugiej mamy. Nie miała potrzeby posiadania męża i własnych dzieci, bo siostrzeńców traktowała jak własne”.
Zbigniew Lew-Starowicz dodaje, że o tym specyficznym układzie dowiedział się przypadkiem – małżonkowie przyszli do niego po poradę w sprawie dziecka. „To, że w domu istnieje taki specyficzny układ, wyszło na jaw niejako przypadkiem, kiedy zbierałem od nich wywiad. Oni traktowali to jako rzecz najnormalniejszą pod słońcem. W tym układzie panowała pełna harmonia. Takie wieloletnie układy trójkowe nie są wcale takim ewenementem, ale wiadomo o nich bardzo mało, bo rzadko szukają pomocy terapeutów. Ale żeby było zdrowo, każdy wie o każdym, nie ma między nimi tajemnic” – przyznaje Lew-Starowicz.
Założenia philianizmu
W ramach poliamorii mieści się philianizm, który odnosi się do jednoczesnego pozostawania przez kobietę lub mężczyznę w więcej niż jednej relacji miłości przyjacielskiej lub innych relacjach miłosnych, których elementem wspólnym jest występowanie między osobami je tworzącymi przyjaźni. Philianizm mieści w sobie wiele zjawisk charakterystycznych dla poliamorii, jednak cechą wspólną poszczególnych relacji miłosnych jest tutaj przyjaźń (z greckiego: philia). W swoich związkach osoby praktykujące philianizm kładą nacisk na trwałość relacji, etykę wynikającą z przyjaźni, zachowanie jawności. Mamy tutaj pełną swobodę wchodzenia w nowe relacje.
Deborah Anapol w książce „Poliamoria” zauważa: „Faktem jest, że kiedy miłość (oraz seksualne pożądanie, chociaż nie mam tu na myśli żądzy) zostanie uwolniona z restrykcji narzucanych przez prawo, społeczeństwo lub niedojrzałe osobowości, bardzo często oddala się od monogamicznego ideału, jaki nasza kultura stara się – zazwyczaj nieskutecznie – nam narzucić (…). Ponieważ tak wielu ludzi dba o prywatność swojego życia, jestem przekonana, że poliamoria występuje o wiele częściej, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać. Wciąż jeszcze większość osób, gotowych mówić o swoich poliamorycznych doświadczeniach czy chociażby dać się policzyć, to aktywistki i aktywiści”.
Anapol dodaje, że jednym z powodów, dla których poliamoria jednocześnie pociąga i przeraża, jest fakt, że uwidacznia ona kulturowe niejasności i chaos, jaki otacza sprzężenie pomiędzy seksem a miłością. „Skłonna jestem postrzegać różnorodne formy relacji, oparte na współodczuwaniu, szacunku, uczciwości i dobrej woli, jako odpowiednie dla różnych osób w różnych momentach i w różnych miejscach”.
Ewa Podsiadły-Natorska
Zjawisko jest odmienne od swingingu (to uprawianie seksu z innymi niż partner osobami, ale za jego zgodą) oraz poligamii (małżeństwo z więcej niż jedną osobą), kładąc nacisk na intymne więzi emocjonalne obejmujące wielu partnerów. Nieliczne badania nad nową formą rodziny pozwalają stwierdzić, że większość kobiet uczestniczących w relacjach jest biseksualna, a mężczyźni są zwykle heteroseksualni. Warto dodać, że poliamoria to fenomen, który występuje wyłącznie u ludzi.
Szczęśliwy trójkąt
Znany i ceniony seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz wspomina w książce „Lew-Starowicz o kobiecie” (Czerwone i Czarne 2011) historię pewnego szczęśliwego trójkąta. „To był układ, w którym żona użyczała męża swojej siostrze. Nie chodziło im o seks grupowy, lecz po prostu kochały go obie. Mieszkali razem w jednym domu i ten mężczyzna przez kilkadziesiąt lat odwiedzał również sypialnię swojej szwagierki”. Żona o tym wiedziała. Godziła się na to, bo jak wyjaśnia Lew-Starowicz, kochała swoją siostrę i chciała, by było jej dobrze.