Pieniądze szczęścia nie dają i wcale nie są ważne. Pod warunkiem, że są. Jeśli ich brakuje, nagle okazuje się, że jednak poprawiają humor i komfort życia. Zwłaszcza w związku i... dziwnym trafem niemal zawsze finansowy ciężar spada na mężczyznę. To od nas oczekuje się, że będziemy zaradni i samowystarczalni. Kobieta nie musi. W końcu facet o nią zadba, bo tego wymaga kultura osobista i obowiązujące normy społeczne.
Jakiś czas temu (nie pierwszy raz) usłyszałem z ust bardzo rozsądnego człowieka, że wszystkie kobiety to utrzymanki. Każda, czy się do tego przyznaje, czy nie, w pewnym stopniu szuka sponsora. Nie oczekujecie tradycyjnego wynagrodzenia za swoje towarzystwo, bo wtedy trudno byłoby mówić o związku, ale macie twarde wymagania. Z nich wynika wprost, że biedak szczęścia w miłości raczej nie zazna.
Ile w tym prawdy? Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że sporo. Co za tym przemawia?
ZA BIEDNYM NAWET SIĘ NIE OBEJRZYSZ
Najważniejsze jest wnętrze, osobowość i dobre serce... Słyszałem to wielokrotnie, ale wciąż mam problem, by w to do końca uwierzyć. Oczywiście, pieniądze nie załatwią wszystkiego, ale jeśli ich nie ma – nasze notowania spadają na łeb na szyję. Facet, który nie potrafi zadbać o własny stan posiadania, tym bardziej nie zadba o ukochaną kobietę.
Pieniądze utożsamiane są z naszą zaradnością, klasą, logicznym myśleniem. Kto ich nie ma, ten nie jest godny miana mężczyzny. W przeciwnym razie to tylko produkt męskopodobny, który większego zainteresowania wśród płci przeciwnej nie wzbudzi. Nie bez powodu pierwsze pytania, jakie zadajesz koleżance, która poznała kogoś nowego to kolejno – jak wygląda, czym się zajmuje, jaki ma samochód i czy ma pieniądze.
Zadajesz je także sobie, zanim dojdziesz do wniosku, czy warto kontynuować znajomość.
KOBIETA MA BYĆ ŁADNA, FACET MAJĘTNY
W pułapkę stereotypów wpadliśmy wszyscy bez wyjątku. Rodzaj męski ma jedno podstawowe kryterium, którym kieruje się przy wyborze partnerki. Zanim dowiem się o niej cokolwiek więcej, najpierw oceniam jej urodę. Jeśli jest z tym problem, nie ma sensu zagłębiać się w temat. Osobowością braków wizualnych nie zakryjesz, a my jesteśmy urodzonymi estetami.
Kobiety także patrzą na wygląd, ale nie tak łatwo się poddają. Jeżeli facet nie wygląda jak model z reklamy męskiej bielizny, być może ma do zaoferowania coś innego. Np. stabilizację finansową i środki niezbędne do spełniania marzeń. Jest majętny, ale wizualnie nie zachwyca? I tak jest dla niego nadzieja. W końcu przyjęło się, że w przypadku płci brzydkiej ten pierwszy argument powinien być decydujący.
Dowodów na to jest aż nadto. Wystarczy spojrzeć na ślicznotki wiszące u szyi wyjątkowo obleśnych typków ze złotymi zegarkami na nadgarstkach.
MUSI WIĘCEJ ZARABIAĆ
Tak po prostu jest i nie ma sensu z tym dyskutować. Przez lata przyzwyczailiśmy się do tego, że kobieta ma leżeć, pachnieć, podtrzymywać ognisko domowe, rodzić i wychowywać, a facet powinien stworzyć jej do tego odpowiednie warunki. Bez środków finansowych to się nie uda. Układ niezbyt sprawiedliwy i bolesny dla wielu z nas.
Bo co ma zrobić mężczyzna, który aż tak dobrze sobie nie radzi? Jest przegrany. To nieudacznik, ofiara życiowa, słabeusz, mięczak... Skoro dopuścił do sytuacji, że przeciętna kobieta jest od niego bardziej zaradna, to znaczy, że nie jest godzien gatunku, który reprezentuje.
Zaraz powiecie, że jest inaczej, pieniądze się nie liczą i ma szansę zabłysnąć w inny sposób, ale wszyscy wiemy, jak to wygląda. Kasa to niestety synonim męskości. Kto jej nie ma, ten niech na nic nie liczy.
TO ON MA PŁACIĆ ZA RANDKI
Niby nic, a jednak sporo mówi o sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Już od początku znajomości to facet ma obowiązek inwestować w relację z kobietą. Zakup biletów do kina czy pokrycie kosztów romantycznej kolacji to teoretycznie nic takiego, ale w praktyce oznacza jedno – jeśli mnie na to nie stać, nie powinienem zawracać sobą głowy płci przeciwnej.
Czy tego chcesz, czy nie, kultura stawia Cię w roli utrzymanki, która film chętnie obejrzy i kolację z największą przyjemnością skonsumuje, ale na koniec to partner ma uregulować rachunki. Współpłacenie nie wchodzi w grę, nie wspominając o opcji, że to Ty w całości finansujesz takie spotkanie.
W końcu nie chodzi o pieniądze, ale kulturę osobistą. Wychodzi więc na to, że facet, który kasy nie ma, automatycznie ma problem z manierami.
TO ON MA UTRZYMAĆ RODZINĘ
Wiele się w tej kwestii zmieniło na przestrzeni ostatnich lat, ale nie oszukujmy się, że równouprawnienie dotarło i tutaj. Faktycznie, coraz częściej wspólnie ponosimy ciężar finansowy wspólnego życia, ale tylko wtedy, kiedy jest taka możliwość. Jeśli kobieta się do tego nie kwapi, facet musi poradzić sobie sam. Jeśli nie, niech spada.
Dotyczy to zarówno początków znajomości, jak i późniejszego okresu, kiedy sytuacja robi się bardziej poważna. Określenie „głowa rodziny” wcale nie oznacza tego, który rzeczywiście rządzi, ale tego, kto rodzinne życie finansuje. Facet, który ma z tym kłopot, nie jest godzien bycia mężem, ojcem, zięciem... Znowu wszystko rozbija się o pieniądze. Tylko skąd je wziąć?!
Nie twierdzę, że kobiety świadomie stawiają się w roli utrzymanek. To zazwyczaj nie kwestia wyrachowania, ale obyczajów. A te dla biednego faceta są druzgocące...
Grzegorz Lawendowski