Nie chcę nic sugerować, ale chyba czas wziąć się za siebie. Czas ucieka, a Tobie wciąż daleko do ideału. Niestety, dotychczasowy plan radykalnej przemiany nie przynosi efektów. Przeglądanie kolorowych pisemek z cudownymi dietami i oglądanie planów treningowych w TV nie wystarcza. Wszystko jedno, czy rzeczywiście masz co zrzucać, czy zależy Ci na samej przynależności do sekty Ewy Chodakowskiej lub innej bogini fitnessu. Wiem, że nie za bardzo masz ochotę się ruszać i zamieniać schabowego na roślinki, ale cóż zrobić... Jesteś kobietą, więc inaczej się nie da. A przynajmniej nie wypada.
Wyobrażasz sobie sytuację, że lubisz swoje ciało? Mało tego - że dzielisz się tym szczęściem z innymi i na nic nie narzekasz? Koleżanki Cię znienawidzą. Może wyglądasz całkiem znośnie, ale nie powinnaś przesadzać z samoakceptacją. Znajdź chociaż jeden drobny szczegół, do którego się przyczepisz. Opowiadaj wszystkim, że wielkie uda nie dają Ci normalnie żyć, przez odstający brzuch zapomniałaś już, co to bliskość mężczyzny, a rzekomo podwójny podbródek zupełnie wyeliminował Cię z życia towarzyskiego. Cierp, choćby nie miało to najmniejszego sensu.
Obsesja odchudzania wśród kobiet już dawno przestała mieć cokolwiek wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Tu wcale nie chodzi o zdrowie, ani nawet o aspekt wizualny. Na siłę dopatrujecie się wad, dzięki którym staniecie się częścią większej grupy – cierpiących i zakompleksionych, ale równocześnie zdeterminowanych i odważnych. Niejedna z Was wychodzi z założenia, że „może nie jestem najpiękniejsza, ale walczę!”. I bardzo słusznie, bo powinnaś wreszcie schudnąć. Dlaczego?
NA PEWNO MASZ CO ZRZUCIĆ
Stań na wagę. Pod żadnym pozorem nie zamykaj oczu! Stój spokojnie i czekaj na wyrok. Jeśli tylko cyferki na wyświetlaczu nie wskażą 42 kg przy 178 cm wzrostu, to znak, że jesteś kolejną zapuszczoną kobietą. Może jeszcze nie otyłą, nawet nie grubą, ale „dorodną” czy „w sam raz”. A chyba nie ma nic gorszego, bo z takim drobnym mankamentem najtrudniej sobie poradzić. Trzeba coś z tym zrobić. Będzie płacz, zgrzytanie zębów, zakwasy, ból, niedożywienie, ale chyba warto?
Czy kiedykolwiek pomyślałaś inaczej? Czy zdarzyło Ci się stwierdzić „Aha, ok, ważę tyle, mierzę tyle, nie jest źle”? Tylko nie oszukuj, bo nie dość, że masz za duże uda, to na dodatek od kłamstwa urośnie Ci nos. Absolutnie każda kobieta (wyłączając poważne przypadki chorobowe) ma się czego pozbyć. A przynajmniej tak jej się wydaje. W końcu po coś są te wszystkie diety i motywacyjne przemówienia Chodakowskiej. Na pewno dla Ciebie.
Decyzja podjęta – odchudzasz się, będzie bolało, ale co dalej?
WSZYSCY TO ROBIĄ
W przypadku wspólnoty cierpiących najważniejsze jest wzajemne wsparcie. Człowiek nie powinien zostawać z problemem zupełnie sam. I nie chodzi wcale o szczupłą koleżankę, która stwierdzi, że oszalałaś i nic nie musisz w sobie zmieniać. Nawet nie o osobistą trenerkę, która powie Ci prosto z mostu, nad czym trzeba popracować. Walczące z rzekomą otyłością kobiety potrzebują... towarzystwa innych walczących kobiet. A tych jest aż tyle, że grzechem byłoby do nich nie dołączyć. Nikt nie powie Ci, że jesteś dziwna, bo chcesz zacząć ćwiczyć i zdrowo jeść. Będziesz taka, jeśli uznasz, że to bzdura niewarta zachodu.
Zastanów się nad tym, która z Twoich koleżanek wspominała ostatnio o cudownej diecie albo zamiarze zapisania się na siłownie. Albo lepiej o tej, która tego nie robiła. Nie ważne, czym się to skończyło i czy plany doczekały się realizacji. Najważniejszy jest klimat, a ten nie pozostawia wątpliwości – odchudzanie jest modne i pożądane. Każdy chce być fit, nie każdemu to wychodzi, ale trzeba przynajmniej spróbować.
Dziwnym trafem, w tym przypadku nie chcecie być inne, niż wszystkie. Chcecie być dokładnie takie same.
TO WSTYD, NIE ZNAĆ CHODAKOWSKIEJ
Wygimnastykowana Ewka nie ma ostatnio najlepszej prasy, ale wciąż wydaje się niedoścignionym wzorem. Prezentuje się perfekcyjnie, tortury fizyczne to dla niej chleb z masłem, a chleb z masłem to kulinarna zbrodnia na własnym ciele. Wyprzedaje wielotysięczne nakłady kolejnych książek i DVD, organizuje treningi w całym kraju i zachęca miliony polskich kobiet do działania. Fajnie, ale... jakoś mnie to nie rusza. Wystarczył mi jeden filmik motywujący, w którym zaangażowanie Chodakowskiej mieszało się z jakimś mistycznym uniesieniem. Nie wiem, co to „skalpel”, ale Ty powinnaś.
Nawet jeśli nie masz za bardzo ochoty ruszyć pupy z kanapy, dobrze przynajmniej zaopatrzyć się w jej dzieła. Polubienie Ewy na Facebooku to już absolutne minimum. Powinnaś być na bieżąco, bo prędzej czy później ten temat pojawi się w rozmowie z koleżankami. Lepiej nie narażać się na towarzyskie wykluczenie, więc nadrób ewentualne zaległości. W odpowiednim momencie rzucisz, że „Chodakowska zaleca to i to”, albo „Chodakowska się nie zgadza” i już masz zapewniony respekt wszystkich.
„Eksperymentując na sobie, a z czasem na tysiącach osób, stworzyłam programy treningowe, które REWOLUCJONIZUJĄ CAŁE NASZE ŻYCIE!” - twierdzi Chodakowska. Nie wierzysz? Nie przyznawaj się. W przeciwnym wypadku zostaniesz nazwana spasioną i leniwą świnką.
POCZUJESZ SIĘ WAŻNA
W dzisiejszych czasach coraz trudniej zabłysnąć. Wykształcenie nikogo nie interesuje, niezwykłe umiejętności to także nic wielkiego, kariera jest nudna, ogólnie wszystko jest wtórne i bez sensu. Nikt Cię nie słucha, Ty masz w głębokim poważaniu sprawy innych i życie jakoś się toczy. Czujesz się tak samo nieistotna, jak cała reszta. Ale jest na to sposób! Powiedz wszystkim, że właśnie przeszłaś na drakońską dietę, a po godzinach umierasz ze zmęczenia na siłowni. Z miejsca staniesz się bohaterką i mentorką.
Nic w tym dziwnego. Każda chciałaby znaleźć w sobie siłę na taką przemianę, ale nie każdej wystarcza determinacji. Ty to zrobiłaś. Głodzisz się i katujesz wbrew sobie. Wiesz co to ból, bezsilność i przekraczanie kolejnych granic. Jesteś zwycięzcą!
Wkrótce może się okazać, że nikogo to już nie rusza, ale Ty wciąż możesz być z siebie dumna. Tak bardzo, że przestaną Cię interesować efekty nowego stylu życia, ale sam fakt, że możesz wszystkim opowiadać o swoim cierpieniu w słusznej sprawie.
BĘDZIESZ MIAŁA DO CZEGO WRÓCIĆ
Choć wcześniej poddawałem w wątpliwość Waszą motywację, czasami może się zdarzyć, że naprawdę schudniesz. Świetnie, najwyraźniej nie jesteś tylko mocna w gębie, ale rzeczywiście nie brakuje Ci motywacji. To dobrze, bo niedługo może nie być po niej śladu... Po nowej figurze tym bardziej. Ale nie ma się co smucić!
Zrzucenie kilku kilogramów to powód do dumy. Szybki powrót do dawnego stanu (uznajesz, że wreszcie wszystko jest w porządku, więc porzucasz ćwiczenia i dietę) wcale jednak nie musi wiązać się ze wstydem. W końcu trudno będzie to uznać za przytycie. Po prostu wrócisz do normy. Brzmi jak kiepska wymówka, ale naprawdę działa („nie, wcale się nie spasłam, po prostu ciało powraca do naturalnego stanu”). Warto więc przez chwilę się pomęczyć, by później z czystym sumieniem pofolgować.
Jest jeszcze coś, o czym nie można w dzisiejszych czasach zapomnieć...
DOSTANIESZ WIĘCEJ LAJKÓW
Średnio rozgarnięty użytkownik Facebooka zauważy, jakimi treściami najczęściej dzielą się użytkownicy. Głupie obrazki i prywatne wynurzenia ustępują miejsca... motywacji. Loguj się w siłowni, pisz o swoich zakwasach, fotografuj zdrowe posiłki, a będzie Ci dane.
Co z tego wszystkiego wynika? Nie wiem, czy potrzebujesz się zmieniać. Załóżmy, że nie. Ale chyba nie powinnaś zrezygnować z tego wyzwania. W przeciwnym wypadku poczujesz się zupełnie oderwana od otaczającej Cię rzeczywistości. Wpadłyście w pułapkę, którą same na siebie zastawiłyście. Tak jak nie chodzi o złapanie króliczka, ale o pogoń za nim, tak nie chodzi o schudnięcie, ale sam fakt odchudzania się.
Świat i koleżanki tego od Ciebie oczekują. Nie zawiedź. Albo przejrzyj wreszcie na oczy, jak absurdalnie to wszystko wygląda...
Grzegorz Lawendowski