Nie mam zamiaru nikogo piętnować. Mój wywód nie jest wyrazem braku szacunku i wrogiego nastawienia. Nie mam zamiaru czepiać się bez powodu. Podejmuję ten temat ze względu na dobro samych zainteresowanych, jak i patrzących na nie mężczyzn. A co takiego złego się dzieje? Z jednej strony przekonujecie nas, że ciąża i macierzyństwo to nie choroba, ale chwilę później zaczynacie wyglądać jak schorowane. Gdzieś ginie wasz dawny blask, nie ma miejsca na kobiecość, w oczach pojawia się brak.
Brak sił, brak motywacji, brak chęci do dawnego życia. Dokonałyście czegoś wspaniałego, powinnyście być z siebie dumne i chodzić z wysoko podniesionymi głowami, ale nic z tego. Jesteście przytłoczone, niewyraźne i najwyraźniej dałyście za wygraną. Wizerunek współczesnej młodej mamy naprawdę niewiele ma wspólnego z obrazem lansowanym w mediach. Polska matka nie wygląda jak uśmiechnięta Kasia Cichopek, ani wystylizowana Anna Mucha.
I wcale nie musi tak wyglądać, ale błagam, nie odpuszczajcie sobie. To, że masz teraz dziecko, wcale nie oznacza, że twój wizerunek nikogo nie interesuje. Co zazwyczaj robicie źle?
TWARZ
Nieprzespane noce, stres i zmęczenie dają się we znaki. To zupełnie naturalne, że dotąd piękna i rumiana buzia staje się coraz bardziej szara. To jednak nie powód, byś musiała się z tym pogodzić. Wystarczy minimum chęci, byś nie była chodzącą antyreklamą macierzyństwa. Nikt nie twierdzi, że na każdy spacer z pociechą powinnaś się gruntownie malować, ale dlaczego zupełnie z tego rezygnujesz? Wystarczą dwa machnięcia pudrem, podkreślenie oczu, cokolwiek nałożone na spierzchnięte i bezbarwne usta. Dlaczego zupełnie z tego rezygnujesz?
Nie wspominając o sytuacjach, kiedy nie pchasz wózka, ani żadne inne dziecko nie trzyma cię za rękę. Młode mamy zazwyczaj wyglądają tak samo na placu zabaw z pociechą, jak i w sytuacjach bardziej oficjalnych. Jeśli rano o siebie nie zadbasz, nie widzisz powodu, by zrobić to także wieczorem. Naprawdę brakuje ci na to czasu? A może stwierdziłaś, że wcale tego nie potrzebujesz, bo jesteś matką i nikomu nie musisz się podobać? Chyba, że doszłaś do wniosku, że w tym stanie nie wypada...
STRÓJ
Doskonale rozumiem, że w domu, kiedy bawisz pociechę albo w parku, który przemierzasz w kółko z dzieckiem, byle tylko zaczerpnęło świeżego powietrza i daj Boże, usnęło, nie wyglądasz jak Viva Najpiękniejsza. Rozumiem, że bezkształtne gacie i sprana bluzka to zestaw najbardziej praktyczny. Nie dość, że wygodne, to na dodatek nie będzie żal, jeśli maluch trochę cię pobrudzi. Problem w tym, że to nie jest stylizacja jedynie robocza. Po godzinach wyglądasz nadal tak samo. Oficjalnie występujesz w stroju, w którym ja wstydziłbym się chodzić po domu.
Nawet, jeśli zdarzy się, że ojciec dziecka zechce się nim zająć, masz wychodne i możesz wszystko, nie za bardzo masz ochotę się przebrać. Wyjście na zakupy, spotkanie z koleżankami czy bezcelowe łażenie po mieście – ty wciąż jesteś w swoim służbowym stroju. Rozlazłym, bezbarwnym, obwisłym. Zupełnie tak, jakby ktoś za chwilę miał ci włożyć w ręce dziecko. Nie umiesz odpoczywać i cieszyć się własną kobiecością. Jeśli nie chcesz tego zmienić dla obcych ludzi, to może dla faceta, którego twój maluch kiedyś będzie nazywał ojcem? On też chciałby mieć czasem u boku dawną ciebie.
WŁOSY
Czesanie, farbowanie, odżywki, upięcia, lokówki, prostownice – a po co to komu? Nie musisz zadawać tego pytania, bo wszyscy i tak wiedzą, że dla ciebie jest retoryczne. Tobie wystarczy rozlazła gumka, którą upniesz cały ten bałagan na swojej głowie. Oficjalnie dlatego, że nie masz czasu na nic innego, szkoda zachodu, masz ważniejsze sprawy na głowie, w końcu jesteś matką. Nieoficjalnie – przyzwyczaiłaś się do tego zaniedbania. Bo nikogo nie powinna obchodzić twoja fryzura, skoro dokonałaś czegoś tak niezwykłego, jak urodzenie dziecka.
Czasami odnoszę nawet wrażenie, że wcale ich nie myjecie. Bobas o każdej porze dnia i nocy jest czysty i pachnący. Zawsze znajdziesz godzinę na pielęgnację jego maleńkiego ciałka, ale żeby zmoczyć własne włosy, przeczesać je i jakoś spiąć – nie ma mowy. Ja wiem, że życie matki to nie wybieg Victoria`s Secret, ale znowu przesadzasz. Twój facet powie ci to samo. A przynajmniej powiedziałby, gdyby tylko się tego nie bał.
BUTY
Kierowanie wózkiem lub bieganie za pociechą po parku w szpilach sam uznałbym za sport ekstremalny. A może nawet idiotyzm. Inne mamusie miałyby z ciebie ubaw i chyba sam przyłączyłbym się do tej loży szyderców. Jako etatowa mama powinnaś być zawsze stabilna – nie tylko emocjonalnie, ale także jeśli chodzi o przyczepność do podłoża. Brzydkie trampki i zniszczone adidasy są jak najbardziej usprawiedliwione. Ale problem, jak w większości przypadków, pojawia się później.
Wiem, że nie masz czasu na prywatne sprawy. Zawsze tak mówicie. Ale nawet tak zapracowanej mamie zdarza się czasem wyjść SAMEJ na zakupy, do urzędu, na spotkanie. Spokojnie możesz założyć na nogi coś bardziej wizytowego. Chociażby po to, żeby przypomnieć sobie, jak to się robi. Nikt nie mówi o 15-centymetrowych szpilkach, ale niech nie będą to tenisówki.
TOREBKA
Niby szczegół, ale sporo o tobie mówi. Najwięcej o organizacji życia. Nie trudno zauważyć, że statystyczna młoda mama ma słabość do wielkich worków, w którym zmieści się wszystko. Gdyby zajrzeć do środka, bez problemu można tam odnaleźć zapas chusteczek higienicznych i nawilżających, tetrową pieluchę do wycierania, coś do jedzenia, kilka zabawek, pampersy, dziecięce ciuszki na zmianę, butelkę wody, parasol i milion innych niezbędnych rzeczy. Szczotka do twoich włosów i podręczny zestaw do makijażu już się nie zmieściły.
Rozumiem, jesteś praktyczna i przygotowana na każdą sytuację. Tylko... dlaczego dźwigasz to ze sobą wszędzie, nawet jeśli pociecha została w domu z innym opiekunem? Lubisz czuć ten ciężar? A wystarczyłoby powiesić gdzieś w przedpokoju małą torebkę, którą mogłabyś ze sobą wziąć, kiedy masz „wychodne”. Spotykając się z koleżanką albo załatwiając jakąkolwiek inną sprawę na mieście, na pewno poradzisz sobie bez zapasu pieluch i grzechotki. A przynajmniej wreszcie nie wyglądałabyś jak objuczony wielbłąd. Niby nic, a robi różnicę.
To nie jest atak, ale desperacka próba zwrócenia waszej uwagi na jeden prosty fakt – macierzyństwo to nie wyrok. I wcale nie potrzebujesz sztabu opiekunek, żeby prezentować się świeżo i atrakcyjnie. Nikt nie mówi o przesadnym strojeniu się, ale, na Boga, nie rób z siebie ofiary. Może to banał, ale prawdą jest, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. A nawet szczęśliwy ojciec tego dziecka, który dla wielu z was stracił na znaczeniu w momencie zapłodnienia.
Przedstawiony przeze mnie obraz młodej mamy jest mocno stereotypowy, momentami pewnie krzywdzący, ale nie wziął się znikąd. O takich kobietach, my faceci, mówimy „mamuśki”. To kobiety, które wiele by mogły, ale zwyczajnie im się nie chce.
Dlaczego masz być jedną z nich?
Grzegorz Lawendowski