Jeszcze kilka lat temu opalanie na solarium uchodziło za ulubioną rozrywkę każdej eleganckiej kobiety. Ciemny odcień skóry był niemal tak samo ważny, jak modna kreacja. Wielu z nas wydawało się, że bladość nie może być atrakcyjna, a skoro nie możemy liczyć na odpowiednią dawkę promieni słonecznych, trzeba ratować się sztucznymi zamiennikami. Jeszcze nie zdawałyśmy sobie sprawy, czym może się to skończyć.
Chociaż moda na spaloną pod lampami skórę przemija, nie brakuje osób uzależnionych od solariów. Niektórzy nie wyobrażają sobie dnia bez dawki rakotwórczego promieniowania. Na nic przestrogi lekarzy i publikowanie kolejnych badań, które udowadniają, że groźne hobby może nas wpędzić do grobu.
Doskonale zdaje sobie z tego sprawę nasza bohaterka, dlatego dla dobra wszystkich, postanowiła opowiedzieć swoją historię. Jej słowa i wstrząsające zdjęcia mogą uratować życie wielu osób.
Tawny Willoughby ma 27 lat. Pracuje jako pielęgniarka, jest żoną, matką. I cieszy się z życia, bo wie, że z własnej winy prawie je straciła. Już kilkakrotnie zdiagnozowano u niej nowotwór skóry, który jest konsekwencją uzależnienia od sztucznej opalenizny. Dramatyczny post na Facebooku na ten temat opublikowała pod koniec kwietnia, a do dzisiaj został udostępniony 65 tysięcy razy.
„Jeśli ktokolwiek potrzebuje motywacji, aby zrezygnować z korzystania z solarium, śpieszę z pomocą. Tak właśnie może wyglądać nowotwór skóry. Jeśli koniecznie chcesz być opalona, korzystaj z kremów z wysokim filtrem, a pożądany kolor uzyskasz nakładając samoopalacz. To Twoja skóra i powinnaś o nią dbać. Ucz się na cudzych błędach. Zrób wszystko, aby opalanie nie przekreśliło szansy zobaczenia, jak dorastają Twoje dzieci. To moja największa obawa, bo jestem mamą 2-letniego chłopca” - czytamy w poście autorstwa 27-latki. Wkrótce później kobieta uzupełniła go odpowiedzi na najczęściej zadawane jej pytania.
„Apogeum mojego uzależnienia od solarium to okres szkoły średniej. Opalałam się w ten sposób nawet 4-5 razy w tygodniu (bardzo często, bo nie chciałam żeby opalenizna zniknęła). Nigdy nie zdarzyło się, żebym korzystała tego samego dnia z solarium, by później opalać się na słońcu. Nigdy nie odwiedziłam solarium dwa razy w ciągu jednego dnia. W wieku 21 lat pierwszy raz zdiagnozowano u mnie raka skóry. Dzisiaj mam 27 lat – 5-krotnie wykryto u mnie raka podstawnokomórkowego skóry i raz nowotwór kolczystokomórkowy” - wyznaje Tawny.
„Odwiedzam dermatologa przynajmniej raz, dwa razy w roku. Każda wizyta kończy się nową diagnozą i usunięciem nowotworu z mojej twarzy. Jestem szczęśliwa, że jeszcze nigdy nie wykryto u mnie czerniaka złośliwego! Rak skóry nie zawsze rozwija się w pieprzyku (w moim przypadku zdarzyło się to tylko raz). Każda nowa zmiana skórna powinna być zdiagnozowana przez lekarza. Nawet jeśli nie boli i nie krwawi. Im szybciej wykryje się nowotwór, tym mniejsza szansa, że po jego usunięciu pozostanie szpecąca blizna lub dojdzie do przerzutów. Czerniak naprawdę zabija” - czytamy w jej poście na Facebooku.
Jej historia jest chyba najlepszym powodem, by raz na zawsze zrezygnować ze sztucznej opalenizny, prawda?
Nowotwór skóry
27-letnia Tawny ze swoim 2-letnim synkiem