Oficjalnie większość z nas twierdzi, że wyobrażamy sobie życie bez makijażu, ale dziwnym trafem rzadko się na to decydujemy. Przyzwyczaiłyśmy się do tego, że w sytuacjach oficjalnych powinnyśmy wyglądać zdecydowanie lepiej, niż w rzeczywistości. Świat wymaga od nas nałożenia maski i nie zdradzania, co tak naprawdę się pod nią kryje. A gdyby tak chociaż na chwilę odstawić wszystkie kosmetyki i postawić na pełną naturalność?
Tego wyzwania podjęła się nasza bohaterka. Pippa Park, atrakcyjna mieszkanka Londynu, potraktowała to jako największe życiowe wyzwanie. Do tej pory starała się prezentować perfekcyjnie o każdej porze dnia i nocy. Nie rozstawała się z lusterkiem i całym arsenałem kolorowych specyfików. Otwarcie przyznaje, że jest od makijażu zwyczajnie uzależniona.
Mimo wszystko zdecydowała się na kosmetyczny detoks i przez tydzień nie malowała swojej twarzy. Oto jej bardzo szczere spostrzeżenia...
Dzień 4: Umówiłam się na randkę i pierwszy raz w życiu miałam się pojawić na takim spotkaniu bez makijażu. Po dwóch lampkach wina czułam się całkiem swobodnie. On udawał, że niczego nie zauważył, ale wcale mu nie uwierzyłam. Jednak kolejnego dnia zadzwonił i zaprosił na kolejną randkę.
W takiej wersji 26-latkę znają jej przyjaciele, rodzina i mężczyźni, z którymi do tej pory się spotykała.
A tak mieszkanka Londynu prezentuje się bez grama makijażu na twarzy. Bez make-up`u miała przeżyć cały tydzień.
Dzień 1: Szybko pożałowałam swojej decyzji. Czułam się bardzo niepewnie. Wybrałam się na grilla do znajomych i zawsze wychodziłam z takich imprez jako jedna z ostatnich. Tym razem wyszłam pierwsza.
Dzień 2: W niedzielę wybrałam się na piknik do parku. To ciekawe doświadczenie, kiedy słońce pada na zupełnie gładką twarz. Zaczęłam się zastanawiać, na co było mi tyle tapety. Byłam z siebie prawie zadowolona, ale kiedy wieczorem rozmawiałam z rodzicami przez Skype, zaczęli od pytania, czy przypadkiem nie zachorowałam, bo kiepsko wyglądam.
Dzień 3: Zazwyczaj w kawiarni flirtowałam z barmanem, ale tym razem nie odważyłam się odezwać. W pracy dwie osoby zapytały, czy wszystko ze mną w porządku. Później poszłam na zakupy, ale nie mogłam się na nic zdecydować. Do takiej niewyraźnej twarzy nic nie pasuje.
Dzień 5: Zauważyłam wyraźną poprawę stanu skóry. Wreszcie zrozumiałam, że „naturalne piękno” chyba naprawdę istnieje. Na obiedzie z koleżankami czułam się trochę dziwnie, bo wszystkie były wymalowane, ale jestem coraz pewniejsza siebie. Do czasu, kiedy spojrzałam w lustro i doszłam do wniosku, że chyba nie jestem w najlepszej formie.
Dzień 6: Odzyskałam dawną pewność siebie. Nie przepraszam za to, że żyję i nie spuszczam wzroku, kiedy ktoś na mnie patrzy. Czuję się wyjątkowo, że nie muszę marnować czasu na codzienny makijaż. Wieczorem zapytałam kilka koleżanek, czy byłyby w stanie zrezygnować z make-up`u chociaż na chwilę. Były zszokowane i stwierdziły, że nie. W głębi duszy przyznałam im rację.
Dzień 7: Koniec eksperymentu. Przetrwałam, mam to za sobą, ale wcale nie jestem przekonana, czy było warto. Stałam się dziwnie nieśmiała, a to na pewno do mnie nie pasuje. Skóra się poprawiła, ale czy to jest warte takich wyrzeczeń? Makijaż jest jednak częścią mnie. Jedyne, za czym będę tęskniła, to 20 dodatkowych minut snu każdego ranka.