Jeśli nie wyobrażasz sobie życia bez mocnego makijażu i nawet wychodząc wyrzucić śmieci czy kupić bułki w osiedlowym sklepie nakładasz na twarz grubą warstwę make-up`u – wiedz, że coś się dzieje. Najprawdopodobniej czujesz się kiepsko we własnej skórze i za wszelką cenę chcesz się przypodobać innym. Nasze rozmówczynie podchodzą do tematu upiększania równie radykalnie, ale... zupełnie odwrotnie. Pokazują się światu w naturalnej odsłonie nie tylko w nieoficjalnych sytuacjach, ale zawsze i wszędzie. Dla nich powiększone szminką usta, wydłużone tuszem rzęsy czy zmiana konturu twarzy przy pomocy pudru i fluidów to zwykłe oszustwo.
Nie uważają się za boginie piękna, ale mimo wszystko twierdzą, że makijaż działa na ich niekorzyść. Zajmuje sporo cennego czasu, często wygląda groteskowo, negatywnie wpływa na stan cery, postarza, a co najważniejsze – uniemożliwia pokazanie swojego prawdziwego oblicza. A ich zdaniem naturalna kobieca twarz jest znacznie piękniejsza, niż jej przerobiona i sztuczna wersja. Nie malują się i zachęcają do tego także Was. To nie tylko oszczędność finansowa, ale także najlepsza forma psychoterapii. Przez chwilę możesz czuć się dziwnie, ale szybko docenisz swój nowy styl życia.
Zrozumiały to na różnych etapach życia, ale dzisiaj zgodnie twierdzą, że nie ma sensu ulegać zbiorowej obsesji na punkcie perfekcyjnego wyglądu. Nie potrafią zrozumieć, że dzisiaj już nawet 10-latki sięgają po kosmetyki do makijażu, a ich rodzice nie reagują. Najważniejsze, to zrozumieć, że o naszej wartości świadczy wnętrze, a nie maska, którą sobie domalujemy. Poznajcie ich motywacje. Sprawdźcie również, co myślą o „wytapetowanych” koleżankach...
Iga: Ja jestem w tym względzie mniej delikatna. Uważam, że dziewczyny, które nie potrafią żyć bez makijażu, mają coś z głową. Są niedowartościowane, przestraszone i straszliwie zakompleksione. Jeśli wstydzisz się pokazać swoją prawdziwą twarz, to znaczy, że coś z tobą nie tak. Z tapetą udają piękne, pewne siebie i przebojowe, a wystarczy wylać im wiadro wody na głowę i cała ta ich pewność siebie spłynie razem z pudrem, tuszem i szminką. W tym sensie czuję się wolna, bo nie mam przymusu i obsesji, by codziennie rano stawać przed lustrem i przerabiać się nie do poznania. Jestem jaka jestem i uważam to za swoją przewagę. Mam nie tylko zdrowszą skórę, ale także psychikę.
Anna: Każdej kobiecie polecam eksperyment. Wyznacz sobie jeden weekend, kiedy nie użyjesz ani jednego kosmetyku do makijażu. Nie musisz nawet wychodzić z domu. Wystarczy, że pobędziesz sama ze sobą i swoim prawdziwym obliczem. Jeśli wytrzymasz – pójdź dalej, bo naprawdę warto. Jeśli nie – to znaczy, że wpadłaś po same uszy. Przestałaś być sobą.
Iga: Sięgam po naturalne składniki. Z gotowców kupuję chyba tylko krem do twarzy, szampon i oliwkę. Peeling robię z cukru i szarego mydła w płynie, dłonie moczę w parafinie, zmęczone i podkrążone oczy ratuję zimnymi plasterkami ogórka. Im mniej chemii, tym nasz organizm lepiej reaguje. Czy wyglądam przez to gorzej od moich rówieśnic? Nie sądzę. Inaczej, ale w pozytywnym sensie. Nie mam problemu by spojrzeć w lustro. Nie wyszukuję na siłę niedoskonałości i nie wpadam w depresję, jeśli coś mi wyskoczy na twarzy.
Papilot.pl: Znasz osoby, które wpadają w czarną rozpacz z tego powodu?
Iga: Nie znam osób, które reagowałyby inaczej. Moje koleżanki są chore na punkcie własnego wyglądu. Potrafią malować się godzinami, żeby przykryć wszystko, co im się nie podoba. W efekcie zakładają szczelne maski. Jedyny naturalny element ich wyglądu to oczy. Chociaż, gdyby mogły je przemalować lub powiększyć, to na pewno by to zrobiły. One zwyczajnie nie lubią siebie.
Papilot.pl: Co myślicie na temat kobiet, które nie wyobrażają sobie życia bez codziennego makijażu? Czujecie się od nich lepsze?
Anna: Nie o to w tym wszystkim chodzi. Nie czuję się lepsza, ani gorsza. Jestem po prostu bardziej świadoma, przy tym naturalna i zwyczajnie szczęśliwa. Pozbyłam się groźnej obsesji, która polega na poprawianiu każdego elementu wyglądu. Czuję się dobrze we własnej skórze i to jest najważniejsze. Widzę upływający czas, ale równocześnie mam świadomość, że w efekcie to ja wygram. One prędzej czy później stracą urodę, bo sztuczne kosmetyki do tego prowadzą. Ja będę miała 60 lat i pewnie pomarszczoną, ale ładną i promienną skórę.
Iga ma 25 lat, nie maluje się od trzech. Anna jest 36-latką, która odkryła w sobie naturalne piękno tuż przed trzydziestką. Nie uznają kompromisów – za zło uznają niepozorny tusz do rzęs, a także delikatną pomadkę. O kryjącym podkładzie i kolorowych cieniach nie wspominając. Ich kosmetyczka ogranicza się do dobrych kremów i kilku innych specyfików o których nam opowiedzą.
Papilot.pl: Łatwo zauważyć, że nie macie na sobie ani grama makijażu. Skąd pomysł, by przeciwstawić się społecznym oczekiwaniom? Przez wielu musicie być uważane za dziwne...
Anna: To nie było nagłe olśnienie w stylu „od dzisiaj się nie maluję”. Ani nawet zaplanowana przemiana. Odwyk od kosmetyków do makijażu postępował etapami, aż do zupełnej rezygnacji z tego typu specyfików. Wszystko zaczęło się w ciąży, kiedy nie tylko nie zależało mi na wyglądzie, ale zwracałam również uwagę na to, co wprowadzam do swojego organizmu. Zmieniłam dietę, a zaprzestanie stosowania tuszy, szminek i cieni było dla mnie równie istotne. Wiadomo, ile w nich chemii, a niektóre związki mogą się wchłaniać. Mojemu dziecku na pewno by to nie służyło. I tak systematycznie pozbywałam się kolejnych rzeczy, aż moja kosmetyczka zaczęła świecić pustkami.
Iga: Może trudno w to uwierzyć, ale moje nastawienie zmieniło się dzięki pewnemu chłopakowi. Znajomy znajomych, zupełnie nowa osoba w mojej paczce. Pojechaliśmy wszyscy razem na kilka dni na Mazury i pewnego ranka on mnie zobaczył z zupełnie nieprzerobioną twarzą. Stwierdził, że z trudem mnie rozpoznaje, bo wczoraj wyglądałam całkiem inaczej. Powiedział, że w takiej odsłonie jestem jeszcze piękniejsza, niż wcześniej. Mam piękną skórę, delikatne rysy i nie powinnam się tak przerabiać. Najpierw pomyślałam sobie, że to zwykłe bajerowanie naiwnej dziewczyny, ale przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że wcale nie jestem taka zła.
Anna: Chętnie to zrobię. A najpierw postaram się jej wytłumaczyć, że trądzik też nie bierze się z niczego. Oczywiście, nie mam zamiaru demonizować, że to kara za makijaż, ale on też się do tego przyczynia. Główną rolę odgrywają zmiany hormonalne. Takie pryszcze pojawiają się i prędzej czy później znikają. Jeśli jednak będziemy je zamalowywać i szczelnie ukrywać pod grubą warstwą podkładów, fluidów i pudrów, to jaki efekt osiągniemy?
Iga: Twarz będzie wyglądała jak maska, a pryszczy i tak nie da się zakryć. Każdy będzie zdawał sobie sprawę, że pod warstwą szpachli skrywają się bruzdy.
Anna: To też, ale warto zwrócić uwagę również na to, jak te kosmetyki wpłyną na proces leczenia. Jeśli młodzieńczy trądzik zostawimy samemu sobie, to chwilę pocierpimy i on niemal samoistnie zniknie. Każde przykrywanie go kosmetykami pogarsza sprawę. Dłużej się goi, rozprzestrzenia się po całej twarzy, nasila się i jest coraz gorzej. Co z tego, że przez chwilę możesz udawać, że pryszczy nie ma, bo schowałaś je pod maską, skoro one wreszcie wyjdą na światło dzienne. Jeszcze większe i brzydsze.
Papilot.pl: Łatwo powiedzieć. Zwłaszcza z perspektywy osób, które mają piękną, gładką skórę.
Iga: Nie zawsze taka była! A gdybym wcześniej zrezygnowała z kosmetyków do makijażu, to dzisiaj byłaby w jeszcze lepszym stanie. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia naszych babć. Na starość były pomarszczone, ale równocześnie piękne. Dzisiaj 50-latka bez makijażu wygląda jak bokser po przegranej walce. To o czymś świadczy.
Jak na Wasze nowe podejście do wyglądu zareagowali najbliżsi?
Anna: Miałam ułatwioną sprawę, bo ciąża to specyficzny czas. Nie chodzi o to, że mąż przestał na mnie patrzeć, jak na kobietę, ale więcej mi wybaczał. Nie wymagał, żebym olśniewała wyglądem na co dzień. Nie pomalowałam się? Widocznie nie miałam na to czasu, ochoty, źle się czuję. Przymykał na to oko, aż po kilku miesiącach, już po narodzinach dziecka, zaskoczył mnie swoimi spostrzeżeniami. Stwierdził, że nie powinnam się więcej malować, bo teraz wyglądam lepiej, niż kiedykolwiek. To niezaprzeczalny fakt – skóra odpoczęła i dzisiaj mam cerę lepszą, niż wiele 20-latek.
Iga: Ja też nie miałam większych problemów z tym związanych. Niektóre koleżanki krzywo się na mnie patrzyły, ale w końcu jestem jeszcze młoda, więc moja twarz wygląda raczej świeżo i ładnie. Pytały, próbowały zrozumieć, ale żadna nie wzięła sobie do serca moich rad. Nie potrafią żyć bez masek. Mężczyźni za to reagują bardzo fajnie, przynajmniej ich większa część. Nigdy nie usłyszałam żadnego krytycznego komentarza. Uważają to raczej za moją zaletę, bo widać, że „nie staram się na siłę”. Oni wyczuwają fałsz, a czymś takim jest gruba tapeta. Kogoś tak wymalowanego od razu podejrzewa się o to, że chce coś ukryć. Trudno się dziwić dowcipom, że facet idzie do łóżka z królową piękności, a rano budzi się obok ropuchy. Po mnie od razu wiadomo, czego można się spodziewać.
Papilot.pl: Odrzucacie wszelkie kosmetyki do makijażu. Jak zatem dbacie o siebie na co dzień?
Anna: Zdrowa dieta, trochę ruchu i pozytywne myślenie także wpływają na nasz wygląd, więc zwracam na to uwagę. Poza tym – stosuję naturalne kosmetyki. Szampony i żele do mycia bez silikonów, parabenów i tym podobnych świństw. Kremy nawilżające z aloesem i algami. Domowe maseczki z jogurtów, płatków, herbaty. Do tego krem do twarzy, pod oczy i pomadka z filtrem UV. Pierwsze zmarszczki już się pojawiły, ale co z tego? Moja skóra i tak wygląda młodziej, niż 10 lat temu. Można to porównać na zdjęciach.
Anna: Główną rolę odgrywają oczekiwania innych ludzi, a później przyzwyczajenie. Najpierw dowiadujemy się, że bez makijażu ani rusz, bo tylko z nim możesz być zjawiskowa. Malowanie się równoznaczne jest z dbaniem o siebie, a to oczywiście bzdura. Później nie zdajemy już sobie sprawy, że wpadłyśmy w sidła przyzwyczajenia. Odruchowo sięgamy po kosmetyki przed wyjściem z domu, bo tak powinno być. Ale dlaczego? Czy na pewno wyglądam wtedy lepiej? Nad tym już się nie zastanawiamy. I to jest nasz najgorszy błąd.
Iga: W taki sposób podchodziłam do tego tematu od momentu, kiedy ukończyłam kilkanaście lat. Koleżanki się malują, ja też zaczęłam i tak jakoś zleciało. Nie myślałam o tym, czy te mazidła poprawiają moją urodę. Wystarczyło, że wyglądałam inaczej. Przyjęło się, że to kobieca czynność, a wręcz obowiązek. Jak się nie pomalujesz, to znaczy, że jesteś zaniedbana.
Anna: Kiedy już się uwolnisz od takiego myślenia, wtedy przychodzi czas na olśnienie. Zaczynasz rozumieć, że makijaż nie zawsze działa na naszą korzyść. Niszczy cerę, czasami wygląda śmiesznie, postarza nas. Nie oszukujmy się – mało która z nas ma dostęp do profesjonalnego makijażysty, a w domu cudów nie zrobimy. Zawsze coś się rozmyje, rozjedzie, albo dobierzemy niekorzystne kolory. Naturalność zawsze się obroni.
Papilot.pl: Proszę to powiedzieć nastolatce, która ma całą twarz w pryszczach i czuje się jak potwór...