Kiedy jej zdjęcia pojawiły się w Internecie, z miejsca zyskała przydomek najbrzydszej kobiety świata. Niektórzy bez skrępowania nazywają ją potworem w ludzkiej skórze, sugerują jej anoreksję, zastanawiają się, czy nie jest ofiarą straszliwego wypadku. Młoda Amerykanka swój wygląd „zawdzięcza” czemuś zupełnie innemu – wrodzonej chorobie. Cierpi na NSP czyli zespół wad, które powodują wiele groźnych powikłań, w tym m.in. zahamowanie wzrostu, zniekształcenie twarzy czy zanik tkanki tłuszczowej.
25-letnia Lizzie Valasquez nie jest w stanie przytyć, więc każdy kolejny dzień jej życia jest walką o przetrwanie. Musi przyjmować nawet 8 tysięcy kalorii w ciągu doby, by w miarę normalnie funkcjonować. Jej maksymalna waga nigdy nie przekroczyła 27 kilogramów. Jej ciało opiera się wyłącznie na skórze i kościach. Nie ma mowy o jakiejkolwiek tkance tłuszczowej, a tym bardziej mięśniowej. Mimo wszystko nie traci pogody ducha.
Na złość krytykom wydała już dwie książki - „Piękna Lizzie” i „Bądź piękna, bądź sobą”. Kiedy zauważa, że ktoś z obrzydzeniem jej się przygląda, wtedy ma dla niego tylko jedną radę – przestań się gapić i zacznij poznawać świat. Nie ma pretensji, że daleko jej do wyglądu celebrytek i modelek. Dzięki temu wie, że jej przyjaciele i najbliżsi widzą w niej coś więcej, niż tylko piękne ciało.
Zobaczcie, jak dorastała. Pierwsze ubranka rodzice kupowali w sklepach z zabawkami, bo te dostępne dla niemowlaków normalnych rozmiarów były zdecydowanie zbyt duże...