EXCLUSIVE: Uzależniona od Instagrama

Sylwia tylko w tym roku dodała już prawie tysiąc zdjęć. Zrozumiała, że może mieć problem...
EXCLUSIVE: Uzależniona od Instagrama
04.04.2015

Instagram szturmem podbił serca milionów użytkowników na całym świecie. To nie pierwsza usługa, która umożliwia dzielenie się zdjęciami, ale jedyna, w której chodzi wyłącznie o to. Na Facebooku czy Twitterze nasz przekaz opiera się przede wszystkim na tekście, który w tym przypadku nie ma aż takiego znaczenia. To fotografia ma powiedzieć wszystko. W czasach, kiedy najchętniej operujemy obrazem – to musi być hit.

Wystarczy smartfon, zainstalowana aplikacja i gotowe. Potem tylko pstryknięcie, krótki opis, kilka tagów i wszyscy wiedzą nie tylko co robisz, ale także jak wyglądasz. I nie ma w tym nic złego, jeśli potrafisz nad tym zapanować. Gorzej, kiedy próżność bierze górę. W przypadku Sylwii miała to być tylko zabawa. Dzisiaj to już prawdziwa obsesja, która wyznacza jej rytm dnia.

Nasza bohaterka przyznaje uczciwie, że jest uzależniona od dodawania swoich zdjęć. Kiedy dostrzegła problem, zaczęła ograniczać swoją aktywność, ale czasami wciąż nie potrafi się powstrzymać. Brzmi niewinnie, ale może bardzo skomplikować życie...

selfie

A co Ci Instagram zabrał?

Sporo czasu, który mogłabym poświęcić na coś innego i spokój. Czasami wpadam w panikę, że nie mam żadnego fajnego zdjęcia do dodania i ludzie o mnie zapomną albo przestaną mnie obserwować. Muszę się też sporo namęczyć, bo ile można robić zdjęć kotów i siebie w lustrze. Czasami trzeba na siłę wyjść. Ale dokąd? Dużo o tym myślę, gdzie jeszcze się nie pokazywałam. Instagram jest też powodem, że nie czuję się do końca normalna. Zdaję sobie sprawę ze swojego problemu.

Nie myślałaś o tym, żeby przestać się tam udzielać albo podejść do tematu jeszcze bardziej radykalnie – skasować swoje konto?

Nie jestem na to jeszcze gotowa. Poza tym, szkoda by mi było tych wszystkich wspomnień. Na razie pracuję nad tym, żeby ograniczyć swoją aktywność. Dodaję mniej, ale zrezygnować całkowicie nie potrafię...

selfie

Papilot.pl: Kiedy zainstalowałaś Instagram na swoim smartfonie?

Sylwia: Pierwszy raz około roku temu, ale wstyd się przyznać – w ogóle mnie to nie ruszało. Ograniczałam się do podglądania innych. Blogerki, modelki, gwiazdy. Zawsze piękne stylizacje, scenografie, a także same zdjęcia. Małe dzieła sztuki. Nie uważałam, żebym sama mogła kogoś zainteresować, więc przez długi czas nie dodałam ani jednej fotki.

Dzisiaj ile masz ich na liczniku?

Za chwilę przekroczę liczbę 2 tysięcy. Wychodzi po nawet kilka zdjęć dziennie. Jakoś tak szybko poszło i nawet tego nie zauważyłam. Sporo, ale to w końcu historia ostatnich miesięcy i kiedyś fajnie będzie do tego wrócić.

Co się zmieniło, że po początkowych oporach nagle zaczęłaś dodawać swoje zdjęcia?

Wyjechałam na wakacje do Chorwacji. Jak ktoś tam był, to wie, że pięknych scenerii tam nie brakuje. Najpierw fotografowałam widoczki, hotel, potem było selfie, a pod koniec wyjazdu prosiłam siostrę, żeby mi pstrykała zdjęcia. Nie liczyłam na żaden odzew, a przez tych 10 dni wiele się zmieniło. Zyskałam kilkudziesięciu obserwatorów, jedno zdjęcie miało ponad 100 polubień. Spodobało mi się to.

selfie

Co konkretnie?

Sama nie wiem. Chyba to, że niezależnie gdzie jestem, wystarczy kliknąć i wszyscy mogą mnie zobaczyć. Jedni pisali, że zazdroszczą wyjazdu, inni komentowali, że świetnie wyglądam. Każde zdjęcie wywoływało jakąś reakcję, a przecież dopiero zaczęłam. Jeszcze przed chwilą nie było tam ani jednej mojej fotki. Kiedy zauważyłam, że kogoś jednak obchodzę, wtedy wkręciłam się na dobre. Wróciłam z wakacji, a zwyczaj pstrykania pozostał.

Po powrocie do miasta nie mogłaś już pozować na plaży. Miałaś pomysł, jak utrzymać zainteresowanie innych?

Robiłam to raczej spontanicznie. Mam w domu koty, więc często robiłam im zdjęcia. To też się ludziom bardzo podobało. Były też selfie, kiedy szłam na zakupy i przymierzałam jakiś fajny ciuch. Zdjęcia z imprez, fajnych dań, z przyjaciółmi. Szłam na żywioł, bo chciałam uchwycić swoje normalne życie. Okazało się, że kogoś to obchodzi.

Podobno do końca roku miałaś na koncie prawie 1000 zdjęć, teraz zbliżasz się do granicy 2 tysięcy. Wychodzi tysiąc na zaledwie 3 miesiące nowego roku...

Wiem, że to strasznie dużo i właśnie dlatego dostrzegłam, że mogę mieć problem.

selfie

Wspominałaś, że celem było udokumentowanie Twojego życia. Zawsze wykonujesz zdjęcia „przy okazji”? Nigdy ich nie planujesz?

Na początku naprawdę tak było. Stwierdzałam, że to fajny widoczek, okazja, danie, zjawisko i po prostu pstrykałam. Gorzej, kiedy zaczął się rok akademicki i co tu kryć – więcej czasu spędzałam na uczelni i w domu, niż na imprezach czy innych wyjazdach. Co tu fotografować? Wykładowcę, notatki, książki, obiad przygotowany przez mamę? Musiałam sobie jakoś inaczej radzić.

Co zrobiłaś, żeby utrzymać zainteresowanie obserwatorów?

Wstyd się przyznać, ale często wychodziłam z domu na siłę, żeby tylko zrobić zdjęcia. Nie miałam na to ochoty, ani czasu, ale czułam taki przymus. Błądziłam po mieście i pstrykałam co tylko się dało. Potem wybierałam z tego najciekawsze ujęcia i planowałam na kolejne dni. Potem zaczęła mi w tym pomagać przyjaciółka.

Jakie było jej zadanie?

Umawiałyśmy się w weekend, kiedy było w miarę ładnie i robiłyśmy sobie wycieczki. Galerie, restauracje, muzea, czasami jechałyśmy za miasto. Ona jest zmotoryzowana, więc to sporo ułatwiało. Zabierałam ze sobą walizkę ubrań i...

selfie

Chcesz nam powiedzieć, że to wcale nie były spontaniczne wypady, ale wyjazdowe sesje zdjęciowe?

Można to tak nazwać. Chciałam mieć zdjęcia, które mogłabym wykorzystać trochę później. Przecież wreszcie może przyjść moment, kiedy nie będę miała na to czasu albo złapie mnie grypa. Co wtedy? Nie dopuszczałam do myśli, że sobie odpuszczę. Jechałyśmy gdzieś, pstrykała mi kilka fotek, potem inne miejsce, ja się przebierałam w samochodzie i tak dalej. Po takiej wycieczce miałam przynajmniej kilkadziesiąt gotowych zdjęć. Trochę filtrów, zamazanie tła i można dodawać.

Dzisiaj też to tak wygląda?

Trochę się zmieniło i już tak nie robię, ale zdjęcia i tak dodaję prawie codziennie. Okazało się, że różne ujęcia na mieście i w domu też się ludziom podobają. Tylko czasami się zmuszam, żeby gdzieś pójść, bo wiem, że tam mogę zrobić fajne fotki. Zaczęłam się ograniczać w ich ilości, ale nadal lubię obserwować nowe polubienia i obserwatorów.

I po co to wszystko? Przecież nie dla zysku.

No tak, nie jestem szafiarką i nikt mi nie płaci, że założę ubranie danej firmy. Chodzi o moją przyjemność. W pewnym sensie czuję się popularna.

selfie

Bez tych wszystkich zdjęć nie czułabyś się pewna?

Wiadomo, jak jest. Nikt ci nie powie tylu komplementów, co obcy ludzie. Oni zawsze napiszą coś miłego. A nawet pisać nie muszą, bo wystarczy, że polubią dane zdjęcie. Chyba cieszy mnie świadomość, że kogoś obchodzę. Ale żeby nie było – rodzina mnie kocha i mam znajomych, ale potrzebuję tego więcej. To może uzależnić i jestem tego przykładem.

Ilu masz dzisiaj obserwatorów?

Prawie 10 tysięcy ludzi, głównie z Polski, ale sporo też ze świata. Każde zdjęcie opisuję tagami w dwóch językach i pewnie stąd się wzięli. Nie mówię, że są moimi „fanami”, ale od takich liczb może się zakręcić w głowie.

Co zawdzięczasz Instagramowi?

Jestem na pewno pewniejsza siebie, niż wcześniej. Okazuje się, że wcale nie jestem taka brzydka i nudna, jak mi się w gorszych chwilach wydawało. Wiem, ilu ludzi na mnie codziennie patrzy i to się przecież nie wzięło znikąd. Muszę być jakaś, a to zawsze sukces. Znalazłam tam też przyjaciółkę. Spotkałyśmy się kiedyś, żeby porobić sobie zdjęcia, a kolegujemy się do dzisiaj.

Polecane wideo

Komentarze (14)
Ocena: 4.14 / 5
Arletta Bolesta (Ocena: 5) 26.10.2022 13:06
W ogóle uzależnienie od Internetu można rozpatrywać też w trakcie kościelnego procesu o nieważność małżeństwa dr Arletta Bolesta adwokat kościelny mail: [email protected]
odpowiedz
Kacha (Ocena: 5) 23.08.2016 22:20
Ja mam instagrama, na początku często dodawałam jakies fotki ale potem mi sie to znudziło, dodaje bardzo rzadko kiedy naprawdę mam cos ciekawego co pokazania. Współczuje tym, którzy maja przymus zamieszczania takich zdjeć, to musi byc okropnie męczące i frustrujace.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 05.04.2015 12:32
Jak jej szkoda zdjęć to zawsze da się je ściągnąć, a konto może skasować.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 05.04.2015 08:20
Ale głupoty, jakie trzeba mieć nudne zycie, zeby tak tracic czas na głupoty (dotyczy tych, którzy te zdjęcia dodaja i oglądaja).
odpowiedz
Anonim (Ocena: 3) 04.04.2015 23:00
jaki nick instagramu? ludzie chętnie by obejrzeli :P
odpowiedz

Polecane dla Ciebie