Polskie społeczeństwo wciąż z powątpieniem przygląda się niezamężnym kobietom, które mają ponad 30 lat. Zdaniem wielu, życie im się nie ułożyło, coś jest z nimi nie tak, mają pecha – poglądów jest wiele. W ogóle nie biorą pod uwagę, że to może być niezależna decyzja kobiety.
Społeczeństwo niby rozwija się coraz bardziej, ale najwyraźniej nie poglądowo. Jest to widoczne zwłaszcza w mniejszych miastach oraz na wsiach. Tam najbardziej przestrzegana jest tradycja, według której szczęście daje kobiecie jedynie zamążpójście i gromadka dzieci. Przeciwko temu poglądowi buntuje się coraz więcej dziewczyn. Jedną z nich jest Marzena.
Marzena napisała do nas w poprzednim tygodniu. W mailu dała upust żalowi dotyczącemu jej sytuacji. Nasza czytelniczka niedawno skończyła 31 lat i do tej pory nie doczekała się pierścionka zaręczynowego na swoim palcu. Mało tego, nawet nie ma faceta. Marzena podkreśla, że chce się zakochać i wyjść za mąż, ale nic na siłę. Jeżeli jej marzenia się spełnią to dobrze, jeśli nie, też będzie szczęśliwa. Po prostu znajdzie inny sposób na szczęście. Kobieta zwierzyła się jednak, że jej sytuacja nie jest łatwa i musi mierzyć się z różnymi problemami. Jak wygląda życie typowej `starej panny`? Publikujemy fragmenty maila Marzeny.
Zobacz także: Mam 25 lat. I co dalej?
Fot. Thinkstock
Cała rodzina postawiła chyba sobie za honor wyswatanie mnie. Na szczęście powoli tracą ten zapał. Zdążyłam już być na randce z kolegą brata, który w ogóle nie był w moim typie i przez całe spotkanie mówił tylko o sobie. Moja mama w tamtym roku wymyśliła sobie, że wyswata mnie z synem swojej fryzjerki. Nie przeszkadzało jej, że on jest wdowcem z dwójką dzieci. Najważniejsze jest, żebym wyszła za mąż. No cóż, mi dwoje obcych dzieci jednak przeszkadza. Najgorzej i tak wspominam jednak jednego z sąsiadów rodziców – Lutka. Umizgiwał się do mnie przez dwa tygodnie, kiedy spędzałam na wsi urlop dwa lata temu. Był nawet niebrzydki, ale zawsze przychodził do mnie spocony, a dotyk jego wilgotnej ręki można przyrównać do dotknięcia żaby. To swatanie sprawia jednak, że coraz rzadziej jeżdżę do domu, a podczas podróży mam skurcze żołądka.
Zobacz także: Dlaczego warto spać nago?
Fot. Thinkstock
Mój dramat zaczął się jakieś pięć lat temu, bo wtedy nastąpiło prawdziwe apogeum ślubów. W wakacje prawie każdej niedzieli na Facebooku widziałam zdjęcia z jakiegoś wesela. Po roku i w jeszcze następnym roku moja tablica była usłana zdjęciami dzieci. Kiedy chodziłam do znajomych, musiałam oglądać ich zdjęcia ze ślubu, zdjęcia ich dzieci i same dzieci. Nie było końca rozmowom o urokach macierzyństwa (czytaj: kupki, zupki, ząbkowanie, raczkowanie) i pytaniom o moje plany na przyszłość. Przy tych wszystkich parach i ich dzieciach czułam się jak obcy element, jakbym była jakaś dziwna i wybrakowana. To okropne uczucie i naprawdę unikam odwiedzin u takich znajomych.
Fot. Thinkstock
Okres późnej wiosny i letni jest dla mnie najgorszy. Mam dużą rodzinę i ciągle dostaję zaproszenia na chrzciny, komunie i wesela. W związku z tym, że nawet nie mam faceta, muszę tam chodzić sama. Jeżeli tylko nie jest to bliska rodzina, próbuję się wymigać i zmyślam jakieś wymówki. Mam dobrą pracę i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że robię karierę, więc zawsze mi wierzą. Na rodzinnych spotkaniach także czuję się jak odludek, zwłaszcza gdy siedzę pomiędzy rodzinami z dziećmi, a dzieje się tak praktycznie zawsze. Jestem też narażona na ciągle pytania o faceta, którego nie ma…
Fot. Thinkstock
Rodzina i znajomi patrzą na mnie z litością i pogardą. Ich zdaniem mam w życiu pecha. Nie przyjmują do wiadomości, że ktoś może nie chcieć wchodzić na siłę w żaden związek. Z pogardą patrzy na mnie szczególnie moja mama, a kiedy przyjeżdża siostra (ma troje dzieci) ciągle podkreśla jakie są słodkie i urocze. Potem dodaje, że nic w życiu nie daje takiego szczęścia jak dzieci, a potem wymownie patrzy w moim kierunku. Siostra niby jest zakłopotana, ale widzę po minie, że w głębi duszy czuje się lepsza.
Fot. Thinkstock
Od dwunastu lat mieszkam w Warszawie i naprawdę kocham to miasto. Kocham je zwłaszcza za anonimowość. Tutaj nikt nie wygląda z okna i nie patrzy na mnie, kiedy przechodzę ulicą. Żadna z sąsiadek nie pyta, czy wreszcie znalazłam sobie jakiegoś kawalera. A w rodzinnej wsi owszem. Ale i tak najgorsi są krewni, a zwłaszcza babcia. To chyba jednak tylko dlatego, że reszta rodziny straciła już nadzieję. Babcia jednak wytrwale drąży problem i dopytuje, dlaczego nikogo nie mam. Gdy mówię, że nie jestem zakochana, ona twierdzi, ze uczucie przychodzi z czasem i dobremu mężczyźnie trzeba dać szansę. Ostatnio jej kazanie trwało 30 minut…
Fot. Thinkstock
Złośliwe docinki słyszę nie tylko od kobiet, ale i mężczyzn. W mojej rodzinnej miejscowości jest kilku chłopaków, którym dałam kosza. Teraz nie szczędzą mi złośliwości. Za każdym razem kiedy przejeżdżam nowiutkim mercedesem przed sklepem spożywczym, przed którym stoją, popijając piwo, widzę w bocznym lusterku, jak się oglądają. Nie raz kiedy przechodziłam, słyszałam uwagi wypowiadane przez nich pod nosem. Niby cicho, ale tak, że mogłam usłyszeć. Zdaniem niektórych przewróciło mi się w głowie, życie mi jeszcze dokopie za to niezdecydowanie, pewnie jestem lesbijką, może nie mogę mieć dzieci, bo najwyraźniej nikt mnie nie chce i jeszcze wiele przykrych uwag. Staram się je ignorować, ale czasami jest mi naprawdę przykro…
Zobacz także: Dlaczego warto spotykać się z facetem mniej atrakcyjnym od siebie?
A Waszym zdaniem w jakim wieku `powinna` być samotna kobieta, by nazwać ją starą panną?