Dla większości z nas to powód do dumy, zaszczyt i miły gest. Kiedy ktoś prosi nas o zostanie matką chrzestną dziecka, nie potrafimy odmówić. Bo niby dlaczego? To jedynie symboliczna rola, która ogranicza się do utrzymywania serdecznych stosunków z chrześniakiem i od czasu do czasu kupowaniem dla niego prezentów. Przy okazji jest dowodem na to, że jesteśmy godne zaufania, odpowiedzialne i postrzegane jako wzór do naśladowania. Nie ma się czego obawiać.
Tak samo myślała Katarzyna, która kilka lat temu z radością przystała na propozycję swojej kuzynki. Została chrzestną słodkiej dziewczynki. Nie spodziewała się jednak, że zgadzając się na to, rodzice dziecka obarczą ją mnóstwem obowiązków. I jak bardzo ucierpi na tym jej sytuacja finansowa. Dziś szczerze wyznaje, że nigdy więcej nie popełni tego błędu. Gdyby zdawała sobie sprawę z konsekwencji, na pewno by odmówiła.
- Wydaje się, że to nic takiego, ale rzeczywistość przerosła wyobrażenia. Czasami mam wrażenie, że zastępuję jej matkę, bo tej jest to na rękę - żali się.
Zobacz również: Czy mogę zostać chrzestną? 7 przeszkód, które mogą to uniemożliwić
fot. Thinkstock
Nasza bohaterka podejrzewała, a nawet miała nadzieję, że kuzynka zaproponuje jej zostanie matką chrzestną jej pierwszego dziecka. Ich rodzina nie jest duża, a wybór mocno ograniczony. Kiedy miesiąc po narodzinach okazało się, że miała rację - skakała z radości.
- Byłam bardzo szczęśliwa. Poczułam się ważna, wyjątkowa i w pewnym sensie wyróżniona. Dla rodziców dziecko to największy skarb. Jeśli ktoś mnie o to prosi, to znaczy, że ma o mnie jak najlepsze zdanie. Nawet popłakałam się ze wzruszenia. Najbardziej cieszyło mnie to, że już zawsze będę obecna w życiu tej kruszynki. Pokochałam ją od pierwszego wejrzenia. W ogóle wtedy nie myślałam o tym, że ona kiedyś dorośnie, a kuzynka z mężem widzą to trochę inaczej, niż ja. Problemy zaczęły się chwilę później, kiedy zbliżały się chrzciny. Nagle okazało się, mam im we wszystkim pomóc i jeszcze sporo dołożyć do tego interesu - wyznaje.
Dziś rola matki chrzestnej kojarzy się Katarzynie przede wszystkim z ogromnymi wydatkami. Te nigdy się nie kończą, bo zawsze znajdzie się jakaś okazja.
Zobacz również: LIST: „Nie zostanę chrzestną, bo ksiądz nie wydał mi zaświadczenia! Zachował się podle...”
fot. Thinkstock
- Kiedyś próbowałam policzyć, ile już wydałam na moją chrześnicę i aż złapałam się za głowę. Tylko w pierwszych latach to były tysiące złotych. W organizację chrzcin byłam zaangażowana równie mocno, a może nawet bardziej, niż matka dziecka. Razem wybierałyśmy restaurację, a ona nie miała przy sobie pieniędzy, więc wpłaciłam sporą zaliczkę. Nigdy jej nie odzyskałam. Potem wyczytałam, ile powinnam dać w kopercie z tej okazji. Było mnie stać, więc wsadziłam 2 tysiące złotych. Myślałam, że raz pokażę gest i dadzą mi spokój. Wcześniej odpowiadałam również za załatwienie wypieków na tę imprezę i oczywiście głupio mi było ich prosić o kasę. Zapłaciłam. Pierwszy raz w życiu miałam debet na koncie, a to dopiero początek atrakcji - twierdzi.
Katarzyna wielokrotnie była stawiana w sytuacji bez wyjścia. Na przykład wtedy, kiedy ktoś ukradł z klatki schodowej wózek dziecka. Zapłakana kuzynka przyszła do niej się wyżalić, a tak naprawdę liczyła na wsparcie.
- Nie przewidziałam jednego. Rodzice mojej chrześnicy nie należą do zbyt majętnych osób. Zawsze ledwo wiązali koniec z końcem. Wybrali mnie, bo zwęszyli w tym interes. Wiedzieli, że jako tako zarabiam, a na dodatek mam dobre serce i nie potrafię odmawiać. Genialny plan, bo ja faktycznie do dzisiaj nie potrafię się przeciwstawić. Cokolwiek zechcą, to ciocia Kasia pomoże. Jest w tym sporo mojej głupoty i naiwności, ale takim już jestem człowiekiem. Już 2 razy finansowałam kolonie Gabrysi - żali się.
Zobacz również: Jak się przygotować do roli chrzestnej?
fot. Thinkstock
W tym roku jej chrześnica przystępuje do pierwszej komunii. To kolejna okazja, która wymaga od Katarzyny sporego zaangażowania i jeszcze większych wydatków. 2 tysiące złotych podarowane na chrzcinach to kropla w morzu dzisiejszych potrzeb.
- Wiadomo, jak to w Polsce wygląda. Tyle dobrego, że imprezę w lokalu chyba sfinansują sami, bo pomagają im rodzice. Ale i tak nie obędzie się bez pożyczki, bo dyskretnie zasugerowano mi, co Gabrysia chciałaby dostać. To cała lista kosztownych prezentów, z której mam wybrać przynajmniej dwa. Oczywiście, jeśli mam taką ochotę i możliwości, ale za dobrze mnie znają. Ja nie potrafię odmówić. Wychodzi na to, że do maja mam znaleźć pieniądze na laptopa i wakacyjny obóz językowy. Brzmi rozsądnie, bo komputer przyda się do nauki, a edukacyjny wyjazd to też fajna sprawa. Ale czy naprawdę trzeba mieć aż takie żądania? Komunia to dla gości jeszcze większy wydatek, niż udział w weselu. Już nie wspomnę o tym, że regularnie podrzucają mi chrześnicę, kiedy chcą sobie wyjechać na weekend na działkę albo idą na jakąś imprezę. Ciocia Kasia przecież kocha, więc się poświęci - wyznaje.
Nasza bohaterka ostrzega: zastanów się dwa razy, zanim zgodzisz się na przyjęcie takiej propozycji. Zadaniem rodzica chrzestnego wcale nie jest pomoc w wychowaniu czy wsparcie mentalne. Zdecydowanie częściej chodzi o pieniądze. Duże pieniądze. A wszystko sprowadza się do szantażu emocjonalnego - jesteś kimś wyjątkowym w życiu dziecka, więc musisz stanąć na wysokości zadania.