Dania wielokrotnego użytku
Jeśli lubisz często chodzić do restauracji, mamy dla ciebie złe wiadomości. Okazuje się bowiem, że plotki o nagannym zachowaniu kucharzy i kelnerów wcale nie są przesadzone.
Jak donosi „Dziennik Łódzki” ulubiona zabawa wielu młodych kucharzy to doprawianie sosu czosnkowego. - Choć to niewiarygodne, można w nim znaleźć spermę. To zabawa, która sprawia im wielką frajdę - opowiada Tomasz, łodzianin, który przez trzy miesiące był menedżerem restauracji w Gdańsku.
Lokale hołdują też zasadzie, że nic nie może się zmarnować. Dlatego mięso nieświeże lub takie, którego nie dojedli klienci, restauratorzy potrafią przerobić na kotlety mielone. Częstą praktyką jest także mieszanie mięsa starego ze świeżym i robienie z tego gulaszu, a także zlewanie resztek z talerzy do jednego garnka zupy. Zrobienie pomidorowej ze starego rosołu i równie nieświeżej jarzynowej to podobno dla kucharzy żadna sztuka.
Podobnie jest z pyzami i kopytkami – często się zdarza, że są one robione z niezjedzonych wcześniej przez klientów ziemniaków. Także warzywne przybrania dają się łatwo przerobić. Wystarczy przetrzeć je trochę ręką, gdy są ubrudzone innymi potrawami, następnie pokroić je na mniejsze części, polać sosem i gotowe.
Czy zatem oznacza to, że klient z góry skazany jest na porażkę? Okazuje się, że nie – jeśli pamięta o kilku kluczowych zasadach. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na to, czy lista potraw w menu nie jest zbyt długa. Jeśli widnieje w niej mniej dań, zwiększa to szanse, że jedzenie nie pochodzi z zamrażarki. Warto też decydować się na posiłek z karty, a nie danie dnia, które najprawdopodobniej przyrządzone będzie z zeszłodniowych resztek. Za stosunkowo bezpieczne potrawy uchodzą też kotlety schabowe, ponieważ dość trudno przy nich „majstrować”, oraz ryby – bo zatrucia nimi są groźniejsze niż mięsem i klient może nawet wylądować w szpitalu. A tego żaden właściciel restauracji już nie zaryzykuje.
Maja Zielińska
Zobacz także:
Ostatnie życzenia skazańców: O jakim posiłku kryminaliści marzą przed śmiercią?
Ostatni posiłek przed śmiercią skazaniec może sobie wybrać wedle własnego uznania. Które z dotychczasowych życzeń były najoryginalniejsze?
Polscy studenci - mistrzowie plagiatu
Badania prowadzone przez polskich wykładowców pokazują, że plagiaty popełnia od 12 do 75% studentów!
Nie zadzieraj z kelnerem
Jak się okazuje, nie warto zadzierać także z kelnerem. „Dziennik Łódzki” donosi, że rozzłoszczony kelner potrafi nie tylko napluć do potrawy albo do piwa, ale może nawet wylizać sztućce, które za chwilę poda klientowi. - Nigdy nie pytajcie nas, co dziś polecamy - przestrzega jeden z byłych łódzkich kelnerów. - Macie większą szansę na trafienie szóstki w Lotto niż na uzyskanie szczerej odpowiedzi. Dobry kelner to taki, który dba o interes knajpy, wciśnie więc to, co zalega w lodówce, a nawet zaczyna już się psuć. Poleci coś, co musi się szybko sprzedawać, by nie poszło na straty. Nie warto też pytać, czy polędwica jest świeża, a zupa gotowana dziś, bo nawet jeśli nie jest, to nikt się do tego nie przyzna. No chyba że ma słabszy dzień albo myśli o zmianie pracy, ale to naprawdę wyjątkowa sytuacja.
Coraz częstszą praktyką niektórych kelnerów staje się też dopisywanie do rachunku dań lub napojów, których klient nie zamawiał. Dają się na to nabrać zazwyczaj klienci nietrzeźwi lub… zakochani. „Zakochany klient chce zaimponować swojej wybrance. – pisze „Dziennik Łódzki”. - Po pierwsze, zaprosi ją do drogiej restauracji, po drugie, nie będzie skąpił na drinki i wykwintne dania, a po trzecie da sobie dość łatwo dopisać przysłowiową datę urodzenia do rachunku”. Z klientem nietrzeźwym jest jeszcze łatwiej – zazwyczaj jest na tyle pijany, że kilka piw więcej na rachunku nie robi mu różnicy, a następnego dnia nie pamięta, ile tak właściwie wypił.
Oszukiwanie na rachunkach to jednak nic w porównaniu z postępowaniem doprowadzonych do wściekłości kelnerów. - Pracowałem w średniej klasy restauracji – opowiada pan Radek. - To był piątkowy wieczór ze sporym ruchem na sali. Jeden z kolegów, mający akurat słabszy dzień, obsługiwał stolik dziewczyn, które kategorycznie domagały się podania coli, bo czekały już prawie dziesięć minut. W końcu panny zaczepiły z pretensjami szefa sali, a ten ochrzanił powolnego kolegę.
Ponaglony przez szefa kelner już bez ociągania się podał colę. - Ale zanim to zrobił, zdjął na zapleczu spodnie i dokładnie wymacał penisem wnętrze szklanek – dodaje pan Radek.