Kiedy byłaś małą dziewczynką, najprawdopodobniej mało kto używał oficjalnej formy Twojego imienia. Niemal każda Anna nazywana jest Anią, Aneczką lub Anulą, Katarzyna to oczywiście Kasia czy Kasieńka, a Aleksandra – Ola, Oleńka, a nawet Olusia. Zdrabnianie imienia jest wtedy na porządku dziennym, ale z czasem zaczyna nam coraz bardziej ciążyć. Chcemy poczuć się dorosłe, a tego typu zwroty nie brzmią zbyt poważnie.
Czasami, choć intencje rozmówcy są jak najbardziej pozytywne, wściekamy się na niego. Dorastająca kobieta chce być traktowana po partnersku, a nie protekcjonalnie, niczym małe dziecko. 25-letnia Paulina nie chce być dłużej Paulisią, ale nie wszyscy są w stanie to uszanować. Przyzwyczajenie okazuje się silniejsze od zdrowego rozsądku. Jak na zdrabnianie imion reagują młode Polki?
Poznajcie ich zdanie w tej kwestii. Czy naprawdę jest się o co obrażać?
fot. Thinkstock
- Mam na imię Magdalena, ale od zawsze jestem dla wszystkich Madzią. To się zaczęło sto lat temu i trwa do dzisiaj, chociaż już dawno jestem pełnoletnia. Najpierw byłam Madzią ze względu na wiek, może wzrost, a teraz jestem Madzią, bo podobno pasuje mi to do charakteru. Jestem grzeczna i raczej cicha. Przyzwyczaiłam się do tego, choć bywają momenty, kiedy jest mi wstyd. Pamiętam jak w liceum wychowawczyni czytała listę obecności i była tam Agnieszka, Karolina, Gabriella, a potem ja – Madzia. Nie Magda, ani Magdalena. Na studiach też to podchwycili. Jestem pewna, że kiedy zacznę pracować, to szef też będzie tak na mnie mówił. Nie wiem skąd to się bierze, ale dziwnym trafem wszyscy uważają, że oficjalna forma jakoś do mnie nie pasuje. Nie mam na to wpływu – twierdzi 23-latka.
fot. Thinkstock
- Pozwalam zdrabniać moje imię tylko wybranym osobom. Generalnie nie lubię tej formy, ale z ust niektórych brzmi to jeszcze znośnie. Dla rodziców i znajomych jestem Aguś. Akceptuję, nie poprawiam, niech im będzie. Problem pojawia się wtedy, kiedy mówią tak na mnie w miejscach publicznych albo ktoś niemal obcy zaczyna się do mnie tak zwracać. Nawet niedawno na imprezie ktoś usłyszał, że jestem Aguś i kto mnie nie zagadywał, to używał tej samej formy. To już brzmiało głupio, bo przecież nie jesteśmy ze sobą aż tak blisko. Wtedy nie waham się poprawiać i mówię, że mam na imię Agnieszka. Jakoś poważniej to brzmi – mówi nam 20-letnia studentka.
fot. Thinkstock
- Noszę takie imię, że naprawdę trudno jest używać pełnej wersji na co dzień. Większości Gabriella nie przechodzi przez usta, bo niby po co się tak męczyć. Najczęściej jestem nazywana Gabrysią albo w skrócie Gabi. Tak się do tego przyzwyczaiłam, że czasami sama mam problemy z poprawnym przedstawieniem się. Na rozmowie o pracę wypaliłam, że jestem Gabrysia i na pewno nie zabrzmiało to profesjonalnie. Taka stara, a na siłę się odmładza. Dla mnie to akurat kwestia drugorzędna, ale ludzie różnie mogą reagować. Sama nie mam nic przeciwko, choć lubię też, kiedy słyszę wersję Gabriella. Pod warunkiem, że nie pada ona z ust moich rodziców, bo to oznacza, że są na mnie źli – twierdzi Gabi, która czasami wolałaby być Gabriellą.
fot. Thinkstock
- Nienawidzę zdrabniania imion i dotyczy to mojego, a także innych. Mam kolegę Piotra, którego wszyscy nazywają Piotrusiem, ale sama nigdy tak nie mówię. Tak samo jak na Tomasza – Tomuś. Sama jestem Ewa i nie rozumiem potrzeby zdrabniania. To 3 litery, krócej się nie da, więc po co niektórzy zwracają się do mnie Ewcia albo inna Ewusia? Ewcia to może mieć 3 lata i chodzić do przedszkola, a Ewusia brzmi głupio bez względu na wiek. Nie pozwalam innym na to i od zawsze poprawiam. Niektórzy czasem gryzą się w język, bo wiedzą jak tego nie lubię. Ale jestem konsekwentna i na co dzień nie mam z tym problemu – wyznaje 30-latka.
fot. Thinkstock
- Sprawa wygląda tak, że ja nie lubię oficjalnej wersji swojego imienia, dlatego wręcz sama przedstawiam się zdrobniałą formą. Stanisława brzmi po prostu staro, więc wolę być Stasią lub Stenią. Wiem, że to drugie jest zdrobnieniem od Stefani, ale wśród najbliższych tak się przyjęło. Czasami czuję się nieswojo, jak u lekarza lub w jakimś urzędzie wywołają mnie jako Stanisławę. Aż się zastanawiam, czy to o mnie chodzi. Nie obrażam się o zdrabnianie imienia. Czuję się nieswojo, kiedy ktoś tego nie robi. Wtedy odczuwam dystans. Już wolę być Staszką, niż Stanisławą – mówi nam Stasia.
A Ty jak reagujesz na zdrobnienie swojego imienia?