Z założenia Pierwsza Komunia Święta ma być przeżyciem przede wszystkim duchowym. To moment, kiedy młody katolik staje się pełnoprawnym członkiem Kościoła. W praktyce bywa jednak inaczej. Trudno wyobrazić sobie tę uroczystość bez wystawnego przyjęcia i drogich podarunków. Coraz częściej organizacja tego wydarzenia przypomina przygotowania do wesela - wybieramy obiekt i menu, tworzymy listę gości oraz prezentów i… opracowujemy budżet. Ta przyjemność z roku na rok kosztuje bowiem coraz więcej.
Także rodziców chrzestnych, których rola już dawno przestała ograniczać się do wręczenia Pisma Świętego i różańca. Ich zadaniem stało się spełnianie największych i najdroższych zachcianek. Sami zainteresowani nie mają wyjścia. Muszą zacisnąć zęby, otworzyć szeroko portfel i pogodzić się z tym. W przeciwnym razie zawiodą chrześniaka, jego rodziców, a jak twierdzą nasi rozmówcy - będą towarzyszyć im wyrzuty sumienia, że nie sprostali tej ważnej roli.
Sezon komunijny coraz bliżej i z tej okazji pytamy ich wprost: jakie stawki obowiązują i co tak naprawdę myślą o tym zjawisku. Niektóre z tych wypowiedzi można skwitować w tylko jeden sposób - płać i płacz.
Zobacz również: Komunia na bogato: Małe suknie ślubne, wielkie limuzyny i mnóstwo gotówki (Najbardziej żenujące fotki!)
fot. Thinkstock
- Jestem matką chrzestną córki mojej siostry. Do tej pory moja rola była raczej symboliczna i nie odczułam tego specjalnie w swojej kieszeni. Wiadomo, że musiałam kupować jej prezenty z różnych okazji, ale nie było konkretnych oczekiwań. Komunia to co innego, bo to temat obecny w naszej rodzinie przynajmniej od roku. Naprawdę mam wrażenie, że ta mała dziewczynka bierze ślub. Kilka tygodni temu z ciekawości zapytałam, co powinnam jej kupić. Z każdej strony słyszałam, że tanio nie będzie, ale jeszcze się łudziłam. No i pojawiły się konkretne oczekiwania. Na mnie spadł ciężar kupna telefonu za 3 tysiące złotych. Podobno wszystkie dzieci takie mają i trzeba się dostosować, żeby rówieśnicy cię zaakceptowali. Teraz nie mam wyjścia i muszę się wykazać. Wezmę go na raty, więc ta uroczystość niby duchowa skończy się dla mnie długami - twierdzi Dominika.
- Kiedy w jednym roku godziłam się zostać chrzestną dwójki dzieci, to wtedy jeszcze nie podejrzewałam, czym to się skończy. W maju czekają mnie dwie komunie i to zaledwie tydzień po tygodniu. Jednego chrześniaka mam na miejscu, a do drugiego muszę jechać przez pół Polski. Nikt nie powiedział mi wprost, co powinnam im dać, ale sporo na ten temat rozmawiałam ze znajomymi. Oni twierdzą, że od tego zależy, jak ułożą się moje relacje rodzinne. Nie mogę zawieść. Z tego powodu od kilku miesięcy bardzo oszczędzam, a i tak nie dam im tyle, ile bym chciała. W sumie planuję dysponować 4 tysiącami złotych do podziału, więc każde z nich dostanie po 2 tys. Spory wydatek, ale nie mogę mieć do nikogo pretensji. Mam tylko nadzieję, że dobrze spożytkują te pieniądze - mówi Patrycja.
Zobacz również: Ile kosztuje Pierwsza Komunia? Majątek! (Sprawdź niezbędne wydatki)
fot. Thinkstock
- Jestem w kiepskiej sytuacji finansowej i dlatego najchętniej wypisałabym się z tej całej komunii i ogólnie bycia matką chrzestną. Czuję, że nie podołałam i zupełnie się do tego nie nadaję. Prawdopodobnie skończy się na tym, że chrześniak dostanie ode mnie najskromniejszy prezent. A w końcu powinnam być tą najbardziej hojną. Myślałam nad konsolą do gier albo tabletem, ale maksymalnie za kilkaset złotych. To i tak ogromny wydatek dla osoby, która aktualnie odbija się od dna. Pewnie część będę musiała pożyczyć. Zawsze mogę stwierdzić, że to tylko komunia i przecież nie o to chodzi. Łatwo się mówi, a wiadomo, jak to wygląda. Dziecka nie interesuje żadna eucharystia, ale fajne przyjęcie, koperty z pieniędzmi i cała masa upominków. Daję sobie głowę uciąć, że to jest ich pierwsze skojarzenie. Boję się tego dnia, bo pewnie zapadnę się pod ziemię ze wstydu - żali się Agnieszka.
- Mam szczerze dosyć tego tematu. Polacy nie potrafią normalnie świętować takich okazji. Jak zwykle wszyscy działają według zasady zastaw się, a postaw się. Rodzice organizują przyjęcie na kredyt, a goście zadłużają się, żeby kupić prezenty. Potem się dziwimy, że dzieci wyrastają na materialistów. Na każdym kroku słyszą, że w maju się obłowią i tylko na to czekają. Może wyjdę na najgorszą chrzestną na świecie, ale swój wkład w to szaleństwo chcę ograniczyć do minimum. Ustaliłam sobie budżet 300-500 zł. To i tak bardzo dużo. Nikt mnie nie przekona, że w grę wchodzą tylko tysiące złotych. Uważam, że to chora sytuacja i trzeba się jakoś przeciwstawić. Pewnie niektórzy będą mieli sporo do powiedzenia i podpadnę, ale już mnie to nie rusza. Ja miałam przyjęcie komunijne w domu i skakałam z radości, bo ktoś dał mi zegarek. Nie czuję, żeby z tego powodu moje dzieciństwo było gorsze - przekonuje Paulina.
Zobacz również: Jak zorganizować przyjęcie komunijne w domu
fot. Thinkstock
- Szczerze mówiąc, w momencie kiedy poproszono mnie o zostanie chrzestną, od razu pomyślałam sobie o komunii za kilka lat. Bo do tego w skrócie ogranicza się ta rola. Prezenty, wydatki, spełnianie zachcianek. Rodzice są od wychowywania, a chrzestni do rozpieszczania. Uczciwie przyznam, że nie umiem powiedzieć temu stop. Za bardzo przejmuję się tym, jak jestem postrzegana, dlatego nie ma wyjścia i trzeba się wykosztować. Prezent wymyśliłam sama i nie jest tani. Rodzice chrześniaka go zaakceptowali. To będzie bon z biura podróży o wartości 5 tysięcy złotych. Z jednej strony to chore, ale z drugiej - fajnie się czuję ze świadomością, że wszystkich przebiję. Przynajmniej nikt nie powie, że chrzestna się nie spisała. Zdaję sobie sprawę, że to szalona kwota, ale raz na jakiś czas można. Kolejna taka okazja to dopiero ślub, a i wtedy nie będę musiała chyba aż tak szastać pieniędzmi - twierdzi Marta.
- Jestem załamana tym, co się teraz wyprawia. Chyba już w styczniu poinformowano mnie, że chrześnica już wszystko ma i z okazji komunii będzie przyjmowała wyłącznie gotówkę. Żadnych rzeczowych prezentów, bo te mogą okazać się nietrafione i będzie problem. Pieniądze można spożytkować zgodnie z uznaniem. Zastanawiam się tylko, ile z nich trafi do niej, a ile wezmą jej rodzice. Za przyjęcie w restauracji trzeba przecież jakoś zapłacić. Stawki na szczęście nie ustalono, ale nie wiem czy jest się z czego cieszyć. Tak bym przynajmniej wiedziała, ile wypada dać. Nie chciałabym się ośmieszyć. Na razie wydaje mi się, że tysiąc złotych wystarczy, ale jeszcze muszę zbadać temat. Tak, to ewidentne przegięcie, ale co zrobić? Możesz poskąpić i ośmieszyć się w oczach całej rodziny albo zacisnąć zęby i jakoś to przeboleć - dodaje Ilona.
A jaka jest według Ciebie obowiązująca stawka?