EXCLUSIVE: Spowiedź dziewczyn z seks-kamerek

Nie chcą, by nazywać je prostytutkami. Są aktorkami, które spełniają męskie marzenia. Jak wygląda ich praca?
EXCLUSIVE: Spowiedź dziewczyn z seks-kamerek
21.06.2013

Jeszcze kilka lat temu spragnieni erotycznych wrażeń mężczyźni mieli do dyspozycji sekstelefon, SMS-y od „chętnych i wilgotnych” konsultantek, a wraz z rozwojem technologicznym i komputeryzacją społeczeństwa – tekstowe czaty internetowe, na których mogli poświntuszyć z kimkolwiek. Dzisiaj nagrane wcześniej westchnienia najbardziej znanej pracownicy sekstelefonu, czyli Kasi Figury, lub tekstowy opis niegrzecznych zabaw damsko-męskich, to już raczej prehistoria. Świat idzie do przodu, także jeśli chodzi o interaktywny seksbiznes. Dzisiaj w milionach polskich domów królują wideoczaty, na których można po prostu porozmawiać lub częściej – spełnić swoje seksualne marzenia.

Wystarczy wejść na stronę główną jednego z tego typu serwisów. Po chwili nasz wzrok szaleje. Gdzie patrzeć? Tutaj kopuluje para nastolatków, tam opalona blondynka bez skrępowania przymierza kolejne sztuki erotycznej bielizny, gdzie indziej ktoś się masturbuje. Branża pornograficzna na pewno mocno to odczuła. Dzisiaj mało kto kupuje dostęp do profesjonalnych filmików. Współcześnie aktorem porno może być dosłownie każdy. Oczywiście nie charytatywnie. Dotarliśmy do dwóch dziewczyn, które postanowiły wykorzystać swoje ciało w podobno słusznym celu. Nikogo nie krzywdzą, nikt ich nie dotyka, a o pieniądze już długo nie będą musiały się martwić.

Trudno powiedzieć, czy Ewa żałuje tego, co robiła. Sama twierdzi, że to nie było nic fajnego, ale pozwoliło jej na rozwinięcie skrzydeł w mieście. Teraz pracuje na etacie w dobrej firmie i chce wrócić na studia. Nie myśli o tym, co wyprawiała przed kamerką, ani co widziała po drugiej stronie. Zrobiła wiele, by zmienić się wizualnie, ale wciąż boi się, że to kiedyś wyjdzie na jaw. W rodzinnej miejscowości nikt jej chyba nie rozpoznał, ale wie że niektórzy nagrywają transmisje i wrzucają na strony z filmami porno. Dzisiaj ma inną fryzurę, kolor włosów, zakrywa co trzeba, nie korzysta już z solarium, ale znajomi wiedzą, jak kiedyś wyglądała. Może trafią na taki nagrany filmik i za kilka miesięcy lub lat będzie skończona.

Każda „aktorka” udostępniająca swoje ciało na wideoczacie musi się z tym liczyć. To sposób na teoretycznie łatwe pieniądze. Większość nie uważa się za prostytutki, bo przecież nikt ich nie dotyka. Nie zdają sobie jednak sprawy, że życie kiedyś może wystawić im za to słony rachunek. Każdego dnia setki tysięcy Polaków podgląda tego typu transmisje, a miesięcznie na żetony wydajemy nawet kilka milionów złotych. Nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. Branża rozrasta się z dnia na dzień, a w sidła „łatwych” pieniędzy wpadają coraz młodsze z nas.

Rozmowa przedłużyła się do ok. 15 minut. Nasza bohaterka nie chciała za to dodatkowych pieniędzy. Zaczęliśmy od wymiany ogólników – jak się czuje przed kamerką, od jak dawna to robi, czy utrzymuje się tylko z tego, czy ma chłopaka i czy nie boi się, że kiedyś odwiedzi ją własny ojciec, wujek lub znajomy z tego samego miasta. Absolutnie nie pozwala na podanie prawdziwego imienia, wieku i miejsca zamieszkania, ani nawet internetowego pseudonimu, bo ktoś mógłby skojarzyć. - Nie jestem tu dlatego, że nie miałam co włożyć do garnka. Zdałam świetnie maturę, ale postanowiłam zrobić sobie rok przerwy przed studiami. Rodzicom powiedziałam, że sprzedaję w internecie opracowania lektur i wypracowania... Wiesz, gimbusom się nie chce, więc ja piszę za nich – mówi nam etatowa dziewczyna do towarzystwa. Wirtualnego towarzystwa.

Rodzina o wiele nie pytała. Uwierzyli, że jest popyt na tego typu treści. Zwłaszcza, że odnosiła sukcesy w szkolnych konkursach literackich, a z polskiego zawsze była najlepsza. Nie zdziwili się, kiedy powiedziała, że się wyprowadza. Ma stałe dochody, stać ją na skromną kawalerkę, a tak w ogóle to chciałaby być samodzielna. Rzeczywiście, pracuje w sieci, ale w nieco innym charakterze. Na początku pokazywała tylko swoje krocze, ale z tego nie było kokosów. - Facetów nie kręcą tylko nasze ci*ki. Oni chcą widzieć całą dziewczynę, a głównie twarz. Widzą emocje i wierzą, że takie jesteśmy naprawdę – twierdzi. Czy się nie boi? Zdarzyło się, że ktoś ją rozpoznał. A przynajmniej miała takie wrażenie, bo podstarzali erotomani prowadzający się pod rączkę z wysuszoną małżonką raczej nie zaczną za nią krzyczeć na ulicy. Jest pewna, że ojciec nigdy na nią nie trafi, bo to porządny człowiek. Na kamerkach „pracuje” od kilku miesięcy. Aktualnie nie ma chłopaka.

Ma zasadę, że nie rozmawia o pieniądzach, ale pozwala sobie na finansowy quiz. - Wiesz jakie jest średnie wynagrodzenie brutto? To weź to jako netto i pomnóż. W jednym miesiącu przez 2, bywa że przez 4... - widać, że dziewczyna orientuje się w rynku pracy. Wychodzi na to, że zarabia od kilku do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Na rękę. Nie może się tym specjalnie obnosić, bo rodzina odkryłaby, że coś jest nie tak. Płaci za mieszkanie, stołuje się na mieście, lubi fajne ciuchy i porządne kosmetyki. Resztę odkłada na trudniejsze studenckie czasy. Wciąż twierdzi, że chce zdobyć wyższe wykształcenie. - Dupą można dorobić, ale to nie może być sposób na życie. Nie jestem prostytutką, ale aktorką – uważa. Przed kamerką spędza kilka godzin dziennie, choć zazwyczaj wieczorami. Prawie codziennie, bo nie chce wybijać się z rytmu. - Tylko nie pisz, że jestem głupią kur***, przecież widzisz, że trzeźwo patrzę na świat. Nikt mnie tutaj nie dotyka. Pokazuje napaleńcom to, o czym marzą, a oni się odwdzięczają – zastrzega. Tydzień temu pobiła rekord. Za dwustronną transmisję z dojrzałym biznesmenem dostała 2 tysiące. Przez godzinę zabawiała się w swoim mieszkaniu, a on pewnie kilkaset kilometrów dalej. Mogli na siebie patrzeć.

Po okołu 15 minutach zakończyliśmy transmisję. Pierwsza bohaterka zasugerowała nam, żeby przestrzec wszystkich przed taką działalnością. Nie wiemy jednak, czy rzeczywiście dostrzega ciemne strony internetowego seksbiznesu, czy może prewencyjnie wycina ewentualną konkurencję.

Nasza druga rozmówczyni zarzeka się, że już tego nie robi. Skontaktowaliśmy się z nią przez portal ogłoszeniowy. Otwarcie przyznaliśmy, że chodzi o rozmowę na temat erotycznych wideoczatów. Zgłosiło się kilka dziewczyn. Jedna była skłonna odpowiadać jedynie ma pytania mailowe, inne zażądały wynagrodzenia (tym razem w złotówkach, a nie żetonach) za rozmowę twarzą w twarz. Po kilku dniach dotarła wiadomość od Ewy. Zgodziła się na spotkanie, ale bez aparatu, dyktafonu czy broń Boże kamery. Mogliśmy tylko notować.

Spotykamy się w znanej kawiarnianej sieciówce. Ewa popija przez słomkę zmrożony napój i zaczyna swoją opowieść. Twierdzi, że chyba oszalała godząc się na rozmowę, ale w sumie nie ma nic do stracenia. Skoro kiedyś świeciła tyłkiem i wszystkimi innymi częściami ciała przed obcymi facetami, to nic gorszego już zrobić nie może. A tak istnieje szansa, że może kogoś skutecznie ostrzeże. - Nie mam żadnej misji, ale wiem jak potrafimy być głupie. Dziewczyny chcą żyć jak bohaterowie amerykańskich seriali dla nastolatków, ale 15 zł kieszonkowego starczy najwyżej na doładowanie do komórki. Potem trafiają na taką stronę i widzą, że można pokazać wszystko, dobrze na tym wychodząc. Zaczynają od zbliżeń na pochwę, potem niemal całe ciało, a konsekwencją jest zupełne ujawnienie się. Już nie jesteś rozwartą szparką, ale dziewczyną z krwi i kości. Z wszystkimi krągłościami, twarzą, głosem – Ewa potwierdza mechanizm opisany przez poprzedniczkę.

- Kiedy i dlaczego zaczęłam? To było jakieś 2 lata temu, kiedy takie serwisy dopiero startowały na szerszą skalę. Kiedyś można było się pokazywać za darmo, a wtedy wprowadzili żetony lub inne wirtualne waluty. W domu zawsze była bieda, a tak mogłam dorobić. To było w wakacje, w akademiku. Koleżanki z pokoju wyjechały, więc miałam możliwości, że tak powiem, lokalowe. Najpierw tylko się masturbowałam, a później przyszła pora na twarz. Strasznie się bałam, że może na mnie trafić jakiś chłopak z uczelni i będzie afera. Zarabiałam coraz lepiej i wynajęłam samodzielnie kawalerkę. Studia zaniedbałam, bo po nocach czatowałam. Przy okazji zniknęłam wszystkim z oczu, więc ryzyko, że ktoś mnie rozpozna było trochę mniejsze – mówi nam Ewa. W końcu przerwała studia, ale w domu się do tego nie przyznała. Powiedziała, że dostała świetne stypendium, po południu dorabia w kawiarni i jest już w pełni samodzielna.

- Zauważyłam, że zwykłe zabawy ręką przestają niektórym wystarczać. Prosili mnie o to, żeby transmitować kąpiel, nagie gotowanie lub sprzątanie w samym fartuszku. Coraz więcej było też prawdziwych zboczeńców. Błagali mnie o wibrator w tyłku, golenie krocza, sikanie pod siebie... Naprawdę chcecie tego słuchać? No dobrze, nie mówię, że ja to robiłam, ale takie były prośby. Kiedyś odważyłam się sterczeć nago w drzwiach balkonowych. Jednego faceta strasznie to nakręcało i płacił po kilkaset złotych. Nie zdawał sobie sprawy, że mieszkam na 8. piętrze i raczej nikt mnie nie widział. Mówiłam, że to parter – zdradza nam tajniki swojego dawnego „zawodu” Ewa. Twierdzi, że nie ma reguły, kto wchodzi na takie transmisje. Wirtualnie spotykała się z emerytami, młodymi mężami, a nawet nastolatkami.

- Jeden chłopiec mnie rozczulił, bo powiedział, że ma 15 lat i wciąż jest prawiczkiem. Chce na mnie popatrzeć, spuści się przed ekranem i będzie mógł powiedzieć kolegom, że zaliczył starszą od siebie. Przelał mi nawet sporo żetonów. Był za młody i musiałam go zbyć, oddając kasę. Tak, nawet tu obowiązują jakieś zasady – przyznaje. - Najciekawsze rzeczy dzieją się po drugiej stronie. Teraz można ustawiać transmisje w dwie strony. Ktoś normalnie podgląda mnie, ale równocześnie ja widzę co się u niego dzieje... A dzieje się. 90 proc. to zbliżenia na maltretowane dłonią przyrodzenie, nic nowego. Zdarzył się jednak facet, który łączył się ze mną kilka razy. Na łóżku miał dmuchaną lalkę. Na jej głowie napisał mój login. Ja bawiłam się dildo, a on udawał, że właśnie uprawia ze mną seks. Strasznie szybko dochodził i wrzeszczał z wrażenia. Dobrze płacił, a ja za wiele nie musiałam się wysilać – mówi nam.

Zapytaliśmy, czy wie coś na temat innych dziewczyn z tej branży. - Musiałam orientować się w konkurencji. Wiele z nich to profesjonalne aktorki. Potrafią zrobić przed kamerą wszystko, mają wyuczone jęki i miny. Zazwyczaj ogląda je po kilka tysięcy ludzi, więc wiedzą co robią. Są też mniej zaawansowane, ale to też niektórych rusza. Najciekawsza była dziewczyna, która nie mieszkała sama. Prawdopodobnie z całą rodziną. Jakieś potargane łóżko, ona na nim wypina tyłek i jęczy, a czasem ktoś puka do drzwi albo wchodzi młodszy brat. Ona na niego wrzeszczy, uśmiecha się do kamery i kontynuuje. Nie wiem, może jest jedyną żywicielką rodziny – śmieje się. Ale po chwili dodaje, że to już zupełna patologia i ktoś powinien się tym zająć.

Jak skontaktować się z kimś takim? Roznegliżowane kobiety z wideoczatów (panowie też są tam obecni, ale zazwyczaj ograniczają się do masturbacji; nie ma wśród nich zawodowych „aktorów”, którzy są w stanie z tego wyżyć) nie podają swoich prawdziwych danych, ani żadnego innego kontaktu. Wchodzę więc na ich transmisję. Którą wybrać? Aktualnie najpopularniejsza zakryła kamerkę i nic się u niej nie dzieje. Uderzamy do kolejnej. Około 1200 widzów. Na sofie siedzi dziewczyna w samej bieliźnie. Ma włączony mikrofon, od czasu do czasu westchnie lub odpowie rozmówcy. Żetony (wirtualna waluta wymienialna na tą jak najbardziej prawdziwą) wpadają do jej elektronicznej skarbonki. Za sam fakt, że siedzi i masuje się po udzie.

Trudno poprosić o wypowiedź na czacie ogólnym, więc trzeba przejść na tryb prywatny. To oczywiście kosztuje. W tym momencie obowiązuje promocja i można mieć ją na wyłączność za równowartość nieco ponad 20 zł. To cena za 5 minut „zabawy wibratorkiem, rączką, tradycyjnie lub analik”. Niech będzie. Momentalnie potwierdza i jesteśmy już tylko dla siebie. - Cześć misiaczku, na co masz dzisiaj ochotę? - zagaduje nas. Nie czeka na odpowiedź i zaczyna ściągać stanik. Muszę ją powstrzymać, przecież nie o to nam chodzi. Tłumaczę, że chcę tylko porozmawiać na temat jej zajęcia. - Hmmm, dziwne, ale zapłaciłaś, więc słucham... - ta odpowiedź mnie uspokoiła. 20 zł nie poszło na marne.

Komentarze (27)
Ocena: 5 / 5
bolec (Ocena: 5) 17.06.2017 19:26
mnie tam seks kamerki kręcą, odkąd pierwszy raz zobaczyłem pokaz na Camcolt . Przestałem nawet pornosy oglądać, to o wiele lepsze. Można pofantazjować . A laski mają konkretne
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 16.06.2017 18:37
hejtują ci co nie moga tak pracować, ja na camcolt teraz niezłe pieniążki wyciągam, super jest to że pomagają i wspierają dziewczyny na poczatku pokazują jak robić profesjonalne pokazy, i panowie zadowoleni bardziej i my
odpowiedz
rrrrrrr (Ocena: 5) 22.06.2013 22:33
Za kilka złotych kobiety dają sobie nawet nas.rać do gęby...
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 22.06.2013 16:14
głupia dzivka
odpowiedz
gosc (Ocena: 5) 21.06.2013 21:48
yhym odrazu napiszcie ze to str showup kazy idiota to wie....i idioci to ogladaja sorry ale co za puste laski i faceci zenada
odpowiedz

Polecane dla Ciebie