Studia na pewno nie są potrzebne do zrobienia kariery w show-biznesie, o czym świadczą liczne przykłady gwiazd dość wcześnie kończących przygodę z edukacją. Chociażby Dody, która w rodzinnym Ciechanowie przebrnęła przez podstawówkę i szkołę muzyczną, gdzie uczęszczała do klasy fortepianu, ale po przeprowadzce do Warszawy skoncentrowała się na śpiewaniu.
„Moim marzeniem było skończenie studiów psychologicznych, ponieważ mam mega zdolności w tym kierunku i potrafię po kilku chwilach trafnie ocenić człowieka. Jednak zakochałam się i porzuciłam marzenia wyjeżdżając za miłością do Izraela (grał tam jej ówczesny chłopak, Radosław Majdan – przyp. red.)” – tłumaczy piosenkarka w jednym z wywiadów.
Zobacz także: Rzuciła studia dla kariery w fast foodzie: Nie wyobrażam sobie lepszej pracy!
Natomiast znana dziennikarka telewizyjna, Paulina Młynarska w rubryce wykształcenie wpisuje „podstawowe”. Rozpoczęła wprawdzie naukę w liceum, ale edukację przerwała już w wieku 16 lat, kiedy wyjechała do Francji, by wystąpić w erotycznym serialu „Różowa seria”. „Nie zrobiłam matury, nie skończyłam studiów, ale to nie znaczy, że się nie uczyłam, że nie pracowałam nad sobą” – przekonuje w wywiadzie dla „Vivy”. Jak zapewnia w innej rozmowie nie ma poczucia, żeby brak wykształcenia w czymś jej przeszkodził. „Jestem oczytana i wykształcona” – twierdzi.
Z kolei Ewa Farna rozpoczęła nawet studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, ale szybko okazało się, że pogodzenie zajęć na uczelni z karierą muzyczną jest zbyt dużym wyzwaniem i piosenkarka zrezygnowała z nauki. „Kiedy studiowałam prawo, nie miałam inspiracji. Schodziłam ze sceny, rutynowo otwierałam książkę i jechałam z paragrafami i prawem rzymskim. Nie miałam czasu poczytać, wyjść z przyjaciółmi, żyć. Powiedziałam sobie: Farna, 20 lat ma się tylko raz. Zaczęłam uczyć się gotować, namiętnie sprzątać, chodzić na zakupy, czytać książki” – wyjaśnia w jednym z wywiadów.
W innej rozmowie Ewa Farna przyznała jednak, że chciałaby kiedyś skończyć prawo, być może w Czechach, w ramach indywidualnego toku nauczania. „W Polsce zdałam na studia dzienne i nie dałam rady. Czułam się jak kamikadze, bardzo trudno było wszystko pogodzić. Czy wrócę? Nie chcę niczego obiecywać sobie ani innym. Zobaczymy, jak będzie. Nadal czytam książki prawnicze, bo to naprawdę mnie kręci. Z tym, że teraz, czytając je, nie mam presji, że za tydzień będę z tego odpytywana” – tłumaczy gwiazda.
Fot. iStock
Niewątpliwe w ostatnim ćwierćwieczu jesteśmy świadkami edukacyjnego boomu. Jeszcze w 1991 r. w Polsce studiowało około 400 tys. osób, zaś na początku XXI wieku było ich już blisko 2 miliony. Obecnie na wyższych uczelniach uczy się około 1,5 mln młodych ludzi. Jednak mamy sporo do nadrobienia – wykształcenie wyższe posiada tylko 18 proc. Polaków, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie czy Japonii ten wskaźnik przekracza 40 proc.
Niewątpliwe wśród młodzieży panuje dość powszechne przekonanie, że studia są naturalną kontynuacją ich drogi edukacyjnej. „Nawet nie wyobrażam sobie, żebym miała zakończyć naukę po maturze. Przecież bez tytułu magistra trudno będzie znaleźć sensowną pracę” – twierdzi 18-letnia Oliwia, a jej rówieśniczka Magda dodaje: „Głupio byłoby wpisywać w papiery wykształcenie średnie. Zresztą, gdybym nie chciała iść na studia, to rodzice chyba by mnie wyklęli. Tata stwierdził, że to przepustka do lepszego życia”.
W czasach młodości rodziców dzisiejszych nastolatków ukończenie szkoły wyższej faktycznie zapewniało lepsze perspektywy kariery zawodowej. Dziś jednak bywa z tym różnie, a studia nie gwarantują już dobrej pracy oraz wysokiej pensji. Nic dziwnego, że wielu absolwentów, szczególnie kierunków humanistycznych, od razu po otrzymaniu dyplomu ląduje na bezrobociu.
Ten problem szczególnie widać w mniejszych miejscowościach, o czym przekonała się Daria, która po ukończeniu pedagogiki w Warszawie postanowiła wrócić do rodzinnego Szydłowca. „Co się okazało? Od pół roku bezskutecznie szukam pracy. Miałam już nawet obiecany etat w szkole, ale dziwnym trafem otrzymała go kuzynka jakiegoś wysokiego urzędnika z kuratorium. Niestety, w takich miasteczkach nie ważne są studia, ale znajomości. To się nie zmieniło od lat” – denerwuje się młoda kobieta.
Fot. iStock
Oczywiście uproszczeniem było stwierdzenie, że studia wcale nie są potrzebne. Wręcz przeciwnie. Pobyt na wyższej uczelni to przecież nie tylko zdobywanie wiedzy, ale również niezwykłe doświadczenie życiowe, uczące odpowiedzialności i systematyczności oraz sprzyjające nawiązywaniu nowych relacji i kontaktów, pomocnych także po ukończeniu nauki.
Bardzo ważny jest jednak wybór odpowiedniego kierunku i uczelni, na której będziemy się edukować. Oferta jest ogromna, zarówno w szkołach publicznych, jak i prywatnych. Trzeba przede wszystkim dokładnie zapoznać się z ich propozycjami. Nie warto bowiem decydować się na studiowanie czegoś, co później w rzeczywistości nam się nie przyda.
Z badania przeprowadzonego przez Millward Brown na zlecenie Work Service wynika, że aż 53 proc. Polaków nie pracuje w swoim zawodzie. Prawie tyle samo osób (51 proc.), jest niezadowolonych ze swoich studiów i deklaruje, że gdyby jeszcze raz mogli podjąć decyzję, to wybraliby inny kierunek. Jaki potencjalnie zapewnia absolwentom dobrą pracę? Od lat na czele listy znajdują się: finanse, informatyka, prawo, wydziały inżynieryjne, logistyka i transport.
Choć warto też pamiętać, że pracodawcy coraz częściej zwracają uwagę nie na ukończony kierunek, lecz na cechy osobowościowe. Liczy się dodatkowa aktywność podejmowana podczas nauki – niekoniecznie związana z profilem studiów. Staże, wolontariat, praktyki, działalność w organizacjach studenckich czy praca wakacyjna, jak i podczas studiów w oczach pracodawcy przemawia na korzyść absolwenta. Każda tego typu aktywność świadczy o samodzielności, motywacji do osiągania celów, umiejętności pracy w grupie czy zarządzania czasem.
Zobacz także: 6 zawodów przyszłości. Na czym za kilka lat ludzie będą zarabiać największe pieniądze?
RAF