W uzależnienie od lumpeksów bardzo łatwo wpaść. Są wszędzie, a prawie każda wizyta w nich kończy się zakupem. Początkowo kupujemy, bo szukamy czegoś fajnego, dopiero po jakimś czasie zaczynamy płacić za rzeczy tylko dlatego, by je mieć, są przecież tanie i mogą się przydać.
Terapeuci od leczenia uzależnień coraz częściej spotykają się z przypadkami kobiet, a sporadycznie mężczyzn, nieumiejących przejść obojętnie obok second handu. Kupowanie kolejnych ubrań działa na tej samej zasadzie co inne uzależnienia - krótkotrwale poprawia humor:
„Zamiast lampki wina czy tabliczki czekolady ruszamy na zakupy. Za niewielkie pieniądze możemy wyjść z pełną siatką ubrań. A potem okazuje się, że wydaliśmy o wiele więcej, niż sądzimy i kupiliśmy masę rzeczy, których nigdy nie ubierzemy" – tłumaczy „Dziennikowi" terapeutka, Monika Ciszek-Skwierczyńska.
W historiach przytoczonych przez gazetę jawi się dramatyczny obraz kobiet uzależnionych, które ukrywają swój nałóg przed bliskimi: Krystyna - wykładowczyni na jednej z uczelni, w szafkach przed mężem chowa nowe zakupy i napawa się swoimi zdobyczami pod jego nieobecność. Albo Elżbieta, która swoje ubrania przemyca wraz z ubrankami dla synka, bo narzeczony zarzuca jej rozrzutność.
Panie same przyznają, że uzależnienie to tylko wbrew pozorom niewielki wydatek, w miesiącu kwota wydana na ciuchy z lumpeksów urasta do kilkuset złotych (500 - 600).
Uzależnienie od second handów jest formą zakupoholizmu, tylko w większym wymiarze. Gdy kupujemy w lumpeksach kolejne rzeczy, nasza szafa szybko przybiera gigantyczne rozmiary.