„Avatar” w reżyserii Jamesa Camerona to chyba najgłośniejszy film ostatnich lat – został zrealizowany z rozmachem porównywanym do „Titanica”, a szacowany budżet na poziomie 237 milionów dolarów, dał mu trzecie miejsce pod tym względem w historii kina. Zdjęcia do filmu skończyły się w 2007 roku, a kolejne dwa lata przeznaczono na postprodukcję w dwóch technikach – tradycyjnej 2D i zupełnie nowej – 3D. Media na całym świecie jeszcze przed premierą ogłosiły, że Avatar stanie się prawdziwym przełomem w kinematografii na miarę wprowadzenia w latach 20. XX wieku dźwięku.
Dzieło Jamesa Camerona (reżysera m.in. „Titanica” i „Terminatora”) opowiada historię sparaliżowanego byłego komandosa, który dostaje szansę odzyskania zdrowego ciała. Musi jednak wziąć udział w specjalnym programie militarnym o nazwie Avatar, opuścić ziemskie życie i przenieść się do dziewiczej, nieskalanej cywilizacją krainy szczęśliwości…
Krytycy zgodnie twierdzą, że głównym atutem filmu są niewiarygodne efekty specjalne w technologii 3D. Jednak naukowcy przestrzegają przed oglądaniem filmów w tej wersji - „Osoby, które mają nawet niewielkie problemy z oczami, podczas projekcji 3D może rozboleć głowa” – uważa Michael Rosenberg z Northwestern University Feinberg School of Medicine. „Rozszyfrowanie obrazu trójwymiarowej iluzji zafałszowanego dodatkowo wadą wzroku, to dla mózgu nie lada zadanie” – dodaje za amerykańskimi badaczami agencja Reuters.
To jednak nie jedyne zagrożenia płynące z oglądania filmu. Jak alarmują specjaliści, „Avatar” może być powodem depresji! Na forach internetowych aż roi się od wypowiedzi widzów, którzy po wyjściu z sali kinowej nie mogli poradzić sobie z prozą życia - tak przecież odmiennego od tego, które prowadzą mieszkańcy utopijnego świata. „Kraina przedstawiona w filmie Jamesa Camerona jest tak doskonała, że ludzie, gdy opuszczą kino, są przygnębieni faktem, że nigdy go nie zobaczą. Wpadają w depresję i miewają myśli samobójcze” – pisze portal News.com.au.
Kilka dni po publikacji tych odkryć, serwis poinformował o pierwszej śmiertelnej ofierze „Avatara”. Po powrocie z kina 42-letni Tajlandczyk doznał udaru mózgu i nieprzytomny trafił do szpitala. Tam przez 11 dni lekarze walczyli o jego życie, ale pacjent niestety nie odzyskał świadomości i zmarł. „Jesteśmy niemal pewni, że udar spowodowany był nadmiernym przeżywaniem emocji podczas oglądania filmu Jamesa Camerona” - twierdzi dr Peng Chin-Chih z kliniki w Hsinchu, gdzie leczono mężczyznę.
My jednak apelujemy, aby podchodzić do tych rewelacji z dystansem. Gdyby słuchać złotych rad naukowców, okazałoby się, że wszystko jest szkodliwe i grozi śmiercią, zatruciem albo trwałym okaleczeniem. Poza tym… dla „Avatara”, naprawdę warto zaryzykować!
Nina Drzewiecki
Zobacz także:
Pomysłowy sposób na bliskość wtedy, gdy jesteście setki kilometrów od siebie. Dla par lubiących dobrą zabawę i… kinematografię.
Gwarantują dobrą zabawę i rewelacyjne samopoczucie, nawet w deszczowy dzień. Wciągają i uzależniają na długie godziny!