Między 29 a 69 zł musi zapłacić polski czytelnik, który chce sięgnąć po książkę z półki bestsellerów. Dla wielu to za dużo. Agnieszka wypowiadająca się na forum GoldenLine pisze, że książki są w Polsce zdecydowanie za drogie. „Za 500 zł mam ledwo 20 pozycji (...). Przeciętnego zjadacza chleba nie stać na wydanie 40 zł na byle jak posklejaną książkę”. Ciekawe zdanie na ten temat ma natomiast biorąca udział w tej dyskusji Anna: „Książki nie są takie drogie. My po prostu nie uważamy książek za wartościowy towar. Wydanie 100 zł na bluzkę czy 20 na bilet do kina jakoś większości z nas nie oburza, ale 35 zł za powieść to już zdzierstwo”.
Absurdalna cena
Dyskusję na ten temat przed kilkoma tygodniami wywołał znany polski pisarz Zygmunt Miłoszewski, autor m.in. „Uwikłania”, „Ziarna prawdy” i „Gniewu”. Gdy na początku października do księgarń trafił ten ostatni tytuł, niektórzy czytelnicy obruszyli się, że wyjściowa cena powieści (44,90 zł) jest absurdalna. Pisarz poczuł się wywołany do tablicy i na swoim profilu na Facebooku zamieścił wyjaśnienie, w którym… zgodził się z tym zarzutem.
„Tak, jest absurdalna. Długo kłóciłem się z wydawcą (W.A.B. – przyp. red.) o jej obniżenie, ponieważ moim zdaniem nieprzekraczalną barierą dla powieści w miękkiej oprawie jest 40 złotych. Jak widać, bezskutecznie się kłóciłem. I choć ciągle ubolewam, że cena jest tak wysoka, to chciałbym przedstawić argumenty wydawcy, które częściowo do mnie trafiają”.
Jakie są więc argumenty wydawcy? Zygmunt Miłoszewski wyjaśnił, że zdaniem wydawcy „rynek oszalał i nikt już nie chce kupować książki, jeśli nie jest ona sprzedawana w takiej czy innej promocji. Dlatego ceny wydrukowane na okładce przestały być cenami książki, stały się nierzeczywistymi bytami, które służą jedynie do przekreślania i pisania obok nowej ceny. Dlatego te nieszczęsne 44,90 służy jedynie temu, żeby móc Gniew sprzedawać w normalnej dla takich książek cenie, czyli między 30 a 40 złotych”.
Za ile można więc kupić teraz „Gniew”? Sprawdziłam to. Empik – 29,90 zł. Matras – 29,23 zł. Merlin.pl – 29,99 zł. Na Allegro za najnowszą powieść Miłoszewskiego, bez kosztów wysyłki, musimy zapłacić od 26,99 do 33,50 zł (ceny z 27 listopada).
List do Ewy Kopacz
Wydawcy i pisarze dostrzegają problem, dlatego wystosowali wspólny list do premier Ewy Kopacz i polskich parlamentarzystów. „Polska książka potrzebuje ratunku (…). Prosimy jedynie o uchwalenie przyjaznych dla książki przepisów, podobnych do tych obowiązujących w wielu krajach Europy od roku 1981” – napisali. Przygotowany jest już projekt ustawy o jednolitej cenie książki. Chodzi o to, za czym jest Zygmunt Miłoszewski.
Pod listem podpisali się m.in. Miłoszewski, Jerzy Bralczyk, Olga Tokarczuk, Sylwia Chutnik, Małgorzata Kalicińska, Szczepan Twardoch, Hanna Bakuła, Krzysztof Daukszewicz, Krystyna Janda, Karolina Korwin-Piotrowska, Janusz L. Wiśniewski oraz prezesi m.in. Polskiej Izby Książki, Stowarzyszenia Pisarzy Polskich oraz Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Pod listem można podpisać się tutaj.
Wartość rynku książki w Polsce to 2,67 mld zł. Udział 300 największych wydawnictw branży wynosi prawie 98 procent.
Ewa Podsiadły-Natorska
Fortunę na tanich książkach zbiła amerykańska pisarka Amanda Hocking i królowa self-publishingu, która nie miała wydawcy ani agenta, a swoje powieści publikowała na własną rękę w formie tanich e-booków w księgarniach internetowych – głównie w Amazonie. Książki kosztują tutaj grosze – średnio od 0,99 do 4,99 dolarów. Efekt? Na początku 2011 roku Hocking sprzedawała po 9 tys. e-książek… dziennie – zarobiła wtedy na swoich powieściach 2 mln dolarów! Nie musiała dzielić się z wydawcą, a większość zarobionych pieniędzy trafiała prosto do jej kieszeni.
Prawa rynku
O cenach książek w Polsce dyskutuje się od dawna. W 2011 roku Małgorzata Czarzasty, redaktor naczelna wydawnictwa Muza, udzieliła wywiadu Ludwikowi Mańczakowi dla portalu nowaczytelnia.pl. W czasie rozmowy padło pytanie, czy książki nie są u nas za drogie. „Oczywiście, że są za drogie w stosunku do zarobków, jakie mamy w kraju, ale nie w stosunku do kosztów” – odparła Małgorzata Czarzasty.
Redaktor naczelna Muzy dodała, że wydawnictwu zależy „na dotarciu do jak najszerszego grona odbiorców, więc cena kalkulowana jest na możliwie najniższym poziomie”. I dalej: „Z drugiej strony, jeśli firma nie będzie przynosić minimalnych choćby zysków, to po prostu upadnie – działają tu zwykłe prawa rynku. Proszę zauważyć, że jest to rynek, na którym panuje ogromna konkurencja (tytułów, autorów, oficyn wydawniczych)”.
Na cenę książki składa się wiele czynników – koszty druku, promocji, wynagrodzenie dla autora, wydawcy, księgarni, hurtowni itd. I podatek. Od 2011 roku w Polsce obowiązuje wyższy VAT na książki – 5 proc. (wcześniej podatek ten był zerowy). „Spowodowało to wzrost ceny detalicznej książek do 10 proc., a w przypadku podręczników nawet o 15 do 20 proc.” – informuje Instytut Książki. Znacznie wyższa stawka podatku VAT obowiązuje natomiast na e-booki – aż 23 proc. To powoduje, że polscy wydawcy na piractwie elektronicznych książek tracą ponad… 250 mln zł rocznie.
Potrzebna ustawa
Zygmuntowi Miłoszewskiemu podoba się rozwiązanie zastosowane m.in. we Francji, Niemczech i Włoszech. „Tam wprowadzono ustawę o książce, wedle której przez określony czas (18-24 miesiące) po premierze książkę można sprzedawać TYLKO w cenie wydrukowanej na okładce. Rozwiązanie jest cudowne, bo po pierwsze sprawia, że ceny książki spadają – nie trzeba w nich od razu uwzględniać rabatów i promocji – a po drugie ratuje od zagłady małe księgarnie. W warunkach polskich są one skazane na niechybną śmierć, ponieważ nie mają szans konkurować cenowo ze sklepami internetowymi lub sieciami jak Empik czy Matras” – napisał na swoim profilu.