Niewiele jest księgarń, które w Polsce kojarzą się z książką mocniej niż Empik. Historia empików sięga istniejących w okresie PRL-u Klubów Międzynarodowej Prasy i Książki (KMPiK, Klub MPiK, empik). Była to założona w 1948 sieć domów kultury i księgarń. Salony Klubu MPiK prowadziły czytelnię prasy, klubokawiarnię, księgarnię, kursy języków obcych oraz działalność imprezowo-wystawienniczą. W 1991 roku KMPiK stał się fundamentem przedsiębiorstwa Empik.
Od tego czasu Empik zmieniał się wielokrotnie. Obecnie jest to sieć sprzedaży książek, wydawnictw muzycznych, filmów, gier, programów i akcesoriów komputerowych oraz prasy, a także biletów na wydarzenia kulturalne i rozrywkowe, artykułów wyposażenia wnętrz i kulinarnych, gadżetów podróżniczych, zabawek kreatywnych i łamigłówek, przyborów fitness i spa.
Bloger donosi o mobbingu
Nie wszyscy są jednak zdania, że zmiany zachodzące w Empiku idą ku dobremu. Na początku lutego szerokim echem odbił się w mediach wpis Łukasza Kotkowskiego znanego pod pseudonimem Aspirujący Pisarz. W tekście „Cała prawda o Empiku” bloger pisze tak: „Półtora roku stopniowego wycieńczenia psychicznego, korporacyjnych absurdów, stresu i mobbingu. Tak mogę pokrótce podsumować czas, jaki spędziłem w Empiku”.
Kotkowski szczegółowo opisał warunki pracy w największej polskiej księgarni. Zdradził, że sprzedawca Empiku często zarabia niespełna tysiąc złotych miesięcznie. „W zdecydowanej większości salonów pracownicy zatrudniani są na umowy zlecenie, za około 7 zł na godzinę” – pisze na swoim blogu. Z wpisu Kotkowskiego wynika, że pracownicy mają absurdalnie dużo obowiązków, a największym problem sieci jest mobbing, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. sprzedaż parasolową (produkty proponowane klientom najczęściej przy kasie). „Praca w Empiku była tak wykańczającym psychicznie doświadczeniem, że do teraz na samo wspomnienie boli mnie głowa” – przyznaje Łukasz Kotkowski.
I dalej: „EMPIK zatracił charakter klubu prasy i książki, miejsca przyjaznego, miejsca które uczy i rozwija. Brak również prasy zagranicznej, dla której warto by wejść do salonu. Czytelnika wyrobionego, kupującego literaturę nic w EMPIK-u nie kusi, stąd odpływ Czytelników. Na forach internetowych pojawiają się hasła Nie będę płakał po EMPIK-u. O czym to świadczy?”.
Ewa Szmidt-Belcarz odpowiada: „Jesteśmy w momencie opracowywania strategii na najbliższe lata i głos artystów oraz ludzi kultury jest dla nas bardzo istotną wskazówką na drodze do pozytywnych zmian”.
W połowie marca w Senacie odbyło się posiedzenie Komisji Kultury i Środków Przekazu; w czasie spotkania dyskutowano o czytelnictwie w Polsce oraz o ustawie o jednolitej cenie książki. Jak podaje serwis Lubimy czytać, siedmiu senatorów jednogłośnie zagłosowało za jak najszybszym rozpoczęciem prac oraz za wprowadzeniem ustawy, podkreśliło również, że mają możliwość bardzo szybko ją wprowadzić – możliwe, że jeszcze w tej kadencji, czyli przed najbliższymi wyborami.
Ewa Podsiadły-Natorska
Powrót do misji kulturotwórczej
Światełkiem w tunelu może być powołanie z początkiem lutego na stanowisko prezesa Ewy Szmidt-Belcarz. Jak pisze „Wyborcza”, nowa prezes ma za zadanie poprawić wyniki we wszystkich segmentach sprzedaży firmy, a także sfinalizować prowadzone od pewnego czasu zmiany modelu biznesowego firmy. „Konsekwentnie rozwijany będzie segment książka w sieci Empik. Planem jest powrót do misji kulturotwórczej. Chcemy utrzymać pozycję lidera. Zmodyfikujemy ofertę lifestyle’ową – kubki, akcesoria do kuchni czy domu – a zwiększy się m.in. dział z grami planszowymi, płytami winylowymi, a przede wszystkim oferta książek będzie stanowiła 45 proc. całej oferty” – tłumaczy prezes EM&F (cytat za „Gazetą Wyborczą”).
Na wypowiedź Szmidt-Belcarz szybko zareagowali ludzie kultury. I wystosowali list otwarty. „Mamy poczucie, że ta kiedyś ciesząca się zainteresowaniem i szacunkiem Czytelników sieć księgarń sama zapracowała sobie na sytuację, w jakiej się znalazła (…). Niestety EMPIK sam odwrócił się plecami od Czytelników, decydując się na mydło i powidło. Odwrócił się też od wydawców, wymuszając na nich m.in. wykupienie możliwości udostępnienia tytułu w tej sieci księgarń. Odwrócił się wreszcie od autorów”.
Skrzyżowanie jarmarku i cepelii
Problem dostrzegają również czytelnicy – na forach internetowych aż huczy od wpisów, w których internauci piszą wprost, że Empik jest drogi. „Nie kupuję w Empiku, bo w innych księgarniach znajdę dużo tańsze książki” – to jedna z opinii. Efekt? W ciągu ostatniego rok Empik stracił na giełdzie prawie 80 proc. Spółka była zmuszona wziąć od swojego właściciela 100 mln zł pożyczki (Empik należy do Narodowego Funduszu Inwestycyjnego Empik Media & Fashion SA; grupa posiada również sieć sklepów dziecięcych Smyk).
Czytelnicy nie kryją swojej złości na Empik. „Od dawna to skrzyżowanie jarmarku i cepelii, książki w makabrycznych cenach, płyty i gry podobnie. Coraz lepiej natomiast radzą sobie księgarnie internetowe ze stałymi punktami odbioru w większych miastach. Przykład Empiku to klasyczne rozłożenie na łopatki przez pazernych spadkobierców” – czytam na forum.
Źli są także przedstawiciele mediów i ludzie kultury. Nagrodzony Paszportem Polityki w kategorii „Literatura 2014” Zygmunt Miłoszewski od dawna mówi, że Polska potrzebuje ustawy o jednolitej cenie książki. Chodzi o to, żeby przez rok od jej ukazania się na rynku można ją było sprzedawać wyłącznie po cenie podanej na okładce. W tym czasie nie byłoby zatem możliwe jej obniżenie, sprzedawanie książki w promocji itp. Miałoby to wyrównać konkurencję między wielkimi sieciami a małymi księgarniami, które nie mogą sobie pozwolić na drastyczne obniżki cen. Miałoby również wpłynąć na początkową cenę książki – Zygmunt Miłoszewski zwrócił uwagę, że obecnie cena wyjściowa wielu publikacji jest zawyżona właśnie po to, by było z czego obcinać.
Wściekłość wydawców
Od paru lat mówi się o spięciu na linii Empik-wydawcy. Ci drudzy żalą się, że sieć zalega im z płatnościami, co w przypadku małych wydawnictw często okazuje się zabójcze. W 2011 roku wydawcy zbuntowali się i zaczęli wstrzymywać dostawy. Ale na dłuższą metę nikt sobie nie może na to pozwolić – jeśli książka ma się sprzedać, musi być w Empiku.
Krytyk literacki, teatralny i publicysta Roman Pawłowski w felietonie „Nie będę płakał po Empiku” dla „Gazety Wyborczej” pisze: „Empik od dawna nie odgrywa już roli kulturotwórczej, jaką miał w okresie PRL i jeszcze w latach 90., i jego ewentualny upadek niewiele zmieni. „Sytuacja zmieniła się dopiero w ostatniej dekadzie. Empik coraz mniej był księgarnią, coraz bardziej supermarketem. Aby znaleźć półki z książkami, trzeba było przedrzeć się przez kubki, chochle, suszarki do sałaty, termosy, durszlaki, akcesoria do decoupage’u. Kiedy człowiek w końcu docierał do półek z książkami, okazywało się zwykle, że nie ma poszukiwanej pozycji lub jej cena jest o połowę wyższa niż w innych księgarniach. W dodatku personel nieustannie nagabywał do nabycia czegoś w rodzaju figurek ośmiornic czy klapek z bambusa, co skutecznie odstraszało od kupowania czegokolwiek”.