Byłam ostatnio na prawdopodobnie najdziwniejszym i najgorszym weselu w moim życiu. To było tak straszne, że nikt nie wiedział jak się zachować. Wiadomo z czym się kojarzą takie imprezy. Radość, miłość, alkohol, głośna muzyka, zabawa do białego rana i ogólne szaleństwo. Ale nie tym razem. Przypominało to raczej wizytę u nielubianej ciotki, kiedy siedzi się cicho i jak na szpilkach, żeby przypadkiem nie zdenerwować gospodyni.
Para młoda na własne życzenie zrezygnowała z najszczęśliwszego dnia w życiu i urządziła sobie najsmutniejszy. Czułam się tam, podobnie jak wszyscy inni goście, jak na stypie. Szkoda, że nie wiedziałam, to założyłabym coś czarnego i przyniosła ze sobą chusteczki. Świeżo upieczonej żonie by się przydały, bo wielokrotnie płakała i cały czas chodziła ze skwaszoną miną.
Rozumiem, że sytuacja nietypowa i przykra, ale moim zdaniem to przesada. Choroba bliskiej osoby nie jest powodem, żeby odstawiać taki teatrzyk. To niczemu nie służy i jeszcze pogarsza sytuację.
Zobacz również: Problem Oli: „Dałam młodym pustą kopertę. Chyba się domyślili, że w środku nie było pieniędzy...”
fot. Thinkstock
Kilka miesięcy przed ślubem okazało się, że matka panny młodej ma raka. Nowotwór wykryto dość wcześnie, więc szybka operacja, od razu chemia i rokowania wcale nie są takie złe. Lekarze często powtarzają, że trzeba wtedy starać się żyć normalnie i myśleć pozytywnie. Ona właśnie taka jest - cały czas energiczna, na weselu wyglądała super i zabawiała gości rozmową. Szkoda, że córka z wybrankiem nie poszli w jej ślady…
Zamiast tego z własnego wesela zrobili ostatnie pożegnanie. Atmosfera była tak gęsta, że można było powiesić siekierę. Naprawdę miałam wrażenie, że przyszliśmy tam opłakiwać nieboszczkę, ale przecież nikt nie umarł. Chora siedzi przy stole, promienieje i wcale nie ma zamiaru żegnać się z tym światem. Oczywiście nie znam szczegółów i nie wiem jak sytuacja wygląda do końca, ale to nie czas na płacz.
Może to chamskie, co teraz napiszę, ale jeśli córka chce ją wykończyć - ta impreza może przynieść właśnie taki skutek.
Zobacz również: Kilka słów od nieszczęśliwej panny młodej: „Mój ślub i wesele okazały się porażką...”
fot. Thinkstock
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to brak zespołu muzycznego albo DJ-a. Zamiast tego był jakiś facet z gitarą, który odegrał smutny kawałek na powitanie pary młodej i pierwszy taniec. To by było na tyle. Potem już cały czas cisza jak makiem zasiał. Było też przemówienie - spotykamy się w wyjątkowej sytuacji, wysyłamy pozytywną energię Helence i ogólnie wszystko skupione na matce panny młodej.
Czekałam, aż to się jakoś rozkręci, ale nic z tego. Zabawa ograniczyła się do siedzenia przy stole, jedzeniu i rozmowie. Byle nie za głośno, bo każdy bał się zaśmiać. Na stypie nie wypada. Nie podano nawet mocnego alkoholu. Było tylko wino i to niewielkich ilościach. Jedna butelka na jakieś 20 osób i w sumie zaserwowano chyba 3 przez cały wieczór.
Oczepin też nie było. Innych zabaw również. Współczuje tej chorej kobiecie, że musiała za życia doświadczyć własnej stypy. Tak by to właśnie wyglądało. Ona w świetnej formie, a rodzina już ją opłakuje.
Zobacz również: 10 znaków, po których fotografowie weselni poznają, że małżeństwo się rozpadnie
fot. iStock
Bardzo jestem ciekawa, co sama zainteresowana o tym myśli. Pewnie się o to nie prosiła i było jej głupio. Gościom też, bo szeptano między sobą, że nie tak to powinno wyglądać. I uwierzcie - wesele było zaplanowane do rana, ale kto by tam wytrzymał. Już około godziny 22 pierwsi ludzie zaczęli się wykruszać. Ja wyszłam o północy i wtedy już mało kto tam był. Nie dało się dłużej znieść tej atmosfery. Próbowałam zagadywać młodych, jakie mają plany i w ogóle, a ona mi na to, że czas pokaże. Na razie mają inne zmartwienia.
Ja naprawdę wszystko rozumiem i współczuję sytuacji. Tylko po co się tak nakręcać? Przy tak poważnej chorobie trzeba czerpać z życia. To nie moment na takie cyrki. Na miejscu tej kobiety chyba położyłabym się po tej „imprezie” do grobu. Zepsuli ten dzień jej, sobie i wszystkim zaproszonym. Uważam, że zupełnie niepotrzebnie. Szkoda, że nie odwołali ślubu, bo chyba są do tego zdolni.
Co Wy o tym wszystkim myślicie? Czepiam się bez sensu czy mam trochę racji?
Iwona