"Piszę, bo wreszcie zdałam sobie sprawę, na czym polega mój odwieczny problem – nie umiem utrzymać przyjaźni z kobietami. Jestem na drugim roku studiów, poznaję masę ludzi, bo często chodzę na imprezy i mam dużo znajomych. Mimo to każda moja znajomość bliższa z koleżanką, mimo że błyskawicznie staje się intensywna (spotykamy się prawie codziennie, piszemy sms-y, dzwonimy do siebie itp.) nagle się urywa. Ten sam scenariusz powtórzył się już kilka razy, a ja dopiero niedawno zauważyłam tę prawidłowość.
Nie umiem poradzić sobie ze swoimi kompleksami. Niby niczego mi nie brakuje, a jednak inaczej wyobrażałam sobie swoje życie. Jako nastolatka byłam bardzo chuda, pracowałam trochę jako modelka. Nie miałam żadnych wielkich sukcesów, ale wierzyłam że stanę się kolejną Anją Rubik. Ale nagle zaczęłam tyć i wszystko się skończyło – już nie byłam tą samą 14-stką bez cycków i bioder.
Kiedy przyjechałam na studia do Warszawy zaczęłam prawie od razu pracę, zarabiałam pieniądze, więc kasy mi nie brakuje. Ale niestety pewnych rzeczy nie da się kupić – nigdy nie będę taka piękna, jak dziewczyny które tutaj spotykam – wysokie, szczupłe, pełne wdzięku, rozkochujące w sobie facetów w sekundę… Ja wiecznie nieszczęśliwie zakochana, niechciana. Nie byłam w stanie patrzeć na siebie w lustro.
Wreszcie znalazłam sposób na to, jak robić wrażenie. Zaczęłam opowiadać różne zmyślone historie – o podróżach (zamykałam się w domu na kilka dni w grudniu, a mówiłam że byłam na nartach), opowiadałam o swojej karierze w firmie, o randkach na które przecież wcale nie chodziłam. Ale świat jest mały – prawda zawsze wypływała na wierzch i kolejne osoby się ode mnie odwracały. Kiedy czułam, że znajomość się rozluźnia, kończyłam ją z wielkim hukiem. Nie chciałam, żeby to mnie porzucano – sama chciałam decydować.
Potem, przepełniona żalem, mściłam się na tych dziewczynach, opowiadałam o nich różne złe rzeczy, żeby nikt nie chciał ich znać. Teraz nikt mi już w nic nie wierzy, a ja jestem skończona. Nikt nie ma do mnie zaufania, nikt do mnie nie dzwoni, a piątkowy wieczór spędzam sama w domu, wrzucając na Facebooka mylące opisy… Jestem taka młoda, a chyba powinnam spalić za sobą mosty, wyjechać stąd, bo w tym mieście nic mnie już dobrego nie czeka.
Tak naprawdę żadna osoba, którą skrzywdziłam niczym sobie na to nie zapracowała, niczym mi nie zawiniła. To ja obgadywałam ludzi, solidaryzowałam z facetami, żeby krzywdzić kobiety. Tylko dlatego, że czułam się gorsza od nich.
Nie proszę o radę, chciałam tylko komuś o tym powiedzieć,
Czarodziejka”
Na Wasze Listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl. Jeśli chcesz odpowiedzieć na powyższy listy, wyślij maila o tytule ODPOWIEDŹ NA LIST.
Zobacz także:
Jak narkotyki zmieniają twarz?