Wasze listy: „Pochodzę z domu dziecka i się tego nie wstydzę!”

Marzena opisała wzruszającą historię swojej walki o szczęście i marzenia. Mimo że pochodzi z domu dziecka, dzisiaj ma kochającą rodzinę i pracę, w której się spełnia!
Wasze listy: „Pochodzę z domu dziecka i się tego nie wstydzę!”
30.06.2009

Marzena opisała wzruszającą historię swojej walki o szczęście i marzenia. Mimo że pochodzi z domu dziecka, dzisiaj ma kochającą rodzinę i pracę, w której się spełnia!

„Droga Redakcjo!

Piszę do Was, ponieważ regularnie czytuję Papilota i już od dawna chciałam opisać swoją historię. Wcześniej jednak albo brakowało czasu, albo odwagi, jednak po publikacji listu prostytutki Andżeliki coś we mnie pękło. Musiałam napisać, bo nie rozumiem, jak można mówić o sobie z dumą i szacunkiem, będąc prostytutką. Wiele przeszłam, miałam bardzo trudne dzieciństwo, ale nigdy nie zniżyłam się do tego typu pracy. Dzięki temu mam dzisiaj szczęśliwą, wspaniałą rodzinę i wiem, że może być tylko lepiej!

Pochodzę z Domu dziecka. Trafiłam tam jako 2-latka, wraz z moim starszym bratem, który niestety umarł na białaczkę. Pamiętam go jak przez mgłę, ale wiem też, że moment jego śmierci bardzo mną wstrząsnął. Byłam wtedy bardzo mała, ale już czułam, że straciłam najbliższą mi osobę. Od tej pory miałam być sama na świecie jeszcze przez kilkanaście lat…

Do bidula trafiłam w taki sposób, jak większość z nas. Alkohol, patologia, bijący ojciec, pijąca matka. Nas była czwórka, ale starsze rodzeństwo zostało wcześniej adoptowane, jeszcze przed moim i Maćka urodzeniem. My też długo nie mieszkaliśmy w domu. Nie pamiętam nawet ani matki, ani ojca… Zabrano nas stamtąd podobno, gdy ojciec zbił do nieprzytomności Maćka. Mama się jeszcze nami interesowała, ale uzależnienie okazało się silniejsze.

W moim nowym „domu” nie było mi źle – może dlatego, że nie znałam innego i zawsze wiedziałam, że nie mam na wyłączność żadnej „cioci”. Od małego myślałam, że to normalne, że tak żyję, że tam mieszkam. Ale gdy podrosłam, zazdrościłam koleżankom, które trafiły tu dopiero w wieku 7 - 8 lat. Opowiadały czasem o wigilii, prezentach, babci i ojcu, który pił, ale na święta zawsze był trzeźwy. Teraz wiem, że one poznały ten inny świat, ale przez to były słabsze. Ja zawsze miałam więcej siły od nich, więcej uporu, odwagi, mogłam marzyć!

Gdy chodziłam już do podstawówki, zaprzyjaźniłam się z pewną dziewczynką z mojej klasy. Pochodziła z bogatej, prawniczej rodziny. Teraz, gdy jestem już dorosła, wiem, co ich nazwisko znaczy w świecie warszawskich prawników… Wtedy wiedziałam jedynie, że ona ma normalny, ciepły dom. Co niedziela rodzinny obiad z rosołem na pierwsze i kotletami na drugie, rano śniadanie z ciepłym kakao, latem wakacje nad morzem. Zazdrościłam jej, owszem, ale tak po ludzku, bo sama byłam spragniona miłości. Jednak jej Mama starała się dać mi choć odrobinę uczucia. Lubiła mnie, nie traktowała jak odmieńca. Zapraszała na święta, raz nawet pojechałam z nimi na urlop w góry. Kupowała mi prezenty i dbała o mnie, jak taka dobra ciocia. Gdy moja najlepsza przyjaciółka i jej rodzice powiedzieli mi, że wyprowadzają się do Francji, mój świat legł w gruzach. Miałam wtedy 14 lat, z moją kochaną przyjaciółką znałam się od siedmiu i nie wyobrażałam sobie bez niej życia. Ona dawała mi nadzieję, motywację, że jeśli tylko się postaram, mogę odmienić swój los. Dzięki jej pomocy, mobilizacji byłam jedną z najlepszych uczennic w klasie, co roku odbierałam nagrody dyrektora za dobre świadectwo (do dziś pamiętam wstyd, jak kiedyś się pomylił i zaprosił mnie z rodzicami na środek auli po odbiór dyplomu)…

Gdy u mojego boku zabrakło przyjaciółki, bardzo się złamałam, ale nauki nie odpuściłam. Cały bidul był ze mnie dumny, gdy dostałam się do najlepszego warszawskiego liceum. Pierwszy rok nie był dla mnie zbyt pomyślny, bo zamknięte grono klasowej elity nie chciało w swoich szeregach sieroty, ale w końcu znalazłam wspaniałych, wartościowych ludzi, którzy pomogli mi odnaleźć się w tym trudnym świecie. W podstawówce było gorzej – nieraz przypominam sobie, jak bardzo było mi wstyd, gdy zaraziłam kilka koleżanek wszami.

Gdy skończyłam liceum, wiedziałam, że moim jedynym marzeniem są studia prawnicze. Po cichu liczyłam na to, że się dostanę, ale jaka była moja radość, szczęście, łzy, gdy zobaczyłam się na liście przyjętych. Pomyślałam wtedy, że ta szara myszka w wielkim, wyciągniętym swetrze i trochę za ciasnych, topornych traperach, które miały imitować popularne wtedy glany, może coś osiągnąć.

Przyjaciele przekonywali mnie, żebym zdecydowała się na lżejsze studia, bez takiego nawału nauki. Wiedziałam, że muszę się sama utrzymać, zarobić na mieszkanie, ale z drugiej strony marzyłam o prawie całe życie. Szczęście, że cały czas korespondowałam z przyjaciółką z młodzieńczych lat, która poradziła, żebym nie rezygnowała ze swoich planów. Zaprosiła mnie do Paryża na wakacje, gdzie spędziłam dwa wspaniałe miesiące! Widziałyśmy się pierwszy raz od kilku dobrych lat, ale wspomnienia mimo to wróciły! Gdy zobaczyłam ten wielki świat, wielkie miasto, wiedziałam, że kiedyś przyjadę tu sama…

Mama mojej kochanej przyjaciółki pomogła mi znaleźć u swojej ciotki stancję za niewielkie pieniądze. I od tego czasu zaczęła się moja 5-letnia harówka. Z domu dziecka dostałam tylko niewielką wyprawkę, więc właściwie nie miałam nic. Ale wtedy nie przeszkadzało mi, że nie wyglądam jak z paryskiego żurnala! Zatrudniłam się jako recepcjonistka, później pracowałam jako ekspedientka, sekretarka. Na studiach było ciężko, ale wiedziałam, że walczę o swoje marzenia.

Tu poznałam też mojego obecnego mężaMarka, który, jak powiedział, pokochał mnie właśnie za wolę walki. Gdy pierwszy raz odwiedziłam jego rodzinę, poczułam, że jestem naprawdę szczęśliwa. Typowy, ciepły, rodzinny dom – moi teściowie są cudowni. Od razu przypadliśmy sobie do gustu, choć ja nie ukrywałam, że pochodzę z bidula.

Dokładnie pamiętam ten szczególny dzień… Na tydzień przed moimi 28. urodzinami zadzwoniła moja teściowa, że muszę ich koniecznie odwiedzić, bo Marek ma niespodziankę. Gdy przestąpiłam próg jego domu, on klęknął i poprosił mnie o rękę, a jego rodzice wręczyli mi dwa bilety na weekendową wycieczkę do Paryża. Moje marzenie się spełniło!

Dziś mamy trójkę małych dzieci, bo przydarzyła nam się para bliźniąt. Właśnie przeprowadzamy się do nowego domu i już nie mogę doczekać się wspólnych wakacji. Moim dzieciom staram sie dać wszystko, co najlepsze, choć nie rezygnuję też z pracy. Nigdy nie czuję się jednak zmęczona, bo uważam, że miałam wielkie szczęście, a los był wobec mnie niezwykle hojny. Chłonę każdą, cudowną, szczęśliwą chwilę, bo mam w sobie tę pokorę, której nauczył mnie dom dziecka. Odwiedzam go zresztą czasami i widzę te smutne oczy patrzące na mnie z każdej strony. Jakie jest ich zdziwienie, gdy mówię, że to był kiedyś mój dom…

Marzena”

Zobacz także:

Wasze listy: Gdzie się podziali polscy gentlemani?

23-letnia Maja jest zniesmaczona zachowaniem polskich mężczyzn. Zastanawia się, gdzie się podziali gentlemani sprzed lat, którzy przepuszczali kobiety w drzwiach i dźwigali siatki z zakupami…

Wasze listy: Czy zachować dziewictwo aż do ślubu?

Za cztery miesiące Teresa stanie przed ołtarzem ze swoim wieloletnim chłopakiem. Nigdy wcześniej nie uprawiali seksu, bo przysięgła sobie, że zachowa dziewictwo do ślubu. Teraz jednak ma wątpliwości, czy nie złamać obietnicy…

 

Polecane wideo

Komentarze (249)
Ocena: 5 / 5
Wiktoria Natalia Zośka Strzelcz (Ocena: 5) 06.09.2016 23:02
Wyznanie odważne,podziwiam Cię. Życzę Ci powodzenia i sama mam nadzieję na takie szczęście... Wika
odpowiedz
Vanessa Wardyńska (Ocena: 5) 14.01.2016 23:09
Współczuję sytuacji z dzieciństwa. Pozdrawiam z Domu Dziecka w Kłobucku
odpowiedz
Ania (Ocena: 5) 21.07.2015 17:11
Droga Bereniko! Ja jestem wychowanką Domu Dziecka im. Janusza Korczaka w Kłobucku praktycznie od urodzenia. Jestem spokojną,sympatyczną dziewczyną. Skończyłam podstawówkę z wyróżnieniem i we wrześniu pójdę do gimnazjum. Mam 13 lat. Serdecznie pozdrawiam i życzę Ci powodzenia w liceum. Ania
odpowiedz
Berenika (Ocena: 5) 20.04.2015 21:59
Ja od urodzenia mieszkam w Domu Dziecka.Byłam trudnym dzieckiem i umiałam pokazać po sobie,że nie jestem szara i spokojna.Jednak bidul nauczył mnie spokoju i wyciszył dziewczynę,która trzy lata siedziała w drugiej klasie podstawówki.Teraz mam 16 lat i we wrześniu idę do liceum.Dla mnie bidul jest domem,a jego wychowankowie jak rodzina! Pozdrawiam serdecznie! Berenika
odpowiedz
Ola (Ocena: 5) 24.04.2013 19:00
Witam :)) piszę pracę magisterską dotyczącą sieroctwa społecznego. Jeśli ktoś z was mieszka w domu dziecka lub wychował się w domu dziecka i chciałby o tym opowiedzieć mój e-mail to [email protected] pozdrawiam Ola :)) Oczywiście gwarantuję anonimowość
odpowiedz

Polecane dla Ciebie