„Droga redakcjo,
Piszę do Was, chodź sama nie wiem dlaczego akurat tu szukam porady. Do niedawana byłam jeszcze szczęśliwą, spełnioną kobietą, a moje życie – pasmem sukcesów. Mam 43 lata, dorosłą już córkę i tego samego od 24 lat męża. Jednym słowem, modelowa rodzina – dom z ogródkiem, dobra praca i raz w roku wakacje za granicą. Myślałam, że nic nie jest w stanie zburzyć mojego szczęścia. Do momentu, gdy odkryłam, że jestem w ciąży. Nie mogłam uwierzyć – dwie kreski jak oszalałe migały mi przed oczami, ale ja wcale się nie ucieszyłam. Co teraz będzie z moją pracą– nie mogę sobie na to pozwolić! Od samego początku postanowiłam nic nie mówić mężowi. Umówiłam się na wizytę u lekarza, bo ciąża w moim wieku wydawała mi się nieprawdopodobna. Niestety, lekarz potwierdził najgorsze obawy – byłam w drugim miesiącu ciąży. Załamałam się i wzięłam urlop, aby wszystko dokładnie przemyśleć. W gruncie rzeczy nie lubiłam dzieci i jako nastolatka planowałam ich nie mieć. Los jednak chciał inaczej – po maturze zaszłam w pierwszą ciążę. Urodziłam, ale miałam poczucie, że przez córkę coś tracę. Nie miałam wystarczająco dużo czasu na naukę (studiowałam ekonomię), nie mówiąc już o imprezach czy nawet zwykłych pogaduchach z przyjaciółkami. W wieku 20 lat miałam na głowie, dom, pieluchy i obiady. Nienawidziłam wtedy swojego życia. Po studiach wszystko się zmieniło – mój mąż założył własną firmę, Majka poszła do przedszkola, a ja znalazłam fajną pracę. Wiodło nam się naprawdę dobrze i zaczęłam nawet odkrywać uroki macierzyństwa. Myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy – wszystko tak wspaniale się układało, dzień za dniem.
Informacja o kolejnej ciąży spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Do tego strasznie źle się czułam, cały czas wymiotowałam. Mąż uwierzył, że to jakiś wirus żołądkowy – do głowy by mu nie przyszło, że spodziewam się dziecka w tym wieku! Całymi dniami surfowałąm po internecie, kontaktując się z innymi przyszłymi mamami w moim wieku. Okazało się, że większość z nich przeprowadziła badania prenatalne, które stwierdzają czy płód jest obarczony wadami i ciężkimi chorobami. Od razu umówiłam się na wizytę. W dniu badań drżałam, miałam złe przeczucia. Gdy lekarz powiedział mi, że rozwijające się we mnie dziecko ma zespół Downa, zaczęłam płakać. Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do mojej siostry. Do teraz tylko ona wie o tym, co się stało. Mam niewiele czasu na podjęcie decyzji. Urodzić chore, niepełnosprawne dziecko czy usunąć tę ciążą, ten kłopot, który do końca życia będzie mi ciążył. Wiem, że to okrutne, co mówię, ale ja mam już 43 lata, co będzie dalej? Nie chcę w przyszłości obarczać mojej córki, a ja przecież wieczna nie będę. W zasadzie wydaje mi się, że sytuacja jest kompletnie bez wyjścia. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym zrezygnować z dotychczasowego życia i poświęcić się opiece nad chorym dzieckiem. Nigdy nie byłam typem pobożnej samarytanki, wszystko zawsze było po mojej myśli, na moje życzenie.
Nie wiem, co robić, żadne wyjście nie wydaje mi się wystarczająco dobre. Gdyby dziecko było zdrowe, nie wahałabym się, ale w takiej sytuacji... Na pewno mnie potępicie, powiecie, że powinnam urodzić, ale to nie jest takie proste, gdy ta sprawa dotyczy bezpośrednio. Może są tu osoby, które miały podobne dylemat i podjęły odważną decyzję i zrobiły zdecydowany krok w jedną albo drugą stronę?
Byłaś w podobnej sytuacji?, a może w kompletnie innej ? napisz do [email protected]