Ania od kilku lat mieszka w Moskwie, gdzie przeprowadziła się po ślubie z Rosjaninem. Z wielkim wzruszeniem opowiada o ostatnich tragicznych wydarzeniach…
Drogie Czytelniczki, Szanowna Redakcjo,
Rozpoczynam uroczyście, bo wydaje mi się, że tak poważnego tematu nie można i nie wypada rozpocząć inaczej. Żegnamy właśnie największych dostojników w państwie – naszych przywódców, wysokich rangą oficerów, osoby, bez których czujemy się zagubieni i tracimy poczucie bezpieczeństwa… Mi szczególnie ciężko przeżywać tę stratę, bo jestem na obczyźnie. Tak dalekiej, a jednak tak w tym dramatycznym okresie – bliskiej. Wraz z moim mężem, z dziada pradziada Rosjaninem, mieszkam w Moskwie. Miejscu, gdzie niebo i anioły płaczą tak samo jak nad Warszawą.
W tę straszną sobotę szykowaliśmy się właśnie do wyjścia na zakupy, gdy w całym domu rozległ się dźwięk mojego telefonu. W słuchawce usłyszałam szloch matki… W pierwszej chwili pomyślałam, że coś złego stało się z moimi bliski, ale mama krzyczała, żebym włączyła telewizor. I tam zobaczyłam wrak samolotu, przerażone twarze dziennikarzy, resztki unoszącego się w powietrzu dymu… Uklękłam i zaczęłam się modlić. Gdy mąż objął mnie swoim mocnym, silnym ramieniem, pomyślałam, że żony i córki tych, którzy zginęli, już nigdy nie poczują pokrzepiającego uścisku najważniejszego mężczyzny w ich życiu…
Godzinę później staliśmy przed polską ambasadą i składaliśmy bukiet białych róż w hołdzie polskiemu prezydentowi, polskim dostojnikom, wreszcie osobom nieznanym z pierwszych stron gazet, ale tak samo kochanym przez najbliższych. Towarzyszyła nam nasza starsza córka, która mimo swoich pięciu lat zdawała się lepiej niż niejeden dorosły rozumieć ogrom tej tragedii. Z minuty na minutę wokół nas pojawiało się coraz więcej osób – Rosjan i Polaków mieszkających w Moskwie. Wszyscy łączyliśmy się w ogromnym bólu, żalu i gorącej modlitwie. Nikt z nas nie był w stanie zrozumieć DLACZEGO?
Od soboty nie milkną telefony. Moi rosyjscy przyjaciele dzwonią do mnie z kondolencjami, nie mogąc uwierzyć w straszliwość, jaka spotkała nasz naród. Wielu z nich powiedziało mi, że obserwuje w telewizji tłumy Warszawiaków jednoczących się w obliczu tej tragedii i podziwia naszą nigdy niegasnącą solidarność. A ja wtedy pękam z dumy, że jestem Polką i pochodzę z kraju z tak głęboko zakorzenionym poczuciem patriotyzmu. Jeszcze wczoraj postanowiłam zarezerwować bilet na lot do Warszawy. Żałuję, że dopiero tak smutna okoliczność uświadomiła mi, jak bardzo tęsknię za moją ojczyzną i jak bardzo ją zaniedbuję. Codzienność nie pozwala mi na tęsknotę i częste podróże do Polski, ale w tej sytuacji nie potrafiłabym nie odwiedzić mojej stolicy i nie pożegnać mojego prezydenta. Mojego, bo mimo lat spędzonych w jakże pięknym mieście jakim jest Moskwa, całym sercem czuję się Polką.
W środę rano wyląduję w Warszawie – cieszę się na spotkanie z Wami moje Rodaczki! Połączyła nas żałoba, ale już wiele razy udowodniłyśmy, że potrafimy walczyć. I teraz również znajdziemy pocieszenie. Oby ta trudna lekcja nauczyła nas, że solidaryzować się i łączyć powinniśmy nie tylko w obliczu przytłaczającego cierpienia!
Na koniec chciałabym złożyć głębokie wyrazy współczucie wszystkim krewnym i bliskim ofiar! Wszyscy na całym świecie łączymy się z Wami w żałobie.
Anna
PS. Moja siostra zadzwoniła do mnie wczoraj zapytać się, czy rzeczywiście w Moskwie zabrakło czerwonych goździków. To była nieprawda. Bo zabrakło też róż. Płacze z nami cały świat, a ten trudny czas najlepiej znosić w ojczyźnie!
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl
Zobacz także: