„Droga Redakcjo!
Piszę do Was, gdyż uważam, że jesteście najlepszym sposobem komunikacji z Polkami takimi jak ja, które być może codziennie staczają bitwę o szacunek dla siebie jako kobiety. Chciałabym w ten sposób zasygnalizować problem, który mnie żenuje, zaskakuje, zdumiewa… Problem, który ostatnio urósł do rangi naprawdę olbrzymich rozmiarów, przyprawiając mnie codziennie o zły humor. Otóż – gdzie się podziali polscy gentlemani?
Kiedyś nasze babcie były dumne z kulturalnych, dobrze ułożonych mężczyzn, którzy je otaczali. Przepuszczenie kobiety w drzwiach nie uchodziło za coś nadzwyczajnego i uważane było za naturalny, ludzki odruch. Wtedy Polki pękały z dumy, że mają tak świetnie wychowanych mężów, ojców, dziadków. Teraz ślad po nich zaginął… I obawiam się, że może być gorzej. Niektóre z Was powiedzą może, że to przecież nie jej kłopot. Jesteśmy dzisiaj wyzwolone, walczymy o równouprawnienie, chcemy być równo traktowane. Ale przecież poszanowanie podstawowych zasad kultury oraz podtrzymanie wieloletniej tradycji, jaką były szarmanckie gesty wobec przedstawicielek płci pięknej, nie odebrałoby nam naszej autonomiczności! Wręcz przeciwnie – uważam, że jest to piękny przejaw szacunku dla kobiety i uznania dla jej praw.
Najbardziej jednak oburza mnie w tym wszystkim to, że nie manifestujemy naszego niezadowolenia z takiego obrotu sprawy i niejako godzimy się na takie traktowanie. Bo jak wytłumaczyć fakt, że 60-letnia staruszka zrobi w autobusie miejskim awanturę o miejsce nie grupce studentów w najlepsze siedzących w towarzystwie kobiet, a młodej dziewczynie albo (o zgrozo) kobiecie w ciąży. I nie chodzi tu o strach przed nimi, bo bać można się osiłków w dresie, ale … w zasadzie nie wiem o co. My już się chyba po prostu przyzwyczaiłyśmy, że od mężczyzn nie można wymagać za wiele, a właściwie to nie wymagamy od nich niczego…
A oto obserwacje, jakie dzisiaj poczyniłam i utwierdziły mnie w przekonaniu, że trzeba reagować:
8:01 – wychodzę z domu, spiesząc na autobus, który dowiezie mnie do metra. W ostatniej chwili udaje mi się dobiec do drzwi, kiedy kierowca zamyka je z impetem i odjeżdża, nie bacząc na to, że zrobił to zupełnie złośliwie i tuż przed koniuszkiem mojego nosa.
8:15- w końcu dotarłam do metra, ale wychodząc z autobusu zostałam potrącona przez chłopaka, na oko 24 lata, który daleko w tyle pozostawił swoją dziewczyną i tratując mnie oraz kilka staruszek, przepychał się, żeby tylko wyjść jako pierwszy. Biedna, zawstydzona dziewczyna, obleczona reklamówkami z zakupami wypadła z autobusu jako ostatnia…
9:00 – czeka mnie dzień pełen zajęć na uczelni. Oczywiście, rzadko który kolega z roku przepuszcza mnie w drzwiach, choć znajdzie się kilku gentlemanów, którym nie można odmówić resztek towarzyskiej ogłady :).
12:14 – jadę tramwajem na kolejny wykład. Rozpadało się, więc w jednej ręce trzymam mokrą parasolkę, a w drugiej - torebkę. Przy okazji muszę jeszcze zachować równowagę, więc opieram się o barierkę, próbując wyjąć z portfela bilet. Proszę chłopaka stojącego obok, pewnie mojego rówieśnika, o pomoc. Pytam, czy mógłby mi na chwilę przytrzymać parasol. Najpierw widzę konsternację na jego twarzy, a już po chwili wyraz lekkiego zniesmaczenia. Od niechcenia i bez słowa spełnia moją prośbę, a ja przeklinam się w duszy, że w ogóle zdałam się na jego łaskę. Postanawiam jednak pokazać mu, co znaczy kobieta z klasą – wdzięcznie się uśmiecham i miło dziękuję. On stoi jednak niewzruszony.
17:29 - schodzę schodami do metra. Na dole stoi zrozpaczona kobieta z jednym dzieckiem pod pachą, a drugim w wózku. Mocno pada, a ona próbuje uruchomić windę. Niestety, zepsuta. Czeka więc, nerwowo oglądając się wokół siebie, czy ktoś zaproponuje jej pomoc. Przez cały ten czas w jej otoczeniu przewijają się całe tabuny studentów Politechniki, ale każdy z nich jest zbyt zajęty, żeby pomóc. Solidarność jajników okazuje się więc silniejsza ode mnie i przestaję już liczyć na pomoc jakiegoś osobnika płci męskiej. Gdy już przeniosłyśmy ciężar na górę, kobieta z wdzięcznością dziękuje. A ja po raz kolejny już tego dnia pytam się: gdzie się podziali polscy gentlemani?
17:55 – stoję w zatłoczonym metrze. Obok mnie kłębią się staruszki, kobiety z małymi dziećmi, a nawet niewidoma dziewczyna, ale żaden z pięciu facetów w wieku od 10 do 45 lat, zajmujących swoje wygodne miejsca nie wpadł na pomysł, żeby je zwolnić. Jednak najbardziej uderza mnie obrazek – czternastolatek siedzący ze słuchawkami na uszach i stojąca nad nim mama. Zastanawiam się, co wyrośnie z tego młodego chłopaka, który nie szanuje nawet własnej rodzicielki?
19:31 – gdy przekraczam próg domu, cała aż kotłuję się ze złości. Ciekawe, czy jutro będzie lepiej i czy gdzieś w końcu znajdą się ci gentlemani, o których opowiada czasem babcia. Na pomoc przychodzi tylko mój brat, którego widzę, wyglądając z okna. Otwiera mamie drzwi od samochodu, zabiera zakupy, przepuszcza ją w drzwiach. Może jednak prawdziwi, szarmanccy amanci tak zupełnie nie wyginęli?
Maja, 23 l.”
Zobacz także:
Wasze listy: „Mam 22 lata i siwe włosy!”
Stella jest zrozpaczona stanem swojej czupryny – w wieku 12 lat odkryła pierwszy siwy włos, a dzisiaj, 10 lat później, walczy z ekspresowo rozprzestrzeniającą się na włosach siwizną…
Wasze listy: „Mój chłopak okazał się moim kuzynem!”
Julia i Patryk są parą od pół roku. Przypadkiem, podczas rodzinnej uroczystości, dowiedzieli się, że są spokrewnieni. Czy powinni się rozstać?