Mam 32 lata, trójkę dzieci i męża na emigracji w Wielkiej Brytanii. W tym roku święta spędzimy osobno – ja z dziećmi w Polsce, Wojtek w Londynie. Połączymy się na skypie, popłaczę do słuchawki i będę się zastanawiać, czy mąż sobie chociaż barszcz ugotuje. Nie możemy sobie teraz pozwolić na podróże, bo brakuje nam pieniędzy niemal na wszystko.
Rok temu jeszcze mąż miał pracę, był kierownikiem chłodni, dobrze zarabiał, nie mogliśmy narzekać. Zawsze byliśmy dobrym małżeństwem, ale gdy zlikwidowali zakład Wojtka zaczęły się kłopoty. Mieliśmy kilka kredytów, nie było z czego spłacać, zapożyczaliśmy się u znajomych. Przez parę miesięcy, gdy mąż szukał pracy, utrzymywaliśmy się tylko z mojej pensji, a ja zarabiam niewiele, bo jestem przedszkolanką i to na pół etatu. We wrześniu musieliśmy podjąć decyzję – przyjaciel Wojtka zjechał do Polski z Londynu, zachwalał tam sobie pracę i zaczął namawiać męża na wyjazd. Nie mieliśmy innego wyboru, bo przecież dzieci chcą jeść, trzeba je ubrać i oprać, a wszystko drożej i tak naprawdę innego wyjścia nie było. Nie naradzaliśmy się długo, bo u nas w mieście oferty pracy rozchodzą się jak świeże bułki, każdy tylko patrzy, gdzie się zaraz coś zwolni.
Zapożyczyliśmy się u mojej siostry, żeby Wojtek miał na początek pieniądze na lot, na mieszkanie, tak żeby się gdzieś zahaczyć. Wiem, że jest mu trudno, bo na razie nie podłapał żadnej stałej pracy, tylko coś dorywczego, ale przyjaciel ma mu u siebie w firmie coś załatwić. Nie stać nas na razie niestety na podróże, nawet biletu na święta nie mogliśmy kupić. To będzie nasze pierwsze osobne Boże Narodzenie. Przez skype? Nie chcę sobie tego wyobrażać, bo zawsze było tak jak trzeba – wszyscy razem przy stole, szczęśliwe dzieci, dużo jedzenia, opłatek… A w tym roku bez Wojtka to nie ma sensu. Nie czekam na te święta, z zazdrością opatrzę na inne małżeństwa, na dzieci jeżdżące z ojcami na sankach.
I jeszcze moja siostra. Spotkamy się wszyscy razem na wigilii u rodziców, ona będzie ze swoimi dziećmi, z mężem prawnikiem. Przyjadą jak zwykle nowym samochodem z Warszawy, będą szpanować prezentami, znowu będziemy czuć się jak ubodzy krewni. Tyle że kiedyś miałam pocieszenie w mężu, a teraz zupełnie wyjdę na ofiarę losu. Bez pieniędzy i męża, z marnymi prezentami. Tak, wstydzę się, bo mogłam inaczej sowim życiem pokierować, ale już jest za późno, teraz trzeba się zastanowić jak żyć na nowo? Na odległość…
Magda
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl
Zobacz także:
WASZE LISTY: Kocham byłego chłopaka! Nie potrafię przestać o nim myśleć!