Wasze Listy: „Badajcie się, bo rak jest nieprzewidywalny!"

Do niedawna miała trójkę dzieci i szczęśliwą rodzinę. Do dziś nie umie pogodzić się ze śmiercią córki…
Wasze Listy: „Badajcie się, bo rak jest nieprzewidywalny!"
27.10.2008

"Piszę do was, bo chciałabym żeby ludzie uświadomili sobie jak ważne jest badanie się regularnie. Cztery i pół roku temu byłam jeszcze szczęśliwą matką trójki dzieci. Szesnastoletniej córki, drugiej jedenastoletniej i dziewięcioletniego syna. W tym samym czasie przyjechała do mnie do Kanady córka mojej przyjaciółki Marianna, która mieszka w Polsce. Byłam przygotowana na to, że spędzimy naprawdę wspaniałe wakacje. Czułam się szczęśliwa. Mój mąż był cudownym człowiekiem (przynajmniej tak mi się wydawało przez 20 - lat małżeństwa), a dzieci o jakich tylko może marzyć każdy rodzic. Pierwszy raz Julia (najstarsza córka) powiedziała mi, że boli ja ramie jeszcze przez przyjazdem Marianny. Zlekceważyłam to myśląc, że po prostu ścierpła jej ręka, bo źle spała. Ósmego lipca kiedy właśnie Mari przyjechała postanowiłam, że pojadę z córka do lekarza, bo ból się nasilał. Lekarz nie chciał za bardzo tłumaczyć co córce jest. Skierował mnie tylko do szpitala na badania. Kilka dni później dowiedziałam się, że Julia ma raka kości. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie powiedziałam jej od razu.

Odwiedzałyśmy wielu specjalistów, bo nie chciałam wierzyć, że to co wszyscy mówili było prawdą. Niestety później musiałam przyjąć to do wiadomości i trzeba było poddać córkę leczeniu. dzieci niepokoiły się, a szczególnie Kasper. Mąż przyjął to po prostu do wiadomości. Zaczęła się chemioterapia, która niestety nie dawała rezultatów oprócz tego, że córka była coraz bardziej wyczerpana. Starałam się, aby Mari nie zauważyła co się dzieje, bo córka tak właśnie chciała. Moje dzieci wiedziały. Chciałam, żeby wszystko było jak dawniej. Julia spędzała tygodnie w szpitalu tylko w weekendy mogła być w domu choć też nie zawsze. Starałam się być zawsze przy niej przez co zdarzało mi się zaniedbywać resztę rodziny. Kornelia i Kasper nie mieli do mnie o to żalu, ale John miał zupełnie inne zdanie. Robił mi coraz częściej awantury. Był zazdrosny o to, że spędzam tyle czasu z córka w szpitalu. Ja sama tez czułam się nie w porządku, ale to nie miało znaczenia.

Marianna wyjechała choć czułam, że miała mieszane uczucia kiedy wyjeżdżała. Wiedziała, że coś jest nie tak. Następne dwa lata poszły szybko. Julia miała wiele przerzutów. Na płuco, potem znów, później na żebra i kręgosłup był tez tak wycieńczony, że jeździła już na wózku. Była wzorową uczennicą. Dostała się na wymarzona uczelnie. Nie była jednak w stanie tam uczęszczać. W ostatni dzień swojego życia leżała tylko. Pokazała mi też swój notes w którym miała napisane na co mam przeznaczyć jej pieniądze.

Było nam wszystkim strasznie trudno... Mimo, że minęło sporo czasu nie umiem pogodzić się ze śmiercią córki. Z mężem nadal jestem, ale myślę, że to kwestia czasu. Dlatego mówię to jeszcze raz. Proszę badajcie się, bo rak jest nieprzewidywalny..."

Miałyście podobne przeżycia? , a może zupełnie inne ? Piszcie do nas:[email protected]

Polecane wideo

Komentarze (89)
Ocena: 5 / 5
Anonim (Ocena: 5) 05.08.2010 12:48
no nawet ta morfologia to nie teke latwa sprawa (przynjamniej u mnie)....zeby dostac skierowanie to trzeba zemdlec albo cos bo tak profilaktycznie to mozna zapomniec.....chyba ze ktos sobie zaplaci...
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 02.08.2010 23:51
oj czasem wystarczy zwykla morfologia ludzie żeby zobaczyć czy co jest nie tak. a co do męża hm.. kurcze co z niego za ojciec? zazdrosny o chorą córke? sam powinien też z nią przebywać. w moim przypadku rak nie rozdzielił tylko nas zblizyl do siebie.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 05.06.2009 16:36
Badajcie sie?? ha dobre, w Polsce profilaktyka i wczesna diagnostyka raka są na poziomie zero!!!! Jak sie tu badac? jest tyle rodzajów nowotworow ze nie sposob. Trzeba byco roku robic tomografie komputerowa.
zobacz odpowiedzi (1)
Anonim (Ocena: 5) 05.01.2009 13:13
10 listopada 2008 roku zmarł mój kochany braciszek.Miał 31 lat,i muszę przyznać z wielkim bólem ze nigdy w życiu nie widziałam człowieka w tak wielkich męczarniach.Nowotwór wykryli dopiero po roku (do tego czasu leczony był na przepuklinę ) a rak miał już średnice 26 na 24 cm!!! Okazało się że to rak złośliwy jądra. Ostatnie 3 miesiące swojego życia przeleżał w łóżku nie chodził nie wstawał nie mogłam patrzeć jak cierpi.Miał takie przeżuty na płuca ze nie był już w stanie sam oddychać a guz na brzuchu wyszedł na wierzch.Lekarze którzy przedłużali Arusiowi agonię powiedzieli że nigdy w życiu nie widzieli takiego stwora !!! Bo to stwór,a nie rak. Nigdy nie pogodzę się z jego śmiercią,gdzie jest Bóg ,gdzie jest sprawiedliwość tylu morderców i gwałcicieli łazi po tym świecie a niewinni młodzi ludzie umierają!!!!!Jedyne co mnie pociesza to to,że mój brat już nie cierpi,już nic go nie boli.....
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 03.12.2008 22:12
mój brat leczy się już 2 lata na raka.Zaczęło sie od powiększonych węzłów chłonnych i potem się okazało że ma raka.Lekarze myśleli że się przeziebił itp.A tu ta cholerna chora sie pogarszała aż W KOŃCU ją wykryto :( Naszczęście mój brat ma się dobrze,jest na chemii podtrzymującej.Możliwe że w tym roku uda mu sie z nami święta spędzić a nie w szpitalu! Ps.Jest Pani dzielną kobietą.!
odpowiedz

Polecane dla Ciebie